Był piękny bo chłodny i deszczowy dzionek pod koniec lata, kiedy to Owca przesiadywała u swojej sąsiadki w domu na kawie, tak odmiennym stylistycznie od wystroju tego owczego, że aż dziw bierze, że ona tu wytrzymuje, u Owcy jest tak drewniano i folklorystycznie, dosyć sympatycznie jak na nią, a u Lady Vampire tak elegancko, na złotto i na bogatto, ale bez przesady, kolorami przewodnimi są biel i złoto, a motywem elegancja i szkła, no jednym słowem koszmar. Obie siedziały i rozmawiały przy piosenkach nieukoronowanych króli muzyki trash metalowej z zespołu Metallica, gdy nagle z hukiem wpadła do domu Lady Vampire jej młodsza siostra Lady Stuppida. (Siostry są hiszpankami, ale nie chcą się publicznie przyznać do tego z powodu powiązania z mafią i niejakim agentem mafijnym Alem Bandi - Capone, z którym jedna z nich miała rzekomy romans. Stawiam na Lady Vampire.) Lady Stuppida wpadła zaalarmować o nadchodzącym w tę stronę "bladzinie". Owca stwierdziła, że jego osoba jej nie obchodzi, a jak tu przylezie to zwyczajnie go przeleci... serią z rumuńskiego kałacha. Niestety udało się jej pominąć ten drobny szczegół jakim było pozostawienie owego przedmiotu w domu, a tu z ostrymi przedmiotami raczej słabo, gdyż sąsiadka lubi czymś ze zdenerwowania porzucać na co skarżyli się inni sąsiedzi. Widelce, noże, tasaki wbijające się w jednak drewniane ściany, odgłosy rąbania jak w rzeźni. Nagły dźwięk dzwonka nieco przestraszył siostry, a Owce nakręcił na złamanie komuś karku. Lady Vampire jako gospodyni domu otworzyła drzwi, za którym stało Rude stworzenie, a wraz z nią Twiggy, któremu się znudziło siedzenie na obrazie w zieloniutkiej sukieneczce.
- Szukam Owcy, podobno jest u ciebie - rzuciła Ruda, a Twiggy jak to Twiggy rzucił tylko: Whisky and drugs.
- Tak jest tu, wejdźcie zanim pewien "bladziuch" zauważy, że tu ktoś jest. - Zaraz po tym jak weszli do domu Lady Vampire, dzwonek zadzwonił po raz kolejny, tym razem był to już niechciany gość. Kiedy on się dobijał do drzwi dzwoniąc, pukając, krzycząc: wiem, że tam jesteś, szukam tylko Owcy, to rzeczona Owca zaczęła strzelać w drzwi z kałacha, z nich zostały wióry, a z "bladziny" tylko bitki z dużą ilością ołowiu, czyli bardzo niezdrowe mięso. A jednak gdyby je przebadać w laboratorium możliwe by było, że zdrowsze niż te ze sklepu z całą spożywczą tablicą Mendelejewa.
- Moje drzwi, Owca coś ty zrobiła i skąd masz kałach? Nosisz takie rzeczy przy sobie?
- Masz przecież tylne wyjście, a nasze ogródki są połączone, więc poszłam do siebie jak byłaś zajęta przyjmowaniem gości, a później traciłaś czas na wysłuchiwanie jego wrzasków. - zaczęła się tłumaczyć.
- A nie mogłaś strzelać z ogródka?!
- No nie.
- Czemu nie?!
- Bo by wiedział skąd strzelam, zdążyłby uciec, gdzie element zaskoczenia?! A przez drzwi przecież nie widział. To był zamach z ukrycia.
- To trzeba było walić zza krzaków, z dachu, nie wiem skąd, z jakiegoś ukrycia, a moje drzwi zostawić w spokoju!
- E tam, nie wymyślaj tylko bierz tą miotłę, znaczy miałam na myśli twoją siostrę i to sprzątamy.
Na widok masakry Rude stworzenie wraz z Twiggym stwierdzili, że będą do Owcy częściej wpadać bo fajne rzeczy się tutaj dzieją. Lady Vampire z siostrą i Owcą zaczęły sprzątać, żeby koty się nie złaziły, a w tym samym czasie zjawił się diabeł imieniem Janek. Janek miał obowiązkowo bródkę, kręcone długie włosy w kolorze czerni i kopytka, ogonek tak długi, że zamiatał nim podłogę.
- Te Owca! - krzyknęła Ruda - Jakiś diabeł, to pewnie do ciebie!
- Czego się wydzierasz, przecież jestem obok ciebie. Ty czekaj jaki diabeł?
- No ja. Mam list polecony z góry, znaczy z dołu, ale z tych górnych partii, znaczy ciągle na dole, choć wyżej niż jest samo piekło, znaczy...
- Zamknij się, co to ma być? - zapytała spokojnie i grzecznie Owca.
- No list, ale nie wiem co tam jest. Nie zostałem upoważniony do tej informacji.
- Jak to wszystko to zjeżdżaj bo ciebie też ołowiem poczęstuje. - mówiąc to zaprezentowała diabłu kałach.
- Raczej nie. Wszystko wrzuciłaś w mięso posypane drewnianymi wiórami. Dobrą kucharką to ty jednak nie jesteś.
- Ale rzeźnikiem znakomitym. - odpowiedziała mu kąśliwie i z błyskiem w oczach, pochylając się lekko w jego stronę, lewą ręką wskazywała na tasak do mięsa stojący w kącie obok szafki kuchennej, jedyny tak ostry przedmiot w domu wampirzycy. Diabeł załapał aluzję i zniknął szybciej niż się zjawił, zostawiając po sobie dość nie perfumeryjny zapach siarki. Owca rozwinęła list, jak się okazało gratulacyjny.
- A za co oni ci gratulują? - spytała Lady Vampire.
- Czekaj nie wiem, czytam. O do diabła!
- Co? Co tam jest na Świętego Twiggy'ego?!
- Gratulują mi Tysiąca i Jednego złego uczynku i zapraszają na bankiet wraz z osobą towarzyszącą.
- Whisky i prochy!
- Tylko z kim ja na ten bankiet pójdę? Pół osiedla fajnych kolesi powystrzelałam. Tak, czekaj, czekaj, przecież mam dożywotni zakaz wstępu do piekła.
- Popatrz na dół, tam jest napisane drobnym druczkiem, że anulują ci zakaz jaki na ciebie nałożyli w nagrodę. - Lady Vampire dostrzegła malutki druczek na samym dole żółtej kartki, specjalnie był tak mały, aby trudniej było go zauważyć, przez co liczyli, że Owca może jednak nie zstąpi do piekła.
- A no jak tak to jeszcze sobie muszę osobę towarzyszącą upolować.
- Wyrzuciłam mięcho jakie Owca zrobiła z "bladziny". - skwitowała Lady Stuppida.
- Whisky... mother fucker... and drugss... whisky.. fuck, what? - Jeden tylko Twiggy, lub on sam również nie, wiedział co mówi i o co mu chodzi. Po minucie tępego patrzenia na zielono-sukiennego Twiggy'ego, otępienie przerwało Whiskey in the jar puszczane z laptopa, na co Twiggy zaczął coraz głośniej i natrętniej wykrzykiwać "WHISKY", Owca, że ma słabe nerwy przywaliła mu kałachem po głowie, dzięki temu natychmiast się uciszył, Rude stworzenie zaś siedziało na tripie, który sobie zafundowało podczas rozpatrywania listu i zaczęło namiętnie opowiadać o seksownych nóżkach nieprzytomnego Twiggy'ego.
- Czy tylko ja widzę w tym patologię? - Owca zastanowiła się, olała to i wraz z Wampirzycą kończyły kawę myśląc, kogo mogłaby zostawić przy życiu i zawlec na bankiet, w tle zaś Ruda mówiła sama do siebie, a Twiggy, który trochę oprzytomniał ułożył się na podłodze i grał na niewidzialnej gitarze. Lady Stuppida jako, że przeszkadzała w rozmowie również dostała kałachem po łbie, ale tylko dlatego, że już naboje się skończyły.
- Mieli fart, nie mam nabojów.
- Tak, oni mieli, a ja ciągle muszę żyć ze świadomością, że to małe natrętne coś ciągle żyje.
- Każdy swój krzyż nieść musi, czy jakoś tak to szło.
- Skąd to znasz?
- Mam biblię w kiblu, jak dłużej siedzę to lubię poczytać taką fantastykę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz