Owca raz do roku odwiedzała fryzjera i jak co roku postanowiła sobie zafundować nową i lekko ekscentryczną fryzurę, miała włosy czarne, niebieskie, czarne z zielonymi pasemkami, czerwonymi, niebieskimi i wszystkie kolory tęczy co nie było wtedy tak popularne jak teraz, choć teraz zapewne brana by była za lesbijkę, były proste, kręcone, falowane, afro, krótkie i asymetryczne, wymyśliła, że chce mieć w tym roku mechanicznie czerwone włosy, średniej długości, ale z wyciętymi bokami. Z braku laku pieniędzy, które roztrwoniła na różne pierdoły zbędne mniej lub bardziej, ale tak czy inaczej zbędne i hektolitry napojów procentowo smacznych, poszła do technikum fryzjerskiego na praktyki, żeby jakaś praktykująca, a może nawet, a najlepiej praktykujący zrobił jej fryzurę za darmo. Atmosfera była całkiem miła, osoba praktykująca niestety płci żeńskiej rozmawiała ze swoją klientką podczas całego tego misternego zabiegu trwającego dłużej niż u profesjonalnego fryzjera, ale czego się spodziewać po praktykantach. Po umyciu i wysuszenia Owca nie była zadowolona. Z mechanicznej czerwieni a la Marylin Manson wyszedł perfidny róż, gdy tylko zobaczyła swe odbicie w lustrze zaczęła krzyczeć i przyzywać co bardziej demoniczne bestie od Belzebuba zaczynając na Putinie kończąc, po czym wyzionęła ducha, ciało nieszczęsnej Owieczki siedziało i stygło na krześle fryzjerskim, zaczęła sinieć i robić się zimna, krew powoli zastygała w jej żyłach, a jej oczy wpatrywały się z widocznym przerażeniem w jeden punkt odbijający się w lustrze, na swoje różowe, średniej długości włosy z wyciętymi bokami. Oto haniebna śmierć Owcy Porno w miejscu zwanym "zakładem lakierniczo-blacharskim" inaczej "fryzjer". Po tym wszystkim, ciało Owcy spoczęło na najstarszym cmentarzu i najbardziej przerażającym, a duch jej zaprzysiągł sobie, że będzie straszył w miejscu swojej śmierci, czyli w salonie należącym do technikum. Ten kto ją zobaczył lądował w psychiatryku, gdyż widok różowej Owcy nie był widokiem dla ludzi o słabych nerwach, to nie był widok w ogóle dla ludzi. Owca strasząc klientki świetnie się bawiła, wystarczyło zrobić głupią minę, rzucić oklepanym Bu i nawet nie trzeba było krzyczeć. Wszystkie klientki, jak również klienci widząc w lustrze różową Owcę i słysząc jej prześmiewcze "bu" uciekali z przerażeniem biegnąc prosto do psychiatryka w Choroszczy. Rejestrowano ich w szpitalu dopiero po dwóch dniach jak już się uspokoili. Po jakimś czasie ludzie przychodzili nie chętnie do technikum, wkrótce salon przeniesiono do innej sali, duch Owcy miał straszyć w miejscu swojej śmierci, więc nie mogła straszyć po za tą konkretną salą, miała to robić przez 50 lat, ale tyle by chyba sama ze sobą nie wytrzymała i zanudziłaby się, zniknęła więc na dobre z sali, a znalazła się w Hunterowni, miejscu dla dusz, niekoniecznie zabłąkanych. Paliła tam papierosy, dym w nią wsiąkał, mieszał się z jej ektoplazmą i wypadał ociężale stopami, chodząc zostawiała po sobie czarne ślady stóp. Piła alkohol, który po zmieszaniu się z jej powłoką po jakimś czasie również wypadał, znaczyła swoją drogę mokrymi śladami. Rozmawiała z innymi duszami, a nawet chodziła na bale dla dusz, choć nie mogli się tam stroić i układać fryzur i tak bale były udane, tańczono w parach klasyczne tańce, co prawda nie była to rozrywka dopasowana do niej, znosiła to bo nie miała nic innego do roboty, nawet jej się z czasem spodobało. Ale jak wyglądała jej powłoka? Otóż było to ciało, zwyczajne jednolite ciało w szarym kolorze, widać było rysy twarzy, kolor oczu i niestety włosów, nie było widać szczegółów, tatuaży, piegów czy blizn. Na jednym z bali w starym dworskim stylu wygrała konkurs na najbardziej przerażającą postać. Po 50 latach pozwolono Owcy wrócić do swego ciała, poszła na cmentarz, na którym znajdowało się jej martwe, zimne i już trochę rozkładające się (odpadała jej lewa noga) i delikatnie nadgryzione ciało, miała w głowie dwa żelkowo-mutantowe robaczki, lubiące się ze sobą nie zgadzać, zjadły jej jedną połówkę mózgu, akurat z tej nie korzystała, więc wszystko jedno czy ją miała czy też nie. Wreszcie wtopiła swoją ektoplazmę w swoje ciało, a następnie chwiejnym krokiem jak gdyby pijana wróciła do domu, przechodnie nie zwracali uwagi na nią bo w końcu była noc, nie ona jedna wracała z imprezy, choćby i tej cmentarnej, a kiedy dotarła wreszcie i weszła do środka przeżyła szok, który potwierdził to, że żyje, serce jej waliło, a pół mózgu nie mogło ogarnąć tej ferii barw, wszystko było w pięknych mechanicznych kolorach, wszystkie dawniej wytarte folklorystyczne wzory na ścianach olśniewały głębią kolorów, zastanawiała się czy nikt przez te lata tu nie zamieszkał i nie będzie musiała wyganiać niechcianych lokatorów, bo przecież kto inny by mógł wyremontować jej zaniedbany domek? Kiedy wyszła nad ranem ze swego domu poszła odwiedzić swoją sąsiadkę, otworzył jej młody mężczyzna, na pytanie Owcy, gdzie jest Lady Vampire zrobił wielkie oczy, popatrzył na Owcę jak na wariatkę i bez słowa zamknął jej przed nosem drzwi, wiedziała, że minęło już sporo czasu, ale w końcu jest wampirem, nie miała więcej jak ze sto lat, jakoś trzysta jeszcze przed nią. Udała się więc do lasu, a tam w samym jego środku ogrodzenie i tabliczka informująca, że w tym miejscu znajduje się rezerwat mutantów, w którym na małej przestrzeni żyły ze sobą mutanty krówkowe i żelkowe oraz jakieś inne, których Owca jeszcze nigdy nie widziała, wyglądały na czekoladowe, pokierowała swe kroki w stronę domu Rudego stworzenia, zamiast bloku, w którym mieszkała zastała wielki gotycki kościół pod wezwaniem Świętego Twiggy'ego oraz przybudówkę kościoła pod wezwaniem Latającego Potwora Spaghetti, ta przybudówka była kościołem imienia Owcy Porno pod wezwaniem jej makaronowego przyjaciela. Nawet się wzruszyła z tego powodu, ale gdzie ta Ruda? Weszła do kościoła Twiggy'ego, był tam obraz przedstawiający Rudą, a pod obrazem informacja: „Ten kościół jest poświęcony największej fance Twiggy'ego Ramireza, to właśnie Ruda własnymi rękoma zmusiła dziwnych debili słuchających Justina Bimbera do pracy i do budowy tego gotyckiego kościoła, sama po ukończeniu budowy, poświęceniu krwią nieochrzczonych niemowląt, udekorowaniu obrazami i takimi innymi Twiggowskimi pierdołami i po utworzeniu ołtarza, była tak dumna, że zaćpała się kodą. Teraz kościół jest pod rządami żony Rudego stworzenia, Szeni." Po przeczytaniu tego Owca miała wrażenie jakby drugi raz wyzionęła ducha, poczuła tylko jak upada na kościelną posadzkę, obudziła się z ogromnym bólem głowy w swoim mechaniczno-kolorowo-folkowym pokoju, który wciąż ją przerażał, a jednocześnie podobał jej się, jednak stanowczo kolory były za jasne, trzeba będzie je wytrzeć. Po tym jak ledwo wstała z podłogi, na której był wcześniej dywan, a teraz okrągła i futrzasta, choć mięciutka i miła w dotyku jego namiastka, napiła się kawy i próbowała ogarnąć to wszystko, po kilku łykach dużej czarnej i gorzkiej zadzwonił dzwonek do drzwi, a za drzwiami stała jej sąsiadka, wyglądająca jak zawsze młodo, jedyna cecha łącząca elfy i wampiry, choć elfy zawsze wyglądają pięknie, a wampiry dopiero od jakiegoś czasu pracują nad wyglądem, są zawstydzeni swoimi wampirzymi przodkami, którymi po dziś dzień straszy się niegrzeczne dzieci.
- Kurcze nieźle to wygląda, tylko może trochę przesadziłaś z intensywnością kolorów, to z jakiejś okazji? I przede wszystkim jak to możliwe, że zrobiłaś to w jedną noc? A ten nowy kolor włosów całkiem fajny, ale chyba miał być czerwony, a jest ciemny blond?
- Kopnij mnie w żyć, bo nie rozumiem o czym ty do mnie mówisz? Masz pojęcie, że w twoim domu mieszka jakiś koleś, a w lesie, który o dziwo wciąż nie ma swojej nazwy jest rezerwat, a za lasem, tam gdzie było mieszkanie Rudej jest kościół Twiggy'ego, a przy kościele dobudowany kościół nie wiem czemu mojego imienia pod wezwaniem mojego makaronowego przyjaciela, przypominam ja się z nim tylko przyjaźnie.
- Ja dalej mieszkam tam gdzie mieszkam, Ruda nie zamieniła swego domu na kościół, choć jak mniemam bardzo by chciała, a las ma nazwę Black Forest od dawniej mieszkających tam wiedźm, które według kanonów mody w ich czasach ubierały się na czarno i nie ma w nim żadnego rezerwatu. A jeśli chodzi o faceta w moim domu to tu bardzo żałuję, ale nie mieszka żaden.
Owca była w bardzo ciężkim szoku, a Lady Vampire weszła dalej do środka i bardzo ją zaskoczył widok jaki ukazał się jej oczom, była wręcz zdumiona.
- Wytłumacz mi jak udało ci się w jedną noc przystroić dom na zewnątrz w średniowieczne upiory i jak przerobiłaś wnętrza w ciągu jednej nocy? Wygląda to strasznie i zajebiście zarazem.
Owca już całkiem zbaraniała, Wampirzyca podeszła do stołu i zobaczyła opakowanie po dopalaczach.
- No i widzisz, dopalacze, znów ci się coś przyśniło.
- Więc wytłumacz mi jakim cudem mam dwa żelkowe mutanty robaczkowe w głowie? Pamiętam, że jak znalazłam swoje ciało na cmentarzu to one już tam siedziały.
- Jaki cmentarz, jakie robaczki? Idź ty po prostu spać.
Wampirzyca wróciła do domu widząc, że z jej przyjaciółką nie dojdą dziś do porozumienia, a Owca idąc za dobrą radą położyła się spać. Gdy wstała wszystko było tak jak wczoraj, nadal czuła dwa małe robaczki w głowie, ciągle czuła, że noga w każdej chwili może jej odpaść, ale po widoku swojej sąsiadki, która opalała się w swoim ogródku pomyślała, że albo jej do reszty odwala, albo stało się coś czego nie potrafi wytłumaczyć, jednak nie przypomina sobie, aby kupowała dopalacze, więc skąd pudełko po nich w jej domu. Wybrała się na spacer nocą do lasu, a w lesie wszystko jak dawniej, poszła pod dom Rudej, a tam jej dom i ani śladu choćby cegiełki po kościele, poszła więc na cmentarz, który był kilka kilometrów od osiedla Rudej, w miejscu gdzie była rzekomo pochowana od 60 lat leżał ktoś inny. Nie wiedząc co o tym myśleć, postanowiła w ogóle o tym nie myśleć, zapomnieć o tym i wrócić do domu.
Twiggy przechadzał się po domu, lubił chodzić ot tak bezsensu z pokoju do pokoju, w salonie Ruda spała na stole leżąc nad jakimś projektem, Twiggy przyjrzał się dużemu rysunkowi, który przedstawiał gotycki kościół z przybudówką, dostrzegł na drodze prowadzącej do niej, a wykonanej z płyt i polbruku postać Latającego Potwora Spaghetti. Natomiast nad wejściem do kościoła zauważył swój portret, był to półokrągły witraż, na którym się uśmiecha. Dziwne, choć frapujące, pomyślał, ale szybko wrócił do przerwanego zajęcia.
Dochodząc do wyjścia z cmentarza drogę zablokowała jej jakaś postać, wyglądała na zombie, była to postać sina, rozkład zaczął się już dawno, w pół mroku dostrzegła, że to kobieta.
- Czemu się pani tu rozkłada?
- A gdzie mam gnić, w grobie?
- Tak by było najlepiej.
- Chcesz wiedzieć, czy nie?
- Co wiedzieć?
- Zwyczajnie czasoprzestrzeń się zakrzywiła, trafiłaś do zupełnie innego wymiaru, zastępując siebie z tamtego wymiaru. Tamta ty zniknęła w nicości na pięćdziesiąt lat zupełnie nieświadoma tego, dla niej to była chwila, a jeśli chodzi o twój dom, to nie jest dom z twojego wymiaru, tylko z tego, do którego wpadłaś, w efekcie czego nie poszłaś do fryzjera u siebie, zmiany tam dokonane, nie przechodzą do twojego wymiaru, nawet lepiej ci w naturalnym kolorze.
- Kim ty jesteś?
- A jeśli ci powiem, że jestem tobą z przyszłości?
- To się nie zdziwię jeśli tak właśnie skończę, rozkładając się w bramie... źle to zabrzmiało.
- Musisz zniszczyć mechaniczną siebie.
- Jak?
- Zrobisz przeskok, zniszczysz siebie tylko niszcząc doszczętnie swój dom z tamtego wymiaru, zniknie przy tym Ty będąca znów w tym czasie w nicości.
- Masz na myśli mój dom z tego wymiaru co został w tamtym wymiarze.
- Oj właź do krypty pod kościołem!
Owca ciekawa nowej przygody weszła za poradą rozkładającej się siebie, co według niej wcale dziwne nie było, do krypty i zakręciło się jej w głowie, upadła, a obudziła się z mdłościami w swoim starym i wyblakłym z kolorów domku, prędko biegnąc do łazienki i wymiotując. Jak tylko zrobiło się jej lepiej zaczęło się zastanawiać jak zniszczyć swój dom. Najlepiej by było go wysadzić, ale nie potrafiła zrobić bomby, a może spalić, jednak nim by się spalił, to jak na ironię straż pożarna by zdążyła przybyć na czas. To musi być szybka akcja, trzeba znaleźć bombę.
- To znowu ty, mówiłem ci już, że nie znam żadnej Lady Vampire, czy jak tam by się nie nazywała.
Owca poszła do swego sąsiada, jak siebie znała miała w korytarzu szafę, a w niej jeśli nie kałach to chociaż pistolet, zabytkowy, z drugiej wojny, jednak wciąż był w użyciu, dobra nie był, ale brązowooki elf, co dopiero teraz zauważyła spostrzegając spiczaste uszy nie wiedział o tym, a był jej potrzebny bo miał samochód stojący na podjeździe.
- Bierz kluczyki i wieź mnie do mateczki Rosji.
Grożąc mu starym pistoletem nakazała się wieźć tam, gdzie bomby mają na pewno. Będąc pod granicą Owca wyciągnęła dwie butelki, po litrze na łebka i strażnicy ich puścili, waluta nawet w tym wymiarze jest taka sama. W końcu nie wytrzymał i spytał dlaczego ma ją zawieźć na rosyjski teren wojskowy, odpowiedziała, że jadą po dwie bomby, ale on nie wierząc spytał jeszcze raz, odpowiedziała to samo i zamilkł z powrotem. Dojechali pod las, żołnierz ich zatrzymał i nakazał zawrócić, Owca wysiadła z auta i zaproponowała mu układ.
- Ja coś wiem, a ty mi dasz coś, żebym milczała i zabrała te wiedzę, ze sobą aż do grobu.
- A gówno ty wiesz! Precz stąd! Bo zastrzelę!
Owca zaczęła krzyczeć
- Logika ruskich, zabiliście ich, to nie my, mam dowód, że ich zabiliście, zestrzeliliście, a kto przeżył, tego dobiliście, to nie my, to byli nasi bracia bliźniacy, i tak was zabiję, więc zginiemy za mateczkę Rosję, ale najpierw wypijmy!
Żołnierz spocił się ze strachu, że ktoś ją usłyszał, wiedziała, że dalej pójdzie gładko jak po tafli lodu.
- Czego chcesz?
- Dać ci wódki.
- Pytam serio.
- Odpowiadam serio.
- A co za wódkę?
- Skoro pytasz, to dwie bombki Putina.
- Nie mamy bomb. Won bo zastrzelę jak sabakę.
- Nie masz co najwyżej naboi, ale bomby masz, daj dwie, a dostaniesz wódkę, wyglądasz jakbyś co najmniej tydzień nie pił, nie ssie cię?
- Dobra, przyniosę bomby, niech cię czart, ale wódki ma być dużo.
- Dziesięć litrów.
Za tych litrów chciał jeszcze do bomb kilka fajerwerków dorzucić co im po sylwestrze zostały, ale zabrali tylko to co potrzebne. Wracając przypomniała sobie, że nie zostawiła już alkoholu dla celników, na szczęście nie tylko ona płaciła tą walutą, przejechali bez problemu, dotarli do domu nocą, Owca kazała brązowookiemu schować się gdzieś, nie wiedziała jaką siłę mają te bomby, uciekł za drugi dom, Owca odbezpieczyła obie bomby wielkości piłki do tenisa i rzuciła, po czym zaczęła uciekać, siła wybuchu zmiotła z powierzchni ziemi jej dom, ale także dwa sąsiednie, w tym jej towarzysza, nim uciekła za dom, za którym był chłopak, którego imienia jeszcze nie poznała, siła odrzuciła ją wprost na płot. Czuła, że kręci jej się w głowie, ale bardziej niż zwykle, wystraszyła się, bo to nie w głowie jej się kręciło, to wszystko wokół niej zaczęło się kręcić i rozpływać, chłopak wyciągnął do niej rękę i krzyczał coś, ale nie słyszała, odpływała do swojego świata. Otworzyła oczy i znów zwymiotowała będąc już w krypcie. Ona z przyszłości patrzyła na to i spytała czy czuje jakieś zmiany.
- Noga jakby lepiej się trzyma niż ostatnio i w głowie jakby pełniej, zdaje się, że robaczki zjadły mi pół mózgu.
- Nie, robaczki wciąż tam są. chociaż masz cały mózg, to będzie wyglądać na to jakbyś go nie miała.
- A noga?
- Z nogą jest w porządku.
- Miałam nie mieć żadnych zmian, dlaczego mam robaki w głowie?
- Wlazły ci tam jak zasnęłaś w lesie, nie są z innego wymiaru.
- A czemu meble się nie przetransportowały do innego wymiaru?
- Meble to dodatek do opakowania jakim jest dom, dom może, środek nie.
- A co z...
Przerwała jej gestem ręki, takim jakby chciała kogoś zatrzymać, odwróciła się i odeszła, Owca z teraźniejszości markotna wróciła do kolorowego domu myśląc o tym chłopaku i gdzie będzie mieszkał, zniszczyła mu dom, a on wyciągał do niej rękę, żeby pomóc. Zasnęła w swoim wygodnym łóżku i pozwoliła wszelkim troskom i zmartwieniom odpłynąć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz