wtorek, 3 lutego 2015

Misie kaputt, a czekolada w płynie i sąsiad wszystko wyliże.

Owca pewnego szarego dnia w porze wczesnojesiennej wybrała się na miasto w poszukiwaniu nowej pracy, po kilku dniach poszukiwań wróciła do domu pijana, zmęczona i z parą diabelskich rogów w garści zdobytych w sposób niepodobający się ich byłemu już właścicielowi, biedaczek przegrał je w kości, nie wiedział, że Owca była mistrzynią kantowania w tej dziedzinie, ale niestety bez żadnej propozycji pracy. Postanowiła wziąć swoją gitarę i zagłuszać spokojne popołudnie sąsiadom, tym którzy jeszcze nie zdecydowali się wyprowadzić i wpadła na dość oklepany pomysł, by zacząć grać na ulicy. Poszła najpierw do parku i fakt dostała parę groszy, ale chyba tylko po to by przestała grać bowiem nie każdy lubi Slipknot lub Metallic'e grane nawet na akustycznej gitarze, w końcu podniosła tyłek z ławki i poszła do Rudej po natchnienie ukryte w cieście z masą flegmową, wypiły kilka whiskaczy na przemian z kawą i po trzech dniach intensywnego myślenia, tudzież chlania poszły pod fontanny i zaczęły rzępolić na swoich gitarach muzykę country i jak na ironię wpadło im trochę złotówek, tym razem nie po to by przestały grać, ale po to by grały dalej, Owca trochę się tym podłamała, ale kalkulując to sobie wychodzi jednogłośnie, że złotówka za granie country jest lepsza, niż grosz za to by przestać grać prawdziwą muzykę, rachunki trzeba opłacać i ten nowy laptop co na kredyt wzięła, stary dogorywał. Kiedy zrobiło się już tłumnie przy fontannach, a zgromadzone kilogramy żywej masy dobrze się już bawiły, to nagle worki mięsa z kośćmi żwawo się poruszające popadły w panikę i rozbiegli się jak mrówki na wszystkie strony, mało tego zaczęli się wydzierać jak poparzeni. Obie popatrzyły na siebie zastanawiając się co przestraszyło tak ludzi, odpowiedź sama do nich przyszła, był to nadgryziony biało-czekoladowy mutancki miś, patrzył wkurzony na Owcę, ta patrzyła na niego ze zdziwieniem i zastanawiała się skąd kojarzy tego miśka i naszło ją olśnienie, kiedy ostatnio była na cmentarzu ten misiek plątał się po nim, a Owca będąc na lekkim haju po palonych kościach wydobytych z grobu postanowiła skosztować tej żywej czekoladowej słodkości gdyż czekoladę uwielbia zaraz po bijatyce, muzyce, alkoholu, stu pięćdziesięciu innych rzeczach, walkach MMA, wyścigach samochodowych i graniu na kompie.
- Puchatku chcesz czegoś, czy po prostu muzyka ci się nie podoba?
- Arwgrh.
- Jakoś mało komunikatywny jesteś misiek.
- Arghrw!
- Sprechen polish, albo poszedł won!
Nagle misiowy mutant rzucił się na Owcę z tymi swoimi brązowymi łapskami, ta walnęła go po jego czekoladowym łbie tym co miała pod ręką, a właściwie w ręce, przywaliła mu gitarą tak, że łeb mu odpadł i doturlał się, aż na drugą stronę ulicy, miś upadł do tyłu, a ona poszła i podniosła miśkowy łeb i jako, że ludzie i tak się rozbiegli poszła do domu z łbem pod pachą, na miejscu Ruda z Owcą przyrządziły sobie koktajl czekoladowy z puchatkowej głowy z dodatkiem whiskacza i nazwały ten napój: "Pijacka głowa misia", nad nazwą może jeszcze później popracują. Zachlały się tym i niestety później wisiały nad sedesem, tuląc go co by mu smutno nie było, pijacki łeb okazał się być zbyt słodki, następnym razem dadzą mniej czekolady, zdecydowanie mniej, najlepiej sam whiskacz. Po kilku dniach jak już Owieczce przeszła chęć na rzyganie zdecydowanie nie tęczą, ponownie poszła poszukać jakiejś roboty na mieście, na graniu country nie pociągnie zbyt długo, choćby ze względu na ból głowy jaki sama sobie tymi dźwiękami przyprawia, chodziła od kilku godzin po galeriach, warsztatach, barach, aż w końcu z determinacją i uparciem zareklamowała się pewnemu właścicielowi sklepu, innymi słowy mu zagroziła, że jeśli jej nie przyjmie to prędzej czy później pożegna się ze swoją pracą, a przede wszystkim ze sklepem, słyszała jakie ma problemy z diabłem, u którego jest zadłużony, albo pomoże mu umorzyć dług, albo podwoi i tak już wysoką stawkę, z miejsca chciał ją zatrudnić jako menadżera, ale zadowoliła się byciem zwykłą kasjerką, nie chciała tak dużej odpowiedzialności, nie na początek. Tak szczęśliwa wracała do domu, że na miejscu postanowiła się nachlać, po północy poszła w kimono, a około pierwszej usłyszała dzwonek do drzwi, zignorowała to najpierw, ale ktoś upierdliwie z zawziętością maniaka wciąż pukał i dzwonił.
- A niech was kto kopnie w żyć, kto i czego? - wycedziła przez zęby zaspana, zdenerwowana i jeszcze bardziej zaspana, otworzyła drzwi w samej bieliźnie, a tam dwa misiowo-czekoladowe mutanty, tak owszem spodziewała się jakiegoś napalonego, no czy ja wiem anioła o takim przypadkowym imieniu dajmy na to Tomasz lub może kolejnego przeskoku w inny wymiar i elfa za drzwiami, ale niestety zjawiły się wielkie czekolady, sztuk dwie. Poszła spokojnie do kuchni, a misie stały i patrzyły zdziwione na siebie, widać mistrzami logiki nie byli, wróciła do nich z palnikiem w ręce, nie wiedziała nawet skąd takowy przedmiot znalazł się w jej posiadaniu i skierowała ową rzecz w ich stronę, nie wpadły na to, żeby zacząć uciekać dopóki nie włączyła palnika topiąc je, ale wtedy było już za późno na cokolwiek, kiedy już całkiem się rozpłynęły, powróciła do przerwanego zajęcia, mianowicie spania. Pod jej drzwiami rano zjawiło się mnóstwo os, pszczół i mrówek, na szczęście była ich tak wielka chmara, że to całe towarzystwo wszystko sprzątnęło, choć przypuszczała, że na płynną czekoladę pokusił się również jej sąsiad, przynajmniej ten jeden problem miała z głowy, inny problem był z głową, ale z tego leczyć się nie chciała, grywała sobie czasem na perkusji, a perkusiści to z definicji chorzy psychicznie i porąbani ludzie, gdyby było inaczej nie waliliby w gary rytmicznie tupiąc nóżką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz