czwartek, 8 stycznia 2015

O kurczę, czyli Owca daje czadu w piekle... znowu.

Poszła sobie Owca na spacer, bo spacery lubiła i jak to zwykle spacer miał finał w lesie. Dzień słonecznego lata był tym razem nieco chłodniejszy. Owieczka usiadła pod drzewem na polanie i słuchała jak śpiewają ptaki. Ubrana była w białą bluzkę, na którą siadały różne robaczki i latające owadziki co denerwowało naszą bohaterkę, która ciągle musiała je ganiać, nie rzadko brudząc przy tym bluzkę niechcący rozgniatając żyjątka. I tak siedziała i słuchała ptasich treli na przemian z warczącą piłą, bo właśnie karczowano las. Owca wkurzyła się i poszła dalej myśląc co tu robić do wieczora. Dalej opychała wodę święconą dla księży, ale tylko po zmroku i tylko na alejce Dusznej w parku Złotego Mihajła przy latarni numer 66. Postanowiła pójść na ciasto z masą o mało apetycznej nazwie flegmową do Rudego stworzenia. Przyszła bez zaproszenia, bo Ruda nadal udawała, że jej tu nie ma. Nie odzywała się i nie dawała żadnych znaków, nawet dymnych. Co niejednokrotnie jej się zdarzało, kiedy mieszkała w Whitestok. Owieczka trochę się tym zaniepokoiła, może wcale nie wróciła na stałe, może tylko tak wpadła na kilka dni, może pojechała dalej, a może właśnie w końcu udławiła się własnymi wymiocinami. Kiedy doszła na osiedle i w końcu pod blok Rudego stworzenia, weszła do mieszkania, a konkretnie do pokoju przez chyba nigdy niezamykane okno. Dokładnie tak jak wcześniej i tak jak wcześniej zastała wielki bałagan. Nie widziała nawet gdzie jest łóżko, na którym najpewniej śpi Rude coś. To stworzenie było raczej aktywne nocą, a senne w dzień, coś jak nietoperz. Taki Rudy Batman. Zaczęła szukać łóżka mniej więcej tam, gdzie było poprzednio i szła poprzez wielki bałagan, minęła obraz na ścianie, na którym widniał prywatny bóg Rudej, aczkolwiek wciąż żyjący Twiggy Ramirez. Minęła kanapkę z żółtym serem, bo jak wspomniałam jest wegetarianką. Zagracone biurko, na którym stał chyba komputer, jednoznacznie stwierdzić nie było można, ze względu na nadmiar wszystkiego co może i nie powinno się znajdować na blacie biurka. I wiele innych rzeczy wszędzie. Chodziła tak w kółko, mijała ciągle te same rzeczy i szukała, ale nie mogła znaleźć, zaczęła podnosić różne śmieci i sterty ciuchów zaglądając pod nie, ale nic z tej wielkiej graciarni nie przygniotło Rudego stworzenia, a przez to tylko Owca zrobiła większy bałagan, przez który nie widziała już nawet okna. Pomyślała, że szuka już wystarczająco długo i czas by było stąd wyjść. Ale zaraz stop. Przyszła w sumie po to na co właśnie się natknęła. Nie, nie znalazła w tej górze śmieci prawie sięgającej sufitu swojej znajomej, za to coś bardziej cenniejszego. Ciasto. Wzięła wielki kawał ułamując go od ciasta. Podjadła trochę i teraz zamiast Rudej, Owca szukała wyjścia. Błąkała się po pokoju, który okazał się być bardzo duży, ale nigdzie nie mogła dojść. Zastanawiała się skąd tu tyle rzeczy? Ruda niezwykła mieć manii zbieractwa. W końcu nie wytrzymała i zaczęła wołać o pomoc do wyższej siły, czyli zrobiła to co każdy porządny ateista, kiedy się boi. "Twiggy.", zaczęła wołać, "Pomóż mi się stąd wydostać". Niestety, żadnej pomocy od Twiggy'ego. Pochodziła jeszcze trochę po pokoju i natknęła się znów na obraz, na którym widniał Twiggy. Wisiał na ścianie i patrzył z obrazu jak gdyby nigdy nic. Zaczęła znów prosić o pomoc. Gadała tak do niego dobre piętnaście minut, gdy nagle Twiggy zstąpił z obrazu i przemówił do Owcy: „Whisky and drugs" i zniknął. Owca była w szoku, że przemówiła do niej postać z obrazu. Poszła taka przed siebie i nawet nie zauważyła, że znów znalazła się w lesie. Otępiała szła drogą, aż znów wpadła przez dziurę do piekła. Bo oczywiście dalej nikt nie mógł przesunąć tego cholernego rusztowania pod samą dziurę. Tam spotkała diabła, którego jak jej się wydawało unicestwiła poprzednim razem, ale na szczęście diabła nie da się rozpuścić tak na amen, a przynajmniej nie święconą wodą, więc po jakimś czasie wrócił do swojej postaci. Brązowy diabeł na jej widok wziął widły w ręce i przyglądał się jej bacznie. Nawet nie zastanawiało jej to skąd wziął widły. Owca podeszła do niego i powiedziała mu: „Whisky and drugs bracie", po czym diabeł zrozumiał, że do Owcy przemówił ktoś dosyć osobliwy. Najpewniej Twiggy, bo dostał nie tak dawno życzenie od jednej takiej rudej i wychudzonej co chciała ożywić postać ze swego obrazu, w zamian za swą duszę. Wystarczyło tylko podpisać cyrograf. Nasza bohaterka była w takim szoku, że postanowił ją zamknąć w różowej komnacie szaleństwa, żeby doszła do siebie. Tam otrzeźwiała. Kiedy zrozumiała gdzie się znajduje, zaczęła wołać kogokolwiek, żeby ją stąd wyciągnął, przyszedł więc do niej brązowy diabeł.
- No Owca, posiedzisz tu trochę, za to co mi zrobiłaś.
- Ja ci jeszcze nic nie zrobiłam, ale wciąż mogę.
- Czyżby kolor ścian ci nie odpowiadał?
- Czyżby twoje rogi i ogon tak bardzo ci przeszkadzają, że chciałbyś się ich pozbyć? Załatwię to od ręki, a mówiąc ściślej samą ręką. Wyrwę i po sprawie. Ale nie obiecuję, że nie zaboli. Mnie natomiast rozbawi. I tak, kolor ścian mnie drażni.
Diabeł zastanowił się przez chwilę i stwierdził, że lepiej nie ryzykować, nie denerwować i wypuścić ją, zna jej sztuczki doskonale i wie jaką ma parę w tych jakby się wydawało delikatnych kobiecych rączkach. Potrafiła też wodzić na pokuszenie, jak to kobieta, która zna swoje możliwości. Pamiętał przypadek, kiedy skusiła samego anioła. Za karę biedaka wysłano na dół, na przymusowe roboty. Facet tu oszalał i powtarzał w kółko słowa "Kto ma cycki, ten ma władzę." Mówi się, że to właśnie powiedziała mu Owca. Kiedy znów wyszła z piekła była już północ, szła dróżką i spotkała Twiggy'ego, który szedł w swojej różowej sukieneczce. Stanął przed nią i powiedział jej: „Peanut Butter and The Chickens" i odszedł. Owca znów w szoku wracała do domu. Obok jej domu nielubiana sąsiadka hodowała kurczaki. Poszła do niej i podkradła jej jednego. Następnego dnia rano przygotowywała sobie śniadanie, w samej bieliźnie paradowała po kuchni, zrobiła sobie tosty, a następnie wzięła upieczonego uprzednio i pokrojonego w kawałki kurczaka, położyła jego trupie przypieczone szczątki w kawałkach na toście i posmarowała go słonym masłem orzechowym. Po zjedzeniu poczuła chęć do grania na gitarze, a że nie miała dla kogo grać, bo nikt z jej sąsiadów się nie znał na prawdziwej muzyce, poszła grać do piekła, po 3 godzinach wszyscy diabli mieli jej dość i ją wyrzucili, wystawili nawet tabliczkę z napisem "Owca --> zakaz wstępu", a obok doczepili jej zdjęcie. Trochę nie rozumiała dlaczego. Widocznie nawet piekło nie lubi sześciogodzinnych koncertów black-metalowych wyrzygów. Miała szczęście, że nie kazali jej zapłacić za ten zniszczony kocioł co w niego gitarą grzmotnęła na odchodne za przerwanie w połowie występu.
- Whisky!! - krzyknął Twiggy z oddali wciąż błąkający się po lesie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz