Owca po długim weekendzie jaki sobie zafundowała po kolejnym zwolnieniu z pracy doszła w końcu do siebie i poszła na przechadzkę do lasu. Ubrała maskujący strój moro by móc zapolować na leśne mutanty, a w lesie ani żelkowych mutantów, ani krówkowych, ani diabła, no nic do diabła. Zauważyła natomiast, że dach piekła już naprawili, dziura zniknęła, jakby jej tam nigdy nie było. Doszła do słynnego na cały las pola Marii J. Konopians, a tam ani jednej roślinki, ani listka bazylii. Niczego nie ma, ani nikogo. Gdzieś od dupy strony lasu, czyli z drugiego początku widać było jakiegoś grzybiarza, podeszła bliżej, a grzybiarz okazał się być żelkowym mutantem, spytała co on robi, na co mutant odpowiedział
- Grzyby zbieram, nie widać? Zima się zbliża, trzeba coś mieć na złe czasy.
- To ty jesz grzyby?
- Nie ma nic lepszego ponad kurki w śmietanie.
Wyszła z lasu w głębokim szoku i poszła się przejść dla odmiany po swoim mieście, przechadzki ulicami miast nie były w jej wykonaniu częstymi z racji swej reputacji, ludzie uciekali na drugą stronę ulicy widząc ją. Chodząc po mieście lubiła nucić piosenkę Outsider Pidżamy Porno, jeden z jej ulubionych zespołów, to dzięki temu zespołowi, a konkretnie od nazwy do Owcy dopięto jeszcze Porno i tak już zostało, a w mieście wszędzie gdzie nie spojrzy krówkowe mutanty skubiące i tak żałośnie wyglądające trawniki. Zaczęła się zastanawiać o co w tym wszystkim chodzi? Wsiadła więc do nadjeżdżającego autobusu, akurat była przy przystanku i skorzystała z okazji. Autobus nr 66 jechał powoli i spokojnie, a wręcz ociężale, pomimo, że był prawie pusty. Siedzieli w nim tylko jakaś babcia w kapeluszu i epokowej sukni, długiej, falbaniastej i fioletowej z białymi koronkami, dwie dziewczyny ubrane całkiem zwyczajnie i przeciętnie, chyba w wieku licealnym i trzech panów. Dziwne bo wszyscy w czarnych garniturach i ciemnych okularach, dwaj siedzieli razem, za nimi trzeci miał jeszcze kapelusz, również czarny. Owca stwierdziła, że w białym wyglądałby jak alfons. Co ciekawe nie mieli teczek czy torby z laptopem, nie byli więc z żadnej agencji ani biura. Przejechała bez biletu 10 przystanków, wysiadła i udała się do Rudego stworzenia zwanego Karoliną, może ona coś wie. Kiedy doszła pod jej okno zerknęła przez nie i zauważyła, że Twiggy był na swoim miejscu, a w pokoju panował porządek. Żadnego pudełka po lekach, żadnych puszek po piwie, ani kawałka ciasta, czy pizzy wegetariańskiej, zupełnie inna rzeczywistość i o przenajświętsi Bogowie Słowiańscy, Rude stworzenie było blondynką! Owca nie wiedziała co robić, przerażona więc wróciła do domu tym samym autobusem, znowu bez biletu, a w nim wciąż siedzieli trzej faceci w czerni. Kiedy wpadła do domu biegnąc od przystanku, pomyślała, że może być zwyczajnie na złym tripie, znowu naćpała się nie wiadomo czego i takie tego konsekwencje. Po kilku minutach powoli zaczęła tracić świadomość, zaczęła coś słyszeć, jakby ktoś ją wołał, ktoś był w jej domu i krzyczał żeby wstawała, gdy nagle jakoś wszystko zaczęło się rozmazywać, a po chwili znów nabierać kształtów, rozmazane kontury zaczęły się wyostrzać, zobaczyła na powrót swój dom, ale była w innym pomieszczeniu niż jej się zdawało, było jaśniej i tak jakoś milej, wszystko stało się takie świetliste i przyjemne, do czasu kiedy jej owczy łeb nie zaczął napierdzielać jakby jej po głowie tramwaj przejechał lub stado dzikich słoni nie urządziło konkursu gorącej salsy w rytmicznym tupocie. Popatrzyła na lewo w kierunku kuchni, a tam stała jej sąsiadka, która ją budziła od dobrych kilku minut, zaczęła się powoli podnosić z podłogi w pokoju.
- Co się do Pieruna wyprawia?
- Nic nadzwyczajnego, ale do roboty musisz iść bo cię znowu zwolnią.
- Przecież mnie zwolnili bo, no cóż siła wyższa. Trudno się oprzeć Sheridan's.
- No tak z tamtego sklepu z alkoholami cię wywalili, ale zapomniałaś chyba, że zatrudnili cię na okres próbny do drugiego sklepu, zielarskiego.
- Napar na biegunkę i herbatka odchudzająca, moja świetlana przyszłość w zielarstwie. Zrób mi kawy z łaski swojej, miałam straszny sen, koszmar dosłownie, już nigdy więcej nie dotknę tego świństwa imitującego trawkę czy coś. Po tym mam jakieś złe, bardzo złe jazdy.
Lady Vampire podała Owcy kawę, po czym Owca wyglądała już jak to na co dzień wygląda, niby lepiej, ale to jeszcze nie to. Siedziała i delektowała się kawą przysięgając, że więcej nie weźmie już ani grama prochów, z trawki też rezygnuje. Ale pozostawi sobie jeszcze alkohol, w zdrowych i rozsądnych ilościach, ostatnio przeczytała, że powinno się pić wino, przynajmniej lampkę do obiadu, to przedłuża życie i chroni przed zakrzepami krwi. Taki pół eliksir nieśmiertelności.
- Niech będzie, ale idź już do tej roboty.
- Źle wyglądasz, nie chcesz herbatki na apetyt?
- Won.
- To mój dom. Ej, gdzie idziesz? Ja tylko dbam o twoje zdrowie, naprawdę jesteś za chuda, wracaj, kupię ci taką smaczną... Wampir?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz