Owca raz do roku odwiedzała fryzjera i jak co roku postanowiła sobie zafundować nową i lekko ekscentryczną fryzurę, miała włosy czarne, niebieskie, czarne z zielonymi pasemkami, czerwonymi, niebieskimi i wszystkie kolory tęczy co nie było wtedy tak popularne jak teraz, choć teraz zapewne brana by była za lesbijkę, były proste, kręcone, falowane, afro, krótkie i asymetryczne, wymyśliła, że chce mieć w tym roku mechanicznie czerwone włosy, średniej długości, ale z wyciętymi bokami. Z braku laku pieniędzy, które roztrwoniła na różne pierdoły zbędne mniej lub bardziej, ale tak czy inaczej zbędne i hektolitry napojów procentowo smacznych, poszła do technikum fryzjerskiego na praktyki, żeby jakaś praktykująca, a może nawet, a najlepiej praktykujący zrobił jej fryzurę za darmo. Atmosfera była całkiem miła, osoba praktykująca niestety płci żeńskiej rozmawiała ze swoją klientką podczas całego tego misternego zabiegu trwającego dłużej niż u profesjonalnego fryzjera, ale czego się spodziewać po praktykantach. Po umyciu i wysuszenia Owca nie była zadowolona. Z mechanicznej czerwieni a la Marylin Manson wyszedł perfidny róż, gdy tylko zobaczyła swe odbicie w lustrze zaczęła krzyczeć i przyzywać co bardziej demoniczne bestie od Belzebuba zaczynając na Putinie kończąc, po czym wyzionęła ducha, ciało nieszczęsnej Owieczki siedziało i stygło na krześle fryzjerskim, zaczęła sinieć i robić się zimna, krew powoli zastygała w jej żyłach, a jej oczy wpatrywały się z widocznym przerażeniem w jeden punkt odbijający się w lustrze, na swoje różowe, średniej długości włosy z wyciętymi bokami. Oto haniebna śmierć Owcy Porno w miejscu zwanym "zakładem lakierniczo-blacharskim" inaczej "fryzjer". Po tym wszystkim, ciało Owcy spoczęło na najstarszym cmentarzu i najbardziej przerażającym, a duch jej zaprzysiągł sobie, że będzie straszył w miejscu swojej śmierci, czyli w salonie należącym do technikum. Ten kto ją zobaczył lądował w psychiatryku, gdyż widok różowej Owcy nie był widokiem dla ludzi o słabych nerwach, to nie był widok w ogóle dla ludzi. Owca strasząc klientki świetnie się bawiła, wystarczyło zrobić głupią minę, rzucić oklepanym Bu i nawet nie trzeba było krzyczeć. Wszystkie klientki, jak również klienci widząc w lustrze różową Owcę i słysząc jej prześmiewcze "bu" uciekali z przerażeniem biegnąc prosto do psychiatryka w Choroszczy. Rejestrowano ich w szpitalu dopiero po dwóch dniach jak już się uspokoili. Po jakimś czasie ludzie przychodzili nie chętnie do technikum, wkrótce salon przeniesiono do innej sali, duch Owcy miał straszyć w miejscu swojej śmierci, więc nie mogła straszyć po za tą konkretną salą, miała to robić przez 50 lat, ale tyle by chyba sama ze sobą nie wytrzymała i zanudziłaby się, zniknęła więc na dobre z sali, a znalazła się w Hunterowni, miejscu dla dusz, niekoniecznie zabłąkanych. Paliła tam papierosy, dym w nią wsiąkał, mieszał się z jej ektoplazmą i wypadał ociężale stopami, chodząc zostawiała po sobie czarne ślady stóp. Piła alkohol, który po zmieszaniu się z jej powłoką po jakimś czasie również wypadał, znaczyła swoją drogę mokrymi śladami. Rozmawiała z innymi duszami, a nawet chodziła na bale dla dusz, choć nie mogli się tam stroić i układać fryzur i tak bale były udane, tańczono w parach klasyczne tańce, co prawda nie była to rozrywka dopasowana do niej, znosiła to bo nie miała nic innego do roboty, nawet jej się z czasem spodobało. Ale jak wyglądała jej powłoka? Otóż było to ciało, zwyczajne jednolite ciało w szarym kolorze, widać było rysy twarzy, kolor oczu i niestety włosów, nie było widać szczegółów, tatuaży, piegów czy blizn. Na jednym z bali w starym dworskim stylu wygrała konkurs na najbardziej przerażającą postać. Po 50 latach pozwolono Owcy wrócić do swego ciała, poszła na cmentarz, na którym znajdowało się jej martwe, zimne i już trochę rozkładające się (odpadała jej lewa noga) i delikatnie nadgryzione ciało, miała w głowie dwa żelkowo-mutantowe robaczki, lubiące się ze sobą nie zgadzać, zjadły jej jedną połówkę mózgu, akurat z tej nie korzystała, więc wszystko jedno czy ją miała czy też nie. Wreszcie wtopiła swoją ektoplazmę w swoje ciało, a następnie chwiejnym krokiem jak gdyby pijana wróciła do domu, przechodnie nie zwracali uwagi na nią bo w końcu była noc, nie ona jedna wracała z imprezy, choćby i tej cmentarnej, a kiedy dotarła wreszcie i weszła do środka przeżyła szok, który potwierdził to, że żyje, serce jej waliło, a pół mózgu nie mogło ogarnąć tej ferii barw, wszystko było w pięknych mechanicznych kolorach, wszystkie dawniej wytarte folklorystyczne wzory na ścianach olśniewały głębią kolorów, zastanawiała się czy nikt przez te lata tu nie zamieszkał i nie będzie musiała wyganiać niechcianych lokatorów, bo przecież kto inny by mógł wyremontować jej zaniedbany domek? Kiedy wyszła nad ranem ze swego domu poszła odwiedzić swoją sąsiadkę, otworzył jej młody mężczyzna, na pytanie Owcy, gdzie jest Lady Vampire zrobił wielkie oczy, popatrzył na Owcę jak na wariatkę i bez słowa zamknął jej przed nosem drzwi, wiedziała, że minęło już sporo czasu, ale w końcu jest wampirem, nie miała więcej jak ze sto lat, jakoś trzysta jeszcze przed nią. Udała się więc do lasu, a tam w samym jego środku ogrodzenie i tabliczka informująca, że w tym miejscu znajduje się rezerwat mutantów, w którym na małej przestrzeni żyły ze sobą mutanty krówkowe i żelkowe oraz jakieś inne, których Owca jeszcze nigdy nie widziała, wyglądały na czekoladowe, pokierowała swe kroki w stronę domu Rudego stworzenia, zamiast bloku, w którym mieszkała zastała wielki gotycki kościół pod wezwaniem Świętego Twiggy'ego oraz przybudówkę kościoła pod wezwaniem Latającego Potwora Spaghetti, ta przybudówka była kościołem imienia Owcy Porno pod wezwaniem jej makaronowego przyjaciela. Nawet się wzruszyła z tego powodu, ale gdzie ta Ruda? Weszła do kościoła Twiggy'ego, był tam obraz przedstawiający Rudą, a pod obrazem informacja: „Ten kościół jest poświęcony największej fance Twiggy'ego Ramireza, to właśnie Ruda własnymi rękoma zmusiła dziwnych debili słuchających Justina Bimbera do pracy i do budowy tego gotyckiego kościoła, sama po ukończeniu budowy, poświęceniu krwią nieochrzczonych niemowląt, udekorowaniu obrazami i takimi innymi Twiggowskimi pierdołami i po utworzeniu ołtarza, była tak dumna, że zaćpała się kodą. Teraz kościół jest pod rządami żony Rudego stworzenia, Szeni." Po przeczytaniu tego Owca miała wrażenie jakby drugi raz wyzionęła ducha, poczuła tylko jak upada na kościelną posadzkę, obudziła się z ogromnym bólem głowy w swoim mechaniczno-kolorowo-folkowym pokoju, który wciąż ją przerażał, a jednocześnie podobał jej się, jednak stanowczo kolory były za jasne, trzeba będzie je wytrzeć. Po tym jak ledwo wstała z podłogi, na której był wcześniej dywan, a teraz okrągła i futrzasta, choć mięciutka i miła w dotyku jego namiastka, napiła się kawy i próbowała ogarnąć to wszystko, po kilku łykach dużej czarnej i gorzkiej zadzwonił dzwonek do drzwi, a za drzwiami stała jej sąsiadka, wyglądająca jak zawsze młodo, jedyna cecha łącząca elfy i wampiry, choć elfy zawsze wyglądają pięknie, a wampiry dopiero od jakiegoś czasu pracują nad wyglądem, są zawstydzeni swoimi wampirzymi przodkami, którymi po dziś dzień straszy się niegrzeczne dzieci.
- Kurcze nieźle to wygląda, tylko może trochę przesadziłaś z intensywnością kolorów, to z jakiejś okazji? I przede wszystkim jak to możliwe, że zrobiłaś to w jedną noc? A ten nowy kolor włosów całkiem fajny, ale chyba miał być czerwony, a jest ciemny blond?
- Kopnij mnie w żyć, bo nie rozumiem o czym ty do mnie mówisz? Masz pojęcie, że w twoim domu mieszka jakiś koleś, a w lesie, który o dziwo wciąż nie ma swojej nazwy jest rezerwat, a za lasem, tam gdzie było mieszkanie Rudej jest kościół Twiggy'ego, a przy kościele dobudowany kościół nie wiem czemu mojego imienia pod wezwaniem mojego makaronowego przyjaciela, przypominam ja się z nim tylko przyjaźnie.
- Ja dalej mieszkam tam gdzie mieszkam, Ruda nie zamieniła swego domu na kościół, choć jak mniemam bardzo by chciała, a las ma nazwę Black Forest od dawniej mieszkających tam wiedźm, które według kanonów mody w ich czasach ubierały się na czarno i nie ma w nim żadnego rezerwatu. A jeśli chodzi o faceta w moim domu to tu bardzo żałuję, ale nie mieszka żaden.
Owca była w bardzo ciężkim szoku, a Lady Vampire weszła dalej do środka i bardzo ją zaskoczył widok jaki ukazał się jej oczom, była wręcz zdumiona.
- Wytłumacz mi jak udało ci się w jedną noc przystroić dom na zewnątrz w średniowieczne upiory i jak przerobiłaś wnętrza w ciągu jednej nocy? Wygląda to strasznie i zajebiście zarazem.
Owca już całkiem zbaraniała, Wampirzyca podeszła do stołu i zobaczyła opakowanie po dopalaczach.
- No i widzisz, dopalacze, znów ci się coś przyśniło.
- Więc wytłumacz mi jakim cudem mam dwa żelkowe mutanty robaczkowe w głowie? Pamiętam, że jak znalazłam swoje ciało na cmentarzu to one już tam siedziały.
- Jaki cmentarz, jakie robaczki? Idź ty po prostu spać.
Wampirzyca wróciła do domu widząc, że z jej przyjaciółką nie dojdą dziś do porozumienia, a Owca idąc za dobrą radą położyła się spać. Gdy wstała wszystko było tak jak wczoraj, nadal czuła dwa małe robaczki w głowie, ciągle czuła, że noga w każdej chwili może jej odpaść, ale po widoku swojej sąsiadki, która opalała się w swoim ogródku pomyślała, że albo jej do reszty odwala, albo stało się coś czego nie potrafi wytłumaczyć, jednak nie przypomina sobie, aby kupowała dopalacze, więc skąd pudełko po nich w jej domu. Wybrała się na spacer nocą do lasu, a w lesie wszystko jak dawniej, poszła pod dom Rudej, a tam jej dom i ani śladu choćby cegiełki po kościele, poszła więc na cmentarz, który był kilka kilometrów od osiedla Rudej, w miejscu gdzie była rzekomo pochowana od 60 lat leżał ktoś inny. Nie wiedząc co o tym myśleć, postanowiła w ogóle o tym nie myśleć, zapomnieć o tym i wrócić do domu.
Twiggy przechadzał się po domu, lubił chodzić ot tak bezsensu z pokoju do pokoju, w salonie Ruda spała na stole leżąc nad jakimś projektem, Twiggy przyjrzał się dużemu rysunkowi, który przedstawiał gotycki kościół z przybudówką, dostrzegł na drodze prowadzącej do niej, a wykonanej z płyt i polbruku postać Latającego Potwora Spaghetti. Natomiast nad wejściem do kościoła zauważył swój portret, był to półokrągły witraż, na którym się uśmiecha. Dziwne, choć frapujące, pomyślał, ale szybko wrócił do przerwanego zajęcia.
Dochodząc do wyjścia z cmentarza drogę zablokowała jej jakaś postać, wyglądała na zombie, była to postać sina, rozkład zaczął się już dawno, w pół mroku dostrzegła, że to kobieta.
- Czemu się pani tu rozkłada?
- A gdzie mam gnić, w grobie?
- Tak by było najlepiej.
- Chcesz wiedzieć, czy nie?
- Co wiedzieć?
- Zwyczajnie czasoprzestrzeń się zakrzywiła, trafiłaś do zupełnie innego wymiaru, zastępując siebie z tamtego wymiaru. Tamta ty zniknęła w nicości na pięćdziesiąt lat zupełnie nieświadoma tego, dla niej to była chwila, a jeśli chodzi o twój dom, to nie jest dom z twojego wymiaru, tylko z tego, do którego wpadłaś, w efekcie czego nie poszłaś do fryzjera u siebie, zmiany tam dokonane, nie przechodzą do twojego wymiaru, nawet lepiej ci w naturalnym kolorze.
- Kim ty jesteś?
- A jeśli ci powiem, że jestem tobą z przyszłości?
- To się nie zdziwię jeśli tak właśnie skończę, rozkładając się w bramie... źle to zabrzmiało.
- Musisz zniszczyć mechaniczną siebie.
- Jak?
- Zrobisz przeskok, zniszczysz siebie tylko niszcząc doszczętnie swój dom z tamtego wymiaru, zniknie przy tym Ty będąca znów w tym czasie w nicości.
- Masz na myśli mój dom z tego wymiaru co został w tamtym wymiarze.
- Oj właź do krypty pod kościołem!
Owca ciekawa nowej przygody weszła za poradą rozkładającej się siebie, co według niej wcale dziwne nie było, do krypty i zakręciło się jej w głowie, upadła, a obudziła się z mdłościami w swoim starym i wyblakłym z kolorów domku, prędko biegnąc do łazienki i wymiotując. Jak tylko zrobiło się jej lepiej zaczęło się zastanawiać jak zniszczyć swój dom. Najlepiej by było go wysadzić, ale nie potrafiła zrobić bomby, a może spalić, jednak nim by się spalił, to jak na ironię straż pożarna by zdążyła przybyć na czas. To musi być szybka akcja, trzeba znaleźć bombę.
- To znowu ty, mówiłem ci już, że nie znam żadnej Lady Vampire, czy jak tam by się nie nazywała.
Owca poszła do swego sąsiada, jak siebie znała miała w korytarzu szafę, a w niej jeśli nie kałach to chociaż pistolet, zabytkowy, z drugiej wojny, jednak wciąż był w użyciu, dobra nie był, ale brązowooki elf, co dopiero teraz zauważyła spostrzegając spiczaste uszy nie wiedział o tym, a był jej potrzebny bo miał samochód stojący na podjeździe.
- Bierz kluczyki i wieź mnie do mateczki Rosji.
Grożąc mu starym pistoletem nakazała się wieźć tam, gdzie bomby mają na pewno. Będąc pod granicą Owca wyciągnęła dwie butelki, po litrze na łebka i strażnicy ich puścili, waluta nawet w tym wymiarze jest taka sama. W końcu nie wytrzymał i spytał dlaczego ma ją zawieźć na rosyjski teren wojskowy, odpowiedziała, że jadą po dwie bomby, ale on nie wierząc spytał jeszcze raz, odpowiedziała to samo i zamilkł z powrotem. Dojechali pod las, żołnierz ich zatrzymał i nakazał zawrócić, Owca wysiadła z auta i zaproponowała mu układ.
- Ja coś wiem, a ty mi dasz coś, żebym milczała i zabrała te wiedzę, ze sobą aż do grobu.
- A gówno ty wiesz! Precz stąd! Bo zastrzelę!
Owca zaczęła krzyczeć
- Logika ruskich, zabiliście ich, to nie my, mam dowód, że ich zabiliście, zestrzeliliście, a kto przeżył, tego dobiliście, to nie my, to byli nasi bracia bliźniacy, i tak was zabiję, więc zginiemy za mateczkę Rosję, ale najpierw wypijmy!
Żołnierz spocił się ze strachu, że ktoś ją usłyszał, wiedziała, że dalej pójdzie gładko jak po tafli lodu.
- Czego chcesz?
- Dać ci wódki.
- Pytam serio.
- Odpowiadam serio.
- A co za wódkę?
- Skoro pytasz, to dwie bombki Putina.
- Nie mamy bomb. Won bo zastrzelę jak sabakę.
- Nie masz co najwyżej naboi, ale bomby masz, daj dwie, a dostaniesz wódkę, wyglądasz jakbyś co najmniej tydzień nie pił, nie ssie cię?
- Dobra, przyniosę bomby, niech cię czart, ale wódki ma być dużo.
- Dziesięć litrów.
Za tych litrów chciał jeszcze do bomb kilka fajerwerków dorzucić co im po sylwestrze zostały, ale zabrali tylko to co potrzebne. Wracając przypomniała sobie, że nie zostawiła już alkoholu dla celników, na szczęście nie tylko ona płaciła tą walutą, przejechali bez problemu, dotarli do domu nocą, Owca kazała brązowookiemu schować się gdzieś, nie wiedziała jaką siłę mają te bomby, uciekł za drugi dom, Owca odbezpieczyła obie bomby wielkości piłki do tenisa i rzuciła, po czym zaczęła uciekać, siła wybuchu zmiotła z powierzchni ziemi jej dom, ale także dwa sąsiednie, w tym jej towarzysza, nim uciekła za dom, za którym był chłopak, którego imienia jeszcze nie poznała, siła odrzuciła ją wprost na płot. Czuła, że kręci jej się w głowie, ale bardziej niż zwykle, wystraszyła się, bo to nie w głowie jej się kręciło, to wszystko wokół niej zaczęło się kręcić i rozpływać, chłopak wyciągnął do niej rękę i krzyczał coś, ale nie słyszała, odpływała do swojego świata. Otworzyła oczy i znów zwymiotowała będąc już w krypcie. Ona z przyszłości patrzyła na to i spytała czy czuje jakieś zmiany.
- Noga jakby lepiej się trzyma niż ostatnio i w głowie jakby pełniej, zdaje się, że robaczki zjadły mi pół mózgu.
- Nie, robaczki wciąż tam są. chociaż masz cały mózg, to będzie wyglądać na to jakbyś go nie miała.
- A noga?
- Z nogą jest w porządku.
- Miałam nie mieć żadnych zmian, dlaczego mam robaki w głowie?
- Wlazły ci tam jak zasnęłaś w lesie, nie są z innego wymiaru.
- A czemu meble się nie przetransportowały do innego wymiaru?
- Meble to dodatek do opakowania jakim jest dom, dom może, środek nie.
- A co z...
Przerwała jej gestem ręki, takim jakby chciała kogoś zatrzymać, odwróciła się i odeszła, Owca z teraźniejszości markotna wróciła do kolorowego domu myśląc o tym chłopaku i gdzie będzie mieszkał, zniszczyła mu dom, a on wyciągał do niej rękę, żeby pomóc. Zasnęła w swoim wygodnym łóżku i pozwoliła wszelkim troskom i zmartwieniom odpłynąć.
Blog pisarski... Klimaty fantastyki, czarny humor, wątki, które mogą obrażać każdego kto chce się obrażać :-)
czwartek, 22 stycznia 2015
środa, 21 stycznia 2015
Restart royal Owcy.
Owca po kilku miesiącach kary w czyśćcu, od którego nikt nie chciał jej uratować wróciła dość odmieniona, naturalnie wszyscy na nią czekali w jej domu, do którego klucze miała Wampirzyca, mogli kontaktować się z nią za pomocą listów, oczywiście skrupulatnie prześwietlonych przez cenzorów, dokładnie wiedzieli kiedy wróci, wiedzieli też, że z Owcą źle się dzieje bo listy zaczęły być pisane dziwną stylistyką, używała w nich zwrotów mało jej znanych, mianowicie grzecznościowych, nawet nie bazgrała już jak kura pazurem, pismo było ładne i staranne. Owieczka kiedy pojawiła się w swoim domu była mile zaskoczona widokiem wszystkich, nawet zielonosukiennego Twiggy'ego, oni byli równie zaskoczeni, była bardzo miła, spokojna i grzeczna, zaskoczenie przeistoczyło się w strach kiedy na nią patrzyli, a uszy więdły kiedy słuchali. Wróciła w typowym dla siebie czarnym ubraniu, ale włosy miała rozpuszczone i ładnie wyprostowane, nie były jak wcześniej w czerwonym kolorze, nawet nie w czarnym, były w kolorze jasnego brązu. Miesiąc po powrocie z miejsca pomiędzy ziemią, a niebem lub gdziekolwiek by to nie było, wszyscy jej przyjaciele mieli jej serdecznie dość, zastanawiali się jak jej pomóc, ciągłe dziękuję i przepraszam napawało wszystkich złością i odruchem wymiotnym, uznali, że jedyną i słuszną metodą pomocy będzie interwencja, grupa przyjaciół zebrała się u Wampirzycy urządzając burzę mózgów i podając propozycję sposobów takowej pomocy, Ruda wymyśliła, żeby ją czymś naćpać to najpewniej zrobi coś głupiego i sobie wszystko przypomni jak to fajnie być nią i niszczyć wszystko i wszystkich w około, a nie sprzątać, poprawiać i generalnie zachowywać się jak grzeczna panienka z dobrego domu co przekleństwa uważa za słowa, którymi posługują się tylko ludzie z marginesu bez nadziei na lepsze jutro, Lady Vampire wpadła na pomysł, żeby po prostu przypomnieć jej o starych dobrych czasach, Twiggy rzucił mniej więcej to samo co jego kochanka czyli "Whisky i prochy". Pojawił się również Tomasz, z którym Owca się zaprzyjaźniła, on również wpadł na ciekawą myśl, terapia szokowa. Zastosowali wszystkiego po trochu, napadli na nią kiedy sprzątała w kuchni, podali podstępem dragi i whisky też za radą faceta w sukience, gdy była pijana i naćpana przypominali o starych dobrych czasach kiedy siała strach nawet w piekle, choć akurat tam siała głównie zniszczenie, nie pomagało, nie było nawet oznak starej Owcy. W końcu zastosowali terapię szokową, a mianowicie przebrali ją za hello shitty i oglądali shittowe bajeczki z udziałem shittowego kota z kokardką przy uchu, siedziała w różowej sukience pożyczonej od transwestyty oglądając jak kot bez kciuka przeciwstawnego posługuje się widelcem nie widząc w tym żadnego błędu w logice, jakiej autor najwyraźniej nie posiadał. Nadal nic, twardo się trzymała, a ponoć kot ten to wymysł Szatana, sam zainteresowany jednak jest za fajnym gościem i woli tego nie komentować, jedynie rzekł kilka słów na temat kokardki, podoba mu się, przypomina mu stare dobre czasy kiedy dziewczynki nosiły warkocze, a na ich końca miały kokardki, za które ciągali chłopcy, jednak nic , dosłownie nic nie kojarzy ci się z piekłem, kiedy patrzysz na samego kotka, czy nawet na te nieszczęsne kokardki, więc jak taki hello shitty kotek miałby służyć pozyskiwaniu wiernych piekłu, na Owce tym bardziej nie wywarł żadnego wrażenia. Zastanawiali się dalej co by zrobiła sama Owca, gdyby komuś z nich przytrafiłaby się taka sytuacja, ustalili, że byłoby to na pewno coś bolesnego, pomyśleli jaki można by sprawić jej ból, który pomoże jej odzyskać pamięć, kiedy wszyscy wytężali mózgi, Twiggy biegał po pokoju jak wariat w swojej zielonej sukieneczce i udawał, że leje kogoś czymś po głowie, aż w końcu olśniło Rudą.
- Walnijmy Owcę po łbie, tylko nie za mocno, może wróci jej pamięć.
- Tylko kto to zrobi? - spytała Lady Vampire.
- Myślę, że Twiggy nie będzie miał skrupułów. - stwierdziła słusznie Ruda z trochę, ale jednak ciężkim sercem dała Twiggy'emu dekoder polsratu, Owca by go nie żałowała, zresztą była to jedyna ciężka rzecz pod ręką, a Twiggy choć raz w życiu wiedział co trzeba zrobić i przywalił Owcy po łbie, ta będąc w kuchni i przeglądając książkę kucharską niczego się nie spodziewała, upadła z hukiem na podłogę, na szczęście zaraz obudziła się rzucając bluzgami na lewo i prawo i we wszystkie kierunki świata. Sądzę, że do kosmosu również dotarło jej przesłanie zabicia, wymordowania, skatowania i ogólnego rozszarpania wszystkich i wszystkiego, a jeśli chodzi o dekoder, rozpadł się na części pierwsze. Wszyscy wprost odetchnęli z ulgą, a Twiggy z radości rozbijał wszystkie rzeczy w domu, które stały mu na drodze.
- Co się do cholery stało?
- Nie nic, wróciłaś z czyśćca, zrobiliśmy dla ciebie przyjęcie niespodziankę, a ty zachowałaś się jak piczka z wyższych sfer, generalnie brzydziliśmy się twoim royal zachowaniem, więc przywróciliśmy cię do stanu poprzedniego, nie dziękuj. - Ruda spokojnie udzieliła jej odpowiedzi.
- Chyba mam jakiegoś kaca moralnego bo mi łeb rozsadza po tym waszym powrocie do ustawień fabrycznych.
- Tak, to tylko moralniak, norma, niedługo przejdzie, w ramach wdzięczności zaczęłaś pichcić dla nas ciasto. Niech nas Twiggy ma w swej opiece.
- Lepiej ty miej Twiggy'ego w opiece bo mi całą chatę roznosi.
- To się ciesz, że robi to sam.
- Po wizycie Mansona już tej chaty by nie było, a właśnie nie upomina się o niego?
- Chyba dzwonił, ale byłam zajęta, postanowiłam w końcu posprzątać.
- Jeszcze jedno pytanie. Jakim cudem w ramach wdzięczności zaczęłam robić ciasto przed oberwaniem w głowę?
- Przewidziałaś wszystko, miałaś dar.
Owca puściła to ostatnie zdanie mimo uszu, Ruda postanowiła, że trzeba opić powrót Owcy, z Tomaszem poszli po alkohol, Owca z Wampirzycą przygotowały jakieś przekąski, bo śledzik lubi pływać. I popłynął. Popłynęli wszyscy. Impreza trwała do rana dnia piątego, anioł jak poleciał po wino to go cały dzień nie było, Owca wróciła ze sklepu z pingwinem pod pachą, a tylko po lód do drinków poszła, Wampirzyca po imprezie nie wiedzieć czemu leżała na dachu swojego domu, Ruda weszła na Owczą jabłonkę rosnącą za domem i krzyczała, że samolot prezydenta nie zahaczył o wierzbę, to ona rzuciła patykiem i samolot spadł, kiedy wrócił Tomek to Owieczka od razu się na niego rzuciła, zaciągnęła go do sypialni, ale nie była pewna czy do swojej, rozebrała go i ujeżdżała jak szalona, być może, że go nawet rozdziewiczyła, kiedy skończyła z nim, do sypialni weszła kobieta, czyli jednak trafili do sąsiadów. Wyszli ubrani w połowie jak gdyby nigdy nic i spostrzegli, że są na końcu ulicy, trafili do tych sąsiadów nieco dalej, wrócili do Owcy, która jak zauważyła nie musiała nawet rozganiać towarzystwa do domu, sami się rozeszli. Ale gdzie jest Twiggy? Tymczasem Twiggy w lesie biegał tak jak go matka natura stworzyła, taki jaki przyszedł na świat za duszę swojej kochanki zaprzedanej diabłu. Niestety nie wiedział o jednym, żelkowe mutanty lubią nagich mężczyzn. Tak więc już nie w wesolutkich podskokach, a w tempie sprintera uciekał do domu od wielkiego napalonego, zielonego żelka.
Po powrocie Tomasza do nieba, Lolek Mietek dopytywał co z Owcą, niestety z pijackiego bełkotu nie wywnioskował niczego dobrego, zszedłszy na ziemię zapukał do drzwi Owieczki, otworzyła mu w nie lepszym stanie niż jej skrzydlaty przyjaciel, Lolek był w szoku, oczywiście Owca nie byłaby sobą, gdyby nie zakpiła sobie z kogoś, Mietek zapytał co ona ma na sobie, grzecznie odpowiedziała, że znak szczęścia, wpuściła go do kuchni, tam na kaflowym piecu wisiała flaga symbolizująca nic innego jak poparcie dla homoseksualistów, o mało zawału nie dostał.
- Co to wszystko ma znaczyć?!
- Jestem dobrym człowiekiem z szacunkiem dla innych ludzi, więc ubieram tęczową swastę i pokazuję moje poparcie dla inności w miłości, pokój bracie.
- W pokoju też coś masz? - zapytał załamanym głosem, cel osiągnięty.
- Tylko obrazy Bóstw Słowiańskich, chcesz obejrzeć?
- Widzę, że w twoim temacie niewiele się zmieniło, na razie, ale ja to jeszcze zmienię. - grożąc jej palcem wyszedł, a gdy rozłożył skrzydła by wzbić się do lotu uderzył go piorun.
- Pierunie, lepiej późno niż wcale.
- Walnijmy Owcę po łbie, tylko nie za mocno, może wróci jej pamięć.
- Tylko kto to zrobi? - spytała Lady Vampire.
- Myślę, że Twiggy nie będzie miał skrupułów. - stwierdziła słusznie Ruda z trochę, ale jednak ciężkim sercem dała Twiggy'emu dekoder polsratu, Owca by go nie żałowała, zresztą była to jedyna ciężka rzecz pod ręką, a Twiggy choć raz w życiu wiedział co trzeba zrobić i przywalił Owcy po łbie, ta będąc w kuchni i przeglądając książkę kucharską niczego się nie spodziewała, upadła z hukiem na podłogę, na szczęście zaraz obudziła się rzucając bluzgami na lewo i prawo i we wszystkie kierunki świata. Sądzę, że do kosmosu również dotarło jej przesłanie zabicia, wymordowania, skatowania i ogólnego rozszarpania wszystkich i wszystkiego, a jeśli chodzi o dekoder, rozpadł się na części pierwsze. Wszyscy wprost odetchnęli z ulgą, a Twiggy z radości rozbijał wszystkie rzeczy w domu, które stały mu na drodze.
- Co się do cholery stało?
- Nie nic, wróciłaś z czyśćca, zrobiliśmy dla ciebie przyjęcie niespodziankę, a ty zachowałaś się jak piczka z wyższych sfer, generalnie brzydziliśmy się twoim royal zachowaniem, więc przywróciliśmy cię do stanu poprzedniego, nie dziękuj. - Ruda spokojnie udzieliła jej odpowiedzi.
- Chyba mam jakiegoś kaca moralnego bo mi łeb rozsadza po tym waszym powrocie do ustawień fabrycznych.
- Tak, to tylko moralniak, norma, niedługo przejdzie, w ramach wdzięczności zaczęłaś pichcić dla nas ciasto. Niech nas Twiggy ma w swej opiece.
- Lepiej ty miej Twiggy'ego w opiece bo mi całą chatę roznosi.
- To się ciesz, że robi to sam.
- Po wizycie Mansona już tej chaty by nie było, a właśnie nie upomina się o niego?
- Chyba dzwonił, ale byłam zajęta, postanowiłam w końcu posprzątać.
- Jeszcze jedno pytanie. Jakim cudem w ramach wdzięczności zaczęłam robić ciasto przed oberwaniem w głowę?
- Przewidziałaś wszystko, miałaś dar.
Owca puściła to ostatnie zdanie mimo uszu, Ruda postanowiła, że trzeba opić powrót Owcy, z Tomaszem poszli po alkohol, Owca z Wampirzycą przygotowały jakieś przekąski, bo śledzik lubi pływać. I popłynął. Popłynęli wszyscy. Impreza trwała do rana dnia piątego, anioł jak poleciał po wino to go cały dzień nie było, Owca wróciła ze sklepu z pingwinem pod pachą, a tylko po lód do drinków poszła, Wampirzyca po imprezie nie wiedzieć czemu leżała na dachu swojego domu, Ruda weszła na Owczą jabłonkę rosnącą za domem i krzyczała, że samolot prezydenta nie zahaczył o wierzbę, to ona rzuciła patykiem i samolot spadł, kiedy wrócił Tomek to Owieczka od razu się na niego rzuciła, zaciągnęła go do sypialni, ale nie była pewna czy do swojej, rozebrała go i ujeżdżała jak szalona, być może, że go nawet rozdziewiczyła, kiedy skończyła z nim, do sypialni weszła kobieta, czyli jednak trafili do sąsiadów. Wyszli ubrani w połowie jak gdyby nigdy nic i spostrzegli, że są na końcu ulicy, trafili do tych sąsiadów nieco dalej, wrócili do Owcy, która jak zauważyła nie musiała nawet rozganiać towarzystwa do domu, sami się rozeszli. Ale gdzie jest Twiggy? Tymczasem Twiggy w lesie biegał tak jak go matka natura stworzyła, taki jaki przyszedł na świat za duszę swojej kochanki zaprzedanej diabłu. Niestety nie wiedział o jednym, żelkowe mutanty lubią nagich mężczyzn. Tak więc już nie w wesolutkich podskokach, a w tempie sprintera uciekał do domu od wielkiego napalonego, zielonego żelka.
Po powrocie Tomasza do nieba, Lolek Mietek dopytywał co z Owcą, niestety z pijackiego bełkotu nie wywnioskował niczego dobrego, zszedłszy na ziemię zapukał do drzwi Owieczki, otworzyła mu w nie lepszym stanie niż jej skrzydlaty przyjaciel, Lolek był w szoku, oczywiście Owca nie byłaby sobą, gdyby nie zakpiła sobie z kogoś, Mietek zapytał co ona ma na sobie, grzecznie odpowiedziała, że znak szczęścia, wpuściła go do kuchni, tam na kaflowym piecu wisiała flaga symbolizująca nic innego jak poparcie dla homoseksualistów, o mało zawału nie dostał.
- Co to wszystko ma znaczyć?!
- Jestem dobrym człowiekiem z szacunkiem dla innych ludzi, więc ubieram tęczową swastę i pokazuję moje poparcie dla inności w miłości, pokój bracie.
- W pokoju też coś masz? - zapytał załamanym głosem, cel osiągnięty.
- Tylko obrazy Bóstw Słowiańskich, chcesz obejrzeć?
- Widzę, że w twoim temacie niewiele się zmieniło, na razie, ale ja to jeszcze zmienię. - grożąc jej palcem wyszedł, a gdy rozłożył skrzydła by wzbić się do lotu uderzył go piorun.
- Pierunie, lepiej późno niż wcale.
niedziela, 18 stycznia 2015
Przyszedł czas oczyszczenia swych grzesznych myśli, a cenzorzy mażą mazakami.
Owieczka dostała ponownie zaproszenie na przyjęcie w piekle, taką powtórkę niedawnego bankietu bo jeden wieczór to było dla piekła zdecydowanie za mało, wybrała się tym razem sama, jeszcze by ktoś miał czelność pomyśleć, że ona i ten mierny aniołeczek są parą, po zabawie wróciła dnia trzeciego do domu, w tym czasie widziano ją w Tokio, Meksyku, Australii i Kanadzie i pewnie gdzieś jeszcze na dokładkę, zabawiającą się z misiem polarnym w zoo, ganiającą za meteorytem i krzyczącą, że chce gwiazdkę z nieba, który wpadł w ziemską atmosferę i polującą na pigmeja z udźcem baranim w ręku, nie wiedzieć w jakim celu i skąd ten udziec się wziął w jej rękach. W domu zaparzyła sobie poranną kawkę, wróciła tak wcześnie rano, iż uznała, że nie ma sensu iść spać, przebrała się tylko w coś wygodniejszego niż wyjściowa suknia, czyli we wszystko inne co miała w szafie. W koszulce i krótkich spodniach wyszła do ogrodu po czym stwierdziła, że jest zimno, więc wróciła do domu i usiadła w fotelu, w salonie z filiżanką kawy, którą postawiła na okrągłym drewnianym stoliczku. Gdy usłyszała dzwonek do drzwi zignorowała to, kolejny raz, a ona wciąż nie ruszyła tyłka z fotela, więc dzwonek zaczął dzwonić i dzwonić i dzwonić i dzwonić, zatem podeszła w końcu do drzwi, otworzyła, a tam Żwirek i Muchomorek w sąsiedzkiej wizycie, jak się okazało skubańcy mieszkają 5 domów od niej, Owieczka wzięła głęboki oddech, opanowała się i nagle zaczęła krzyczeć
- Czego kurwa, rano jest!
- Piekło nas przysyła. - odpowiedział na uprzejme pytanie Muchomorek.
- Czego tam znowu?
- Chcą byś dla nich ponownie pracowała. - w kolejności następny był Żwirek.
- Ale ja już mam zajęcie.
- Już nie. - z zadowoleniem odezwał się Muchomorek.
- Przecież pracuję w sklepie zielarskim.
- Pracowałaś, wylali cię trzy dni temu.
- Jakim cudem?
- Takim, że nie było cię przez te trzy dni w robocie, tu masz swoje usprawiedliwione zwolnienie z pracy. - Muchomorek wręczył jej kopertę, a w niej zawiadomienie o zwolnieniu. - To jak, przyjmujesz ofertę pracy?
- To zależy. Kogo mam wykończy?
- W tym sęk, nie masz nikogo wykańczać, tylko...
- Tylko co?
- Chcą cię zatrudnić do handlu. - odpowiedział niepewnie Żwirek.
- Co, znowu do handlu, a co ja jestem przekupka czy jak?
- Nie no, ale słuchaj, fajne rzeczy będziesz rozprowadzać...
Owca już nie wytrzymała, po ostatnim zwolnieniu jej przez piekło za zabicie podczas pracy przełożonego co okazało się jednak możliwe, ale nie dzięki osinowemu kołkowi wbitemu w gardło i tasakowi wbitemu w serce, tylko przez odcięcie mu penisa, odszedł z tego świata z żalu, dosłownie, a następnie przez posłanie innego diabła do diabła polewając go wodą święconą po raz dziesiąty co w końcu zniszczyło mu futro, lewy róg i wypaliło mu połowę lewego kopytka, Owca postanowiła, że jeśli jeszcze raz przyślą jej tutaj kogoś z ofertą pracy w handlu to zabije, rozstrzela i wybije resztę kurczaków na osiedlu. I tak też uczyniła. Wyciągnęła z szafy, która stoi w korytarzu kałach i granat, Muchomorek i Żwirek zaczęli uciekać w stronę furtki z krzykiem, był tak głośny, że dziwiła ją tak wielka skala rozdzierającego gardła krzyku przerażenia, ale tylko przez chwilę. Owca zaczęła strzelać, gdy tylko trafiła w Żwirka i go rozstrzelała to cisnęła granatem w Muchomorka, który rozleciał się na części pierwsze, pierwiastki i chyba rozbił się na atomy, ale kurczakom jednak dała spokój, choć na śniadanie zjadła kanapkę z masłem orzechowym, a kurczak do tego pasuje idealnie. W końcu po opanowaniu swojej wściekłości posprzątała po Żwirku i Muchomorku, a raczej po tym, co z nich zostało, bo zaczęły się złazić jak zawsze wiecznie nienażarte koty. Obaj niebawem odrodzili się w piekle, jako małe diabełki, które miały robić figle ludziom. Pan Jezuś wraz z aniołem Lolkiem Mietkiem i Michałem Janosikiem mieli dosyć patrzenia jak Owca morduje wszystkich na około bez zmrużenia okiem, więc postanowili działać. Tym czasem nasza bohaterka skoczyła do sąsiadki, ale tej aktualnie nie było, wyruszyła do Rudego stworzenia, ta jak się okazało na miejscu jeszcze chrapała gdzieś w pokoju, gdzieś w swoim łóżku, tylko cholera wie, gdzie jest to łóżko jak zawsze zasypane pod stertą wszystkiego co powinno, może być i za wszelką cenę nie powinno się znajdować w domu, nawet Twiggy się zapodział, bo na obrazie go nie było. Choć jak dostrzegła coś na kształt stopy wystawało z pod łóżka i serio, ale to okno chyba specjalnie jest ciągle otwarte. Wdrapała się do pokoju, znalazła Rude stworzenie i pogilgotała je po stopie, zaczęła mamrotać: Co jest kurwa, ja tu śpię na wszystkie chuju muju dzikie bizony i dzikie węże, żeby cię Owca Porno nakopała i Twiggy też, albo nie bo on ma takie ładne, zgrabne nóżki i takie ogolone.
Ruda najwyraźniej jest w złym stanie psychicznym po rzuceniu prochów, wróciła do lasu poszukać tam czegoś lub kogoś ciekawego, szła leśną dróżką, tuż obok terenów Żelkowych Mutantów i Krówkowo - Ciągutkowych, nagle zagrzmiało, błysnęło i piorun walnął w drzewo.
- Na Pieruna, co się dzieje?
- Ja już Tobie powiem co się dzieje. - odpowiedział jej głos z góry, który należał do tego pindowatego lolka Mietka.
- Idziesz na rok do czyśćca!
Nim wydała z siebie jakikolwiek odgłos, jakikolwiek pisk, czy jakiekolwiek przekleństwo, zniknęła. Lady Vampire poszła do Owcy dnia następnego po tym wydarzeniu, o którym jeszcze nie wiedziała, ale miała się wkrótce dowiedzieć. Owcy naturalnie nie zastała, kiedy wracała do siebie zauważyła listonosza, był to anioł, średnio przystojny, w okularach i jakiś taki wychudzony, obok niego stał rower, to pewnie przyczyna smukłej sylwetki, musi dużo jeździć.
- Dzień dobry panienko. Anielska poczta z czyśćca.
- Do mnie z czyśćca?
- Adresat jest z tyłu koperty.
- Zaraz, to już nie macie listów w rulonikach?
- Mamy, ale te są zbyt poufne, dlatego też zostają zaklejone w kopercie. Bierze pani?
Wzięła list mając złe przeczucia, w końcu to czyściec, a Owcy nie było w domu, uruchamiając trybiki odpowiedzialne za skojarzenia to by miało jakiś sens, anioł pojechał w stronę Black Forest, czyli lasu, po którym przechadza się Owca, a obok którego mieszka Rude stworzenie, Lady Vampire otworzyła list, przeczytała w nim, że ma się zająć domem Owcy i jej ogródkiem, ponieważ ta jest w czyśćcu i zostanie tam na cały rok, oczywiście treść owego listu nie była tak krótka i prośba nie miała zwykłego sformułowania, Owca nie zwykła używać zwrotów grzecznościowych, jeśli już to nie chętnie i z przymusu, list został ocenzurowany, cenzor stracił przytomność po tym jak skończył zabazgrywać pierdyliardową ilość przekleństw, jak za komuny. Listonosz podjechał pod okno mieszkania Rudego stworzenia i przez to okno wrzucił list, którego kant trafił ją w głowę, dzięki temu przynajmniej wiedziała, że już dzień tak w ogóle i czas najwyższy wstawać, przeczytała na kopercie "Anielska Poczta". Zdziwiło ją to, ale ciekawość wzięła górę nad chęcią wyrzucenia papierka bez konieczności czytania jak reklamy z poczty elektronicznej, wyczytała, że Owca została przymknięta w czyśćcu na rok, drugi cenzor, który zastępował kolegę stracił wzrok na kilka godzin po zamazaniu na czarno prawie całego listu. Widział ciemność... albo pomazał sobie oczy mazakiem, jest również taka ewentualność bo był kompletną fajtłapą.
Wampirzyca nie dała za wygraną i poszła do domu Owcy, gdzie wisiały obrazy przedstawiające Bogów i Boginie Słowian, podeszła do jednego i prosiła o pomoc, gadała do obrazu Boga wojny i prawa, Łada, ku jej zaskoczeniu odpowiedział, zapytał czego żąda od niego i dlaczego, odpowiedziała mu, że powinien pomóc Owcy, bo została porwana do czyśćca przez jego wroga, który odsunął go od władzy, Łada powiedział, że władzy nigdy nie miał, to czy ktoś uważał go za Boga, czy władcę czegoś było tylko jego przywilejem danym mu od ludzi, którzy tak twierdzili, jednak Wampirzyca dalej prosiła by pomógł jej przyjaciółce, w końcu ona daje mu przywilej, daje mu władzę, aby zaprowadził ład i by innowiercy nie cierpieli z powodu jakiegoś rybaka i cieśli, czy w końcu kim on tam był, odrzekł tylko nim zamilknął, że za słaby to dla niego zawodnik do walki czy nawet kłótni, nie będzie podejmował się takiego błahego zadania, Jezuś jest za mały, a on do takiego poziomu się zniżać nie ma zamiaru. Straciła nadzieję, że wyciągnie Owce z tego przedsionka piekła i pralni mózgu.
- Czego kurwa, rano jest!
- Piekło nas przysyła. - odpowiedział na uprzejme pytanie Muchomorek.
- Czego tam znowu?
- Chcą byś dla nich ponownie pracowała. - w kolejności następny był Żwirek.
- Ale ja już mam zajęcie.
- Już nie. - z zadowoleniem odezwał się Muchomorek.
- Przecież pracuję w sklepie zielarskim.
- Pracowałaś, wylali cię trzy dni temu.
- Jakim cudem?
- Takim, że nie było cię przez te trzy dni w robocie, tu masz swoje usprawiedliwione zwolnienie z pracy. - Muchomorek wręczył jej kopertę, a w niej zawiadomienie o zwolnieniu. - To jak, przyjmujesz ofertę pracy?
- To zależy. Kogo mam wykończy?
- W tym sęk, nie masz nikogo wykańczać, tylko...
- Tylko co?
- Chcą cię zatrudnić do handlu. - odpowiedział niepewnie Żwirek.
- Co, znowu do handlu, a co ja jestem przekupka czy jak?
- Nie no, ale słuchaj, fajne rzeczy będziesz rozprowadzać...
Owca już nie wytrzymała, po ostatnim zwolnieniu jej przez piekło za zabicie podczas pracy przełożonego co okazało się jednak możliwe, ale nie dzięki osinowemu kołkowi wbitemu w gardło i tasakowi wbitemu w serce, tylko przez odcięcie mu penisa, odszedł z tego świata z żalu, dosłownie, a następnie przez posłanie innego diabła do diabła polewając go wodą święconą po raz dziesiąty co w końcu zniszczyło mu futro, lewy róg i wypaliło mu połowę lewego kopytka, Owca postanowiła, że jeśli jeszcze raz przyślą jej tutaj kogoś z ofertą pracy w handlu to zabije, rozstrzela i wybije resztę kurczaków na osiedlu. I tak też uczyniła. Wyciągnęła z szafy, która stoi w korytarzu kałach i granat, Muchomorek i Żwirek zaczęli uciekać w stronę furtki z krzykiem, był tak głośny, że dziwiła ją tak wielka skala rozdzierającego gardła krzyku przerażenia, ale tylko przez chwilę. Owca zaczęła strzelać, gdy tylko trafiła w Żwirka i go rozstrzelała to cisnęła granatem w Muchomorka, który rozleciał się na części pierwsze, pierwiastki i chyba rozbił się na atomy, ale kurczakom jednak dała spokój, choć na śniadanie zjadła kanapkę z masłem orzechowym, a kurczak do tego pasuje idealnie. W końcu po opanowaniu swojej wściekłości posprzątała po Żwirku i Muchomorku, a raczej po tym, co z nich zostało, bo zaczęły się złazić jak zawsze wiecznie nienażarte koty. Obaj niebawem odrodzili się w piekle, jako małe diabełki, które miały robić figle ludziom. Pan Jezuś wraz z aniołem Lolkiem Mietkiem i Michałem Janosikiem mieli dosyć patrzenia jak Owca morduje wszystkich na około bez zmrużenia okiem, więc postanowili działać. Tym czasem nasza bohaterka skoczyła do sąsiadki, ale tej aktualnie nie było, wyruszyła do Rudego stworzenia, ta jak się okazało na miejscu jeszcze chrapała gdzieś w pokoju, gdzieś w swoim łóżku, tylko cholera wie, gdzie jest to łóżko jak zawsze zasypane pod stertą wszystkiego co powinno, może być i za wszelką cenę nie powinno się znajdować w domu, nawet Twiggy się zapodział, bo na obrazie go nie było. Choć jak dostrzegła coś na kształt stopy wystawało z pod łóżka i serio, ale to okno chyba specjalnie jest ciągle otwarte. Wdrapała się do pokoju, znalazła Rude stworzenie i pogilgotała je po stopie, zaczęła mamrotać: Co jest kurwa, ja tu śpię na wszystkie chuju muju dzikie bizony i dzikie węże, żeby cię Owca Porno nakopała i Twiggy też, albo nie bo on ma takie ładne, zgrabne nóżki i takie ogolone.
Ruda najwyraźniej jest w złym stanie psychicznym po rzuceniu prochów, wróciła do lasu poszukać tam czegoś lub kogoś ciekawego, szła leśną dróżką, tuż obok terenów Żelkowych Mutantów i Krówkowo - Ciągutkowych, nagle zagrzmiało, błysnęło i piorun walnął w drzewo.
- Na Pieruna, co się dzieje?
- Ja już Tobie powiem co się dzieje. - odpowiedział jej głos z góry, który należał do tego pindowatego lolka Mietka.
- Idziesz na rok do czyśćca!
Nim wydała z siebie jakikolwiek odgłos, jakikolwiek pisk, czy jakiekolwiek przekleństwo, zniknęła. Lady Vampire poszła do Owcy dnia następnego po tym wydarzeniu, o którym jeszcze nie wiedziała, ale miała się wkrótce dowiedzieć. Owcy naturalnie nie zastała, kiedy wracała do siebie zauważyła listonosza, był to anioł, średnio przystojny, w okularach i jakiś taki wychudzony, obok niego stał rower, to pewnie przyczyna smukłej sylwetki, musi dużo jeździć.
- Dzień dobry panienko. Anielska poczta z czyśćca.
- Do mnie z czyśćca?
- Adresat jest z tyłu koperty.
- Zaraz, to już nie macie listów w rulonikach?
- Mamy, ale te są zbyt poufne, dlatego też zostają zaklejone w kopercie. Bierze pani?
Wzięła list mając złe przeczucia, w końcu to czyściec, a Owcy nie było w domu, uruchamiając trybiki odpowiedzialne za skojarzenia to by miało jakiś sens, anioł pojechał w stronę Black Forest, czyli lasu, po którym przechadza się Owca, a obok którego mieszka Rude stworzenie, Lady Vampire otworzyła list, przeczytała w nim, że ma się zająć domem Owcy i jej ogródkiem, ponieważ ta jest w czyśćcu i zostanie tam na cały rok, oczywiście treść owego listu nie była tak krótka i prośba nie miała zwykłego sformułowania, Owca nie zwykła używać zwrotów grzecznościowych, jeśli już to nie chętnie i z przymusu, list został ocenzurowany, cenzor stracił przytomność po tym jak skończył zabazgrywać pierdyliardową ilość przekleństw, jak za komuny. Listonosz podjechał pod okno mieszkania Rudego stworzenia i przez to okno wrzucił list, którego kant trafił ją w głowę, dzięki temu przynajmniej wiedziała, że już dzień tak w ogóle i czas najwyższy wstawać, przeczytała na kopercie "Anielska Poczta". Zdziwiło ją to, ale ciekawość wzięła górę nad chęcią wyrzucenia papierka bez konieczności czytania jak reklamy z poczty elektronicznej, wyczytała, że Owca została przymknięta w czyśćcu na rok, drugi cenzor, który zastępował kolegę stracił wzrok na kilka godzin po zamazaniu na czarno prawie całego listu. Widział ciemność... albo pomazał sobie oczy mazakiem, jest również taka ewentualność bo był kompletną fajtłapą.
Wampirzyca nie dała za wygraną i poszła do domu Owcy, gdzie wisiały obrazy przedstawiające Bogów i Boginie Słowian, podeszła do jednego i prosiła o pomoc, gadała do obrazu Boga wojny i prawa, Łada, ku jej zaskoczeniu odpowiedział, zapytał czego żąda od niego i dlaczego, odpowiedziała mu, że powinien pomóc Owcy, bo została porwana do czyśćca przez jego wroga, który odsunął go od władzy, Łada powiedział, że władzy nigdy nie miał, to czy ktoś uważał go za Boga, czy władcę czegoś było tylko jego przywilejem danym mu od ludzi, którzy tak twierdzili, jednak Wampirzyca dalej prosiła by pomógł jej przyjaciółce, w końcu ona daje mu przywilej, daje mu władzę, aby zaprowadził ład i by innowiercy nie cierpieli z powodu jakiegoś rybaka i cieśli, czy w końcu kim on tam był, odrzekł tylko nim zamilknął, że za słaby to dla niego zawodnik do walki czy nawet kłótni, nie będzie podejmował się takiego błahego zadania, Jezuś jest za mały, a on do takiego poziomu się zniżać nie ma zamiaru. Straciła nadzieję, że wyciągnie Owce z tego przedsionka piekła i pralni mózgu.
sobota, 17 stycznia 2015
Owca jako bard terrorysta, nie łagodzi obyczajów.
Owca choć wcale się tym nie chwaliła, zdarzało jej się słuchać rapu, również tego dnia grzała swój ulubiony fotel tyłkiem i puszczała zapętloną piosenkę na cały regulator, po pierwsze dlatego, że nie było jej sąsiadki, która jako wampir obowiązkowo udała się na święto księcia Draculi w Białej Wampirzej i przy okazji na pokazy mody Drak Queen, a także karaoke w ich wykonaniu, a po drugie ze względu na nowego sąsiada i jeszcze po trzecie, bo tak jej się podobało. Wampirzycy nie było od kilku dni, tak więc Owca postanowiła napisać do niej maila, w którym zdała jej sprawozdanie z tych dni. Popijając whisky stukała w klawisze z nieukrywanym zadowoleniem...
Kilka godzin po twoim wyjeździe, przy okazji mam nadzieję, że nie bawisz się na tyle dobrze, żeby zostawać tam jeszcze tydzień, wracaj, I.T. back to the home, wprowadził się nowy sąsiad, trudno go nie zauważyć, facet jest jak kula armatnia, okrągły pączuś, fetyszystki zapraszam pod 15-stkę. Nie mam nic przeciwko otyłym ludziom, pod warunkiem, że nie narzekają na swoją wagę, podobno grubsi ludzie są szczęśliwsi od tych chudszych, on musi być prze szczęśliwy, a swoje szczęście czci codziennie fast foodem. Niedługo facet zacznie się toczyć zamiast chodzić, a hula hop będzie nosił zamiast paska. Nie, nie przeszkadzał mi do pewnego momentu, zaczął puszczać disco w polu na cały regulator, to jakaś masakra, człowiek chce tu zrobić rzeź niewiniątek, córka sąsiadki obok ciebie chciała wyskoczyć przez balkon, pierwsze piętro, ale kark można pogruchotać. Znalazłam idealną piosenkę dla niego, więc puściłam ze swojej wieży, a wiesz jaką moc ma ta bestia. Facet uznał, że w ten sposób mu grożę, przyszedł najpierw do mnie i zagroził, że naśle na mnie policję, zamknęłam mu drzwi przed nosem i wiesz co, przysłał policję. Za pierwszym razem przyszli do niego zapytać o co chodzi, coś im tłumaczył, widziałam przez okno, ale muzyka cały czas grała, więc nie wiem co, dowiedziałam się później, po ciszy nocnej, przyszli i kazali ściszyć, a także nie grozić sąsiadowi, pytam jak skoro z nim nigdy nie rozmawiałam, a oni mi na to, że muzyką, bard Owca grozi muzyką, roześmiałam się, oni też, ale następnego dnia wstałam o piątej rano i wystawiłam głośnik na dach. Facet wytoczył się na dwór jak poparzony. Chyba znowu zadzwonił po policję, wściekł się bo najwyraźniej nie chcieli przyjechać, zrobił się czerwony, mało zawału nie dostał. Byłam sprytniejsza i nie puszczałam muzyki głośno po ciszy nocnej, ale policja i tak przyszła, powiedzieli, że mam nie wysyłać dwuznacznych przesłań sąsiadowi, z których wynika, że chce go zabić. Mówię im, panowie jakbym chciała go zabić, to nie przemocą psychiczną, wzięłabym ostre narzędzie, nasłałabym diabła, ale na litość Bogów, nie muzyką. Puszczałam tą piosenkę jeszcze przez trzy dni, facet mijał mnie kolejne pięć, nawet będąc na swoim podwórku chował się do domu jak mnie widział. Chyba uznał, że również ma wolność Tomku w swoim domku, zaczął puszczać Ruda tańczy jak szalona, więc wyszłam na dwór, zaprosiłam Rudą z Twiggym i tańczyliśmy na ulicy, facet się wściekł, puścił jakiś szajs, w tekście było coś o pupie jakiejś laski i żeby nie patrzyła z wyrzutem, więc tańczyliśmy dalej, puścił coś czego się nie spodziewaliśmy, Twiggy uznał, że to o nim, w końcu ma swoją zieloną sukienkę, a to znaczy, że ma stajla, wywijał jak tancerka w barze. Facet się poddał i wtoczył się do auta, wrócił kilka godzin później z żarciem z FucDonaldsa. Tak ku przestrodze puściłam jeszcze raz, że zabije grubasa.
Owca zaśmiała się kiedy wcisnęła wirtualny przycisk wyślij, popiła whisky i włączyła grę Wiedźmin, przy której spędziła cały weekend, sąsiadka prosto z podróży przyszła do niej, zobaczyła potargane włosy, dwie puste butelki po whisky, spaloną paczkę papierosów, kilka pudełek po wegetariańskiej pizzy i poplamioną sosem białą koszulkę.
- Co z tobą? - oczekując na odpowiedź podeszła bliżej i dopiero zauważyła, że Owca ma słuchawki na uszach, czego nie było widać zza potarganych włosów. Dotknęła jej ramienia, wtedy podskoczyła przestraszona, ściągnęła słuchawki i wyrzuciła papierosa z lewej ręki.
- Co z tobą?
- Czekałam na ciebie, byłam dzielna dopóki nie przypomniałam sobie, że mam w domu whisky.
- A papierosy, przecież nie palisz.
- Twiggy zostawił. To lepsze niż trawka.
- Czy ty odeszłaś choć na chwilę od tej gry?
- Tak, bywałam w łazience.
- Dość, masz szlaban na tą grę do końca miesiąca.
- Czy ty mi matkujesz?
- A widziałaś siebie w lustrze?! Diabła byś przyprawiła o zawał samym swoim wyglądem!
Z obrzydzeniem spojrzała w lustro i poszła ogarnąć swoje cztery litery, Wampirzyca wyciągnęła ją do ogródka, popijając dla odmiany zieloną herbatę obserwowały sąsiada. Galaretowata powłoka kołysała się z każdym jego krokiem.
- Jak można terroryzować kogoś piosenką?
Owca wróciła na chwilę do domu, wyciągając głośnik przed dom, wieża była zsynchronizowana z jej smatrfonem, włączyła piosenkę, a sąsiad o mały włos nie dostał ataku paniki.
- Właśnie tak to można zrobić.
- Wpada w ucho.
Obie zadowolone i z minami psychopatek wzniosły toast z herbaty za nową wpadającą w ucho piosenkę do zastosowania jako przemoc psychiczna.
Kilka godzin po twoim wyjeździe, przy okazji mam nadzieję, że nie bawisz się na tyle dobrze, żeby zostawać tam jeszcze tydzień, wracaj, I.T. back to the home, wprowadził się nowy sąsiad, trudno go nie zauważyć, facet jest jak kula armatnia, okrągły pączuś, fetyszystki zapraszam pod 15-stkę. Nie mam nic przeciwko otyłym ludziom, pod warunkiem, że nie narzekają na swoją wagę, podobno grubsi ludzie są szczęśliwsi od tych chudszych, on musi być prze szczęśliwy, a swoje szczęście czci codziennie fast foodem. Niedługo facet zacznie się toczyć zamiast chodzić, a hula hop będzie nosił zamiast paska. Nie, nie przeszkadzał mi do pewnego momentu, zaczął puszczać disco w polu na cały regulator, to jakaś masakra, człowiek chce tu zrobić rzeź niewiniątek, córka sąsiadki obok ciebie chciała wyskoczyć przez balkon, pierwsze piętro, ale kark można pogruchotać. Znalazłam idealną piosenkę dla niego, więc puściłam ze swojej wieży, a wiesz jaką moc ma ta bestia. Facet uznał, że w ten sposób mu grożę, przyszedł najpierw do mnie i zagroził, że naśle na mnie policję, zamknęłam mu drzwi przed nosem i wiesz co, przysłał policję. Za pierwszym razem przyszli do niego zapytać o co chodzi, coś im tłumaczył, widziałam przez okno, ale muzyka cały czas grała, więc nie wiem co, dowiedziałam się później, po ciszy nocnej, przyszli i kazali ściszyć, a także nie grozić sąsiadowi, pytam jak skoro z nim nigdy nie rozmawiałam, a oni mi na to, że muzyką, bard Owca grozi muzyką, roześmiałam się, oni też, ale następnego dnia wstałam o piątej rano i wystawiłam głośnik na dach. Facet wytoczył się na dwór jak poparzony. Chyba znowu zadzwonił po policję, wściekł się bo najwyraźniej nie chcieli przyjechać, zrobił się czerwony, mało zawału nie dostał. Byłam sprytniejsza i nie puszczałam muzyki głośno po ciszy nocnej, ale policja i tak przyszła, powiedzieli, że mam nie wysyłać dwuznacznych przesłań sąsiadowi, z których wynika, że chce go zabić. Mówię im, panowie jakbym chciała go zabić, to nie przemocą psychiczną, wzięłabym ostre narzędzie, nasłałabym diabła, ale na litość Bogów, nie muzyką. Puszczałam tą piosenkę jeszcze przez trzy dni, facet mijał mnie kolejne pięć, nawet będąc na swoim podwórku chował się do domu jak mnie widział. Chyba uznał, że również ma wolność Tomku w swoim domku, zaczął puszczać Ruda tańczy jak szalona, więc wyszłam na dwór, zaprosiłam Rudą z Twiggym i tańczyliśmy na ulicy, facet się wściekł, puścił jakiś szajs, w tekście było coś o pupie jakiejś laski i żeby nie patrzyła z wyrzutem, więc tańczyliśmy dalej, puścił coś czego się nie spodziewaliśmy, Twiggy uznał, że to o nim, w końcu ma swoją zieloną sukienkę, a to znaczy, że ma stajla, wywijał jak tancerka w barze. Facet się poddał i wtoczył się do auta, wrócił kilka godzin później z żarciem z FucDonaldsa. Tak ku przestrodze puściłam jeszcze raz, że zabije grubasa.
Owca zaśmiała się kiedy wcisnęła wirtualny przycisk wyślij, popiła whisky i włączyła grę Wiedźmin, przy której spędziła cały weekend, sąsiadka prosto z podróży przyszła do niej, zobaczyła potargane włosy, dwie puste butelki po whisky, spaloną paczkę papierosów, kilka pudełek po wegetariańskiej pizzy i poplamioną sosem białą koszulkę.
- Co z tobą? - oczekując na odpowiedź podeszła bliżej i dopiero zauważyła, że Owca ma słuchawki na uszach, czego nie było widać zza potarganych włosów. Dotknęła jej ramienia, wtedy podskoczyła przestraszona, ściągnęła słuchawki i wyrzuciła papierosa z lewej ręki.
- Co z tobą?
- Czekałam na ciebie, byłam dzielna dopóki nie przypomniałam sobie, że mam w domu whisky.
- A papierosy, przecież nie palisz.
- Twiggy zostawił. To lepsze niż trawka.
- Czy ty odeszłaś choć na chwilę od tej gry?
- Tak, bywałam w łazience.
- Dość, masz szlaban na tą grę do końca miesiąca.
- Czy ty mi matkujesz?
- A widziałaś siebie w lustrze?! Diabła byś przyprawiła o zawał samym swoim wyglądem!
Z obrzydzeniem spojrzała w lustro i poszła ogarnąć swoje cztery litery, Wampirzyca wyciągnęła ją do ogródka, popijając dla odmiany zieloną herbatę obserwowały sąsiada. Galaretowata powłoka kołysała się z każdym jego krokiem.
- Jak można terroryzować kogoś piosenką?
Owca wróciła na chwilę do domu, wyciągając głośnik przed dom, wieża była zsynchronizowana z jej smatrfonem, włączyła piosenkę, a sąsiad o mały włos nie dostał ataku paniki.
- Właśnie tak to można zrobić.
- Wpada w ucho.
Obie zadowolone i z minami psychopatek wzniosły toast z herbaty za nową wpadającą w ucho piosenkę do zastosowania jako przemoc psychiczna.
wtorek, 13 stycznia 2015
Wilk się nażarł, choć Owca jak zawsze cała, a anioł bawi się w piekle.
Owca otrzymała zaproszenie na bankiet, miała tylko jeden jedyny, lecz konkretny problem, nie miała z kim na ten bankiet pójść. Ubranie nie było problemem, nałoży czarną suknię z gorsetem, klasyka w jej wykonaniu, po tym jak za odrzucenie jej zalotów, a następnie przyłapaniu ich na spotkaniach z innymi kobietami, choć twierdzili, że nie mają czasu, nie są gotowi, a nawet, że są gejami,wytłukła większość całkiem fajnych kolesi z osiedla zostali tylko ci, którzy jej unikali na wszystkie możliwe sposoby, więc rzadko ich widywała. Poszła na miasto poszukać fajnego pubu, w którym mogłaby poderwać jakiegoś nieszczęśnika, bo nie chciała iść sama na ten przeklęty bankiet, a żeby odzyskać możliwość chodzenia do piekła musiała na przeklęty bankiet iść. Znalazła jedno fajne miejsce, niedaleko domu Rudego stworzenia, tak więc wpadła na tak zwaną herbatkę i ciasto. Owca stwierdziła, że nie pójdzie sama do pubu bo będzie wyglądać na desperatkę, rozwiązaniem tego było wyciągniecie wieczorem Rudej, ale zanim wieczór nadszedł, przy herbatce Ruda powiedziała coś dziwnego Owcy.
- Słuchaj, jak dziś biegałam po lesie, bo widzisz od niedawna uprawiam jogging to zobaczyłam chyba skrzydlatego lolka.
- Jakiego skrzydlatego lolka?
- No właśnie nie wiem, ale Twiggy mi świadkiem, że widziałam skrzydlatego lolka w lesie.
- Znowu coś bierzesz, gałka muszkatołowa, kodeina? Nie dobrze, oj niedobrze Ruda, a może to był anioł?
- Anioł? No możliwe, ale co by tu robił?
- Nie wiem, ale kiedyś jednego spotkałam, szukał kluczy do czołgu.
- A ten co tym razem robił, szukał kluczy do łodzi podwodnej?
- Szukał płaskiej 13-stki do balonu.
- No pewnie i tak, heh. Słuchaj, na polu Marii J. Konopians nie ma ani jednej roślinki, chyba już żniwa były.
- Może, a widziałaś ty ostatnio jakiegoś żelkowego mutanta w lesie, albo krówkowego?
- No nie, chociaż ostatnio obie grupki wyznaczyły sobie terytoria, więc uważaj na te dwa puste pola przy łąkach, na jednym są mutanty krówkowe, a na drugim żelkowe, ale teraz pewnie się pochowali bo się zimno zrobiło.
- A kto na którym?
- Żelkowe po prawej, krówkowe po lewej.
- Kurcze, a miałam ochotę na ciągutki.
- Dobra Owca, czas mi na leki, spoko nie mają substancji psychotropowych.
- Dobra, to ja spadam, zobaczymy się wieczorem pod pubem.
Kiedy wracała do domu jak zwykle przez las, spotkała dwa małe dziwne stworzonka. Wyglądali jak krasnale ogrodowe, czerwone kapelusiki, niski wzrost i skórzane kamizelki. Buty były jakby z wielkich skórzanych skarpet w kolorze brązowym, takim samym jak kamizelki.
- Jam Żwirek.
- Jam Muchomorek.
- Jam was rozgniotę jak mi nie zejdziecie z drogi.
- To ty jesteś Owca Porno? - spytał Żwirek
- No. Czyżby moja sława mnie prześcigała?
- To ty dostałaś zaproszenie na bankiet? - spytał Muchomorek
Owca rzuciła od niechcenia krótkie no i poirytowana czekała na ciąg dalszy, czyżby coś miało wyskoczyć spod jej nóg, a może coś spaść z nieba, miała się tym cieszyć, czy raczej obawiać.
- Te, Żwirek, bierzemy ją.
- Nie rozśmieszajcie mnie, wy macie mnie gdzieś zabrać, jak wam się to uda krasnale?
- A znasz przypowieść o goliacie?
- To coś z biblii jak mniemam.
- Dokładnie.
- Niestety do tej bajki jeszcze nie doszłam siedząc na kiblu.
Nim się spostrzegła dostała po łbie czymś twardym, nie wiedząc z której strony to nadleciało i czym to było, obudziła się po raz kolejny w niebie.
- Do cholery, co tu się wyprawia na Bogów?
- Tylko bez przekleństw dobra?
- A ty kto?
- Jam jest anioł, mam na imię Lolek Mietek.
- Anią tak? Ha ha, dupowaty brat Lolka Kmicica, teraz poznaje, się grzecznie pytam czego?
- A ja Tobie odpowiadam z dokładnie taką samą grzecznością, Żwirek i Muchomorek pracują dla piekła, ale ich na jedną misję wypożyczyliśmy, jesteś dla nas jak specjalna dostawa, dostałaś od piekła zaproszenie na bankiet, a to oznacza, że masz na swoim koncie zbyt dużo złych uczynków. Tak nie może być.
- Wolna wola no nie? Mogę robić co chce.
- Nie na mojej zmianie!
Anioł Lolek Mietek zaczął swój 3 godzinny wykład o dobru, o miłości do bliźnich, o sumieniu i o etyce i o bla bla bla sratatata i inne duperele, ona i tak nie słuchała, myślami była w swojej fantazji jaką było skakanie nago po chmurach i obgryzanie ich, w końcu to wata cukrowa, o mało brakowało, a na myśl o staniku i majtkach z waty ślinka jej nie pociekła, opanowała jednak powódź ślinotoku i obserwowała kręcącego się nieopodal anioła, wpadł jej w oko, długie czarne włosy, kolczyki w uszach, miał ich tam po kilka kółek, bródka, na dodatek przystojniak, no wprost marzenie. Tylko czemu to biedactwo się tutaj marnuje? Kiedy Lolek Mietek zakończył swój wykład, Owca podeszła do tego skrzydlatego ciacha i zapytała go co tutaj robi? W odpowiedzi usłyszała: Służę bogu biblijnemu, jestem aniołem, wypełniam jego polecenia. Owca wpadła na pewien ciekawy pomysł. Podrażnić anioła.
- Powiedz mi sługo Boży, jak masz na imię?
- Tomasz.
- Ach Tomasz, ładne imię, ja jestem Owca Porno, ten tam pindowa... ymm bardzo miły anioł właśnie mnie uświadamiał o pewnych rzeczach, o których wiem.
- Więc czemu to robił?
- Czyli moja zła sława nie dociera do was maluczkich aniołeczków?
- Jesteśmy wszyscy równi. - zirytował się, właśnie wpadł w jej sidła
- Więc czemu o mnie nie wiesz?
- No cóż widocznie są ważniejsze sprawy do zrobienia.
- Jakie? Podrapać boga pod pachą, czy rozczesać mu brodę, podobno ma długą.
- Cóż samego boga nie widziałem.
- A czy ktoś w tym niebie go widział?
- O tak, najbliżsi niego.
- Aha! A więc jednak!
- Jednak?
- Przyznałeś, że jesteś maluczki. Nie jesteś nawet na tyle wartościowym aniołem, aby oglądać boskie oblicze twojego pana o ile naprawdę istnieje, a to nie jest tylko jakiś porzucony cyrk na kółkach.
- Ale to nie tak...
- A jak?
- Moja wiara w niego...
- Czy wiesz, że jesteś cholernym ignorantem?
- Słucham?
- Wierzysz w kogo?
- Boga biblijnego.
- A w Słowiańskich?
- Przecież są ludzkim wymysłem ludzi ciemnej ery średniowiecza.
- A to ciekawe, bo Słowiańscy Bogowie istnieli przed tym twoim domokrążcą co jest swoim własnym ojcem i synem. Jednocześnie! Jak to wytłumaczysz?
- To jest byt boski, tego się nie da...
- A Słowiańscy Bogowie to nie boskie byty? Era jak to nazwałeś ciemnogrodu jaśniała w ogniu Perunowym, a ty przyjąłeś boga, który ma schizofrenię bo myśli, że jest swoim ojcem i chodził po wodzie, a woda to wino i słyszy głosy, które mówią mu, że ma powiesić się na krzyżu pod postacią Jezusa. A teraz skoro namieszałam ci w głowie, chodź idziesz ze mną.
- Dokąd?
- Chcę pójść na bankiet do piekła, ale nie mam z kim, więc musisz iść ze mną.
- Czemu ja?
- Fajny jesteś, tylko głupi, trzeba cię naprostować.
Tomasz jak sądziła naiwny był z natury, zgodził się jednak pójść z Owcą. Po wykładzie została wypuszczona do domu, gdzie się przygotowała do bankietu i czekała na Tomasza, ufali jej, że na bankiet jednak nie pójdzie, lubiła czasem robić komuś na złość. Ubrała się w czarną suknię z niebieskim gorsetem o głębokim dekolcie, która bardzo uwydatniała jej piersi, nałożyła czarne pantofle i upięła włosy. Niedługo po tym jak skończyła się malować zadzwonił dzwonek. Przysłano limuzynę, w której czekał już Tomasz, napili się wina mszalnego jakie znaleźli w barku czarnej limuzyny, a pół godziny po wypiciu całej butelki Tomasz powiedział kierowy by już nie krążył po mieście tylko jechał do piekła. Kierowca podwiózł ich pod las, zatrzymał się tuż obok drogi do dziury w piekle, a tam ku ich miłemu zaskoczeniu znajdowała się winda. Owca i anioł, para jakby niemożliwa, a tu proszę, jak w każdej lepszej i gorszej historii czy powieści okazuje się, że nie ma rzeczy niemożliwych. I tak oto wilk syty i Owca cała, Owca co miała partnera na bankiet, a diabeł i całe piekło, mogło ją gościć, kiedy tylko miało chęć, nie miało zbyt wielkiej, lecz jest osobą zasłużoną, gdyż pojawiając się na bankiecie umorzono jej karę. Przy windzie na dole stał lokaj i poprowadził, z nieukrywanym zdziwieniem anioła i jego partnerkę do sali bankietowej korytarzem na lewo, do końca. Owca po dłuższym czasie opuściła swojego partnera i podeszła do Lolka Kmicica, który stał przy barze popijając piwko.
- Wiesz co, dziś moralizował mnie twój brat.
- Mietek?
- Nie inaczej, trzy godziny wysłuchiwałam jego biadolenia, ale wiesz, jak tak teraz myślę, to chyba o czymś przez to wszystko zapomniałam.
- O czym?
- No nie wiem, skleroza nie boli. Ma za to skutki uboczne.
- To pewnie nic ważnego. Cześć Żwirek, cześć Muchomorek!
- Pewnie masz rację. - machnęła na to ręką - O, no proszę, moje kolejne ofiary, niech ja ich kiedy dorwę... Idę potańczyć z aniołem.
- Lecisz na niego?
- Fajny ciastek, zobaczymy jak wywija na parkiecie.
A wywijał całkiem nieźle, ten dance miał sens, jak na świętoszka miał całkiem grzeszne ruchy.
W międzyczasie pod pubem "Goły Wilk".
- Niech ja tylko dorwę tą Owce, przysięgam na Twiggy'ego, że ją zamorduję. Nogi z dupy powyrywam, słowo daję!
- Słuchaj, jak dziś biegałam po lesie, bo widzisz od niedawna uprawiam jogging to zobaczyłam chyba skrzydlatego lolka.
- Jakiego skrzydlatego lolka?
- No właśnie nie wiem, ale Twiggy mi świadkiem, że widziałam skrzydlatego lolka w lesie.
- Znowu coś bierzesz, gałka muszkatołowa, kodeina? Nie dobrze, oj niedobrze Ruda, a może to był anioł?
- Anioł? No możliwe, ale co by tu robił?
- Nie wiem, ale kiedyś jednego spotkałam, szukał kluczy do czołgu.
- A ten co tym razem robił, szukał kluczy do łodzi podwodnej?
- Szukał płaskiej 13-stki do balonu.
- No pewnie i tak, heh. Słuchaj, na polu Marii J. Konopians nie ma ani jednej roślinki, chyba już żniwa były.
- Może, a widziałaś ty ostatnio jakiegoś żelkowego mutanta w lesie, albo krówkowego?
- No nie, chociaż ostatnio obie grupki wyznaczyły sobie terytoria, więc uważaj na te dwa puste pola przy łąkach, na jednym są mutanty krówkowe, a na drugim żelkowe, ale teraz pewnie się pochowali bo się zimno zrobiło.
- A kto na którym?
- Żelkowe po prawej, krówkowe po lewej.
- Kurcze, a miałam ochotę na ciągutki.
- Dobra Owca, czas mi na leki, spoko nie mają substancji psychotropowych.
- Dobra, to ja spadam, zobaczymy się wieczorem pod pubem.
Kiedy wracała do domu jak zwykle przez las, spotkała dwa małe dziwne stworzonka. Wyglądali jak krasnale ogrodowe, czerwone kapelusiki, niski wzrost i skórzane kamizelki. Buty były jakby z wielkich skórzanych skarpet w kolorze brązowym, takim samym jak kamizelki.
- Jam Żwirek.
- Jam Muchomorek.
- Jam was rozgniotę jak mi nie zejdziecie z drogi.
- To ty jesteś Owca Porno? - spytał Żwirek
- No. Czyżby moja sława mnie prześcigała?
- To ty dostałaś zaproszenie na bankiet? - spytał Muchomorek
Owca rzuciła od niechcenia krótkie no i poirytowana czekała na ciąg dalszy, czyżby coś miało wyskoczyć spod jej nóg, a może coś spaść z nieba, miała się tym cieszyć, czy raczej obawiać.
- Te, Żwirek, bierzemy ją.
- Nie rozśmieszajcie mnie, wy macie mnie gdzieś zabrać, jak wam się to uda krasnale?
- A znasz przypowieść o goliacie?
- To coś z biblii jak mniemam.
- Dokładnie.
- Niestety do tej bajki jeszcze nie doszłam siedząc na kiblu.
Nim się spostrzegła dostała po łbie czymś twardym, nie wiedząc z której strony to nadleciało i czym to było, obudziła się po raz kolejny w niebie.
- Do cholery, co tu się wyprawia na Bogów?
- Tylko bez przekleństw dobra?
- A ty kto?
- Jam jest anioł, mam na imię Lolek Mietek.
- Anią tak? Ha ha, dupowaty brat Lolka Kmicica, teraz poznaje, się grzecznie pytam czego?
- A ja Tobie odpowiadam z dokładnie taką samą grzecznością, Żwirek i Muchomorek pracują dla piekła, ale ich na jedną misję wypożyczyliśmy, jesteś dla nas jak specjalna dostawa, dostałaś od piekła zaproszenie na bankiet, a to oznacza, że masz na swoim koncie zbyt dużo złych uczynków. Tak nie może być.
- Wolna wola no nie? Mogę robić co chce.
- Nie na mojej zmianie!
Anioł Lolek Mietek zaczął swój 3 godzinny wykład o dobru, o miłości do bliźnich, o sumieniu i o etyce i o bla bla bla sratatata i inne duperele, ona i tak nie słuchała, myślami była w swojej fantazji jaką było skakanie nago po chmurach i obgryzanie ich, w końcu to wata cukrowa, o mało brakowało, a na myśl o staniku i majtkach z waty ślinka jej nie pociekła, opanowała jednak powódź ślinotoku i obserwowała kręcącego się nieopodal anioła, wpadł jej w oko, długie czarne włosy, kolczyki w uszach, miał ich tam po kilka kółek, bródka, na dodatek przystojniak, no wprost marzenie. Tylko czemu to biedactwo się tutaj marnuje? Kiedy Lolek Mietek zakończył swój wykład, Owca podeszła do tego skrzydlatego ciacha i zapytała go co tutaj robi? W odpowiedzi usłyszała: Służę bogu biblijnemu, jestem aniołem, wypełniam jego polecenia. Owca wpadła na pewien ciekawy pomysł. Podrażnić anioła.
- Powiedz mi sługo Boży, jak masz na imię?
- Tomasz.
- Ach Tomasz, ładne imię, ja jestem Owca Porno, ten tam pindowa... ymm bardzo miły anioł właśnie mnie uświadamiał o pewnych rzeczach, o których wiem.
- Więc czemu to robił?
- Czyli moja zła sława nie dociera do was maluczkich aniołeczków?
- Jesteśmy wszyscy równi. - zirytował się, właśnie wpadł w jej sidła
- Więc czemu o mnie nie wiesz?
- No cóż widocznie są ważniejsze sprawy do zrobienia.
- Jakie? Podrapać boga pod pachą, czy rozczesać mu brodę, podobno ma długą.
- Cóż samego boga nie widziałem.
- A czy ktoś w tym niebie go widział?
- O tak, najbliżsi niego.
- Aha! A więc jednak!
- Jednak?
- Przyznałeś, że jesteś maluczki. Nie jesteś nawet na tyle wartościowym aniołem, aby oglądać boskie oblicze twojego pana o ile naprawdę istnieje, a to nie jest tylko jakiś porzucony cyrk na kółkach.
- Ale to nie tak...
- A jak?
- Moja wiara w niego...
- Czy wiesz, że jesteś cholernym ignorantem?
- Słucham?
- Wierzysz w kogo?
- Boga biblijnego.
- A w Słowiańskich?
- Przecież są ludzkim wymysłem ludzi ciemnej ery średniowiecza.
- A to ciekawe, bo Słowiańscy Bogowie istnieli przed tym twoim domokrążcą co jest swoim własnym ojcem i synem. Jednocześnie! Jak to wytłumaczysz?
- To jest byt boski, tego się nie da...
- A Słowiańscy Bogowie to nie boskie byty? Era jak to nazwałeś ciemnogrodu jaśniała w ogniu Perunowym, a ty przyjąłeś boga, który ma schizofrenię bo myśli, że jest swoim ojcem i chodził po wodzie, a woda to wino i słyszy głosy, które mówią mu, że ma powiesić się na krzyżu pod postacią Jezusa. A teraz skoro namieszałam ci w głowie, chodź idziesz ze mną.
- Dokąd?
- Chcę pójść na bankiet do piekła, ale nie mam z kim, więc musisz iść ze mną.
- Czemu ja?
- Fajny jesteś, tylko głupi, trzeba cię naprostować.
Tomasz jak sądziła naiwny był z natury, zgodził się jednak pójść z Owcą. Po wykładzie została wypuszczona do domu, gdzie się przygotowała do bankietu i czekała na Tomasza, ufali jej, że na bankiet jednak nie pójdzie, lubiła czasem robić komuś na złość. Ubrała się w czarną suknię z niebieskim gorsetem o głębokim dekolcie, która bardzo uwydatniała jej piersi, nałożyła czarne pantofle i upięła włosy. Niedługo po tym jak skończyła się malować zadzwonił dzwonek. Przysłano limuzynę, w której czekał już Tomasz, napili się wina mszalnego jakie znaleźli w barku czarnej limuzyny, a pół godziny po wypiciu całej butelki Tomasz powiedział kierowy by już nie krążył po mieście tylko jechał do piekła. Kierowca podwiózł ich pod las, zatrzymał się tuż obok drogi do dziury w piekle, a tam ku ich miłemu zaskoczeniu znajdowała się winda. Owca i anioł, para jakby niemożliwa, a tu proszę, jak w każdej lepszej i gorszej historii czy powieści okazuje się, że nie ma rzeczy niemożliwych. I tak oto wilk syty i Owca cała, Owca co miała partnera na bankiet, a diabeł i całe piekło, mogło ją gościć, kiedy tylko miało chęć, nie miało zbyt wielkiej, lecz jest osobą zasłużoną, gdyż pojawiając się na bankiecie umorzono jej karę. Przy windzie na dole stał lokaj i poprowadził, z nieukrywanym zdziwieniem anioła i jego partnerkę do sali bankietowej korytarzem na lewo, do końca. Owca po dłuższym czasie opuściła swojego partnera i podeszła do Lolka Kmicica, który stał przy barze popijając piwko.
- Wiesz co, dziś moralizował mnie twój brat.
- Mietek?
- Nie inaczej, trzy godziny wysłuchiwałam jego biadolenia, ale wiesz, jak tak teraz myślę, to chyba o czymś przez to wszystko zapomniałam.
- O czym?
- No nie wiem, skleroza nie boli. Ma za to skutki uboczne.
- To pewnie nic ważnego. Cześć Żwirek, cześć Muchomorek!
- Pewnie masz rację. - machnęła na to ręką - O, no proszę, moje kolejne ofiary, niech ja ich kiedy dorwę... Idę potańczyć z aniołem.
- Lecisz na niego?
- Fajny ciastek, zobaczymy jak wywija na parkiecie.
A wywijał całkiem nieźle, ten dance miał sens, jak na świętoszka miał całkiem grzeszne ruchy.
W międzyczasie pod pubem "Goły Wilk".
- Niech ja tylko dorwę tą Owce, przysięgam na Twiggy'ego, że ją zamorduję. Nogi z dupy powyrywam, słowo daję!
poniedziałek, 12 stycznia 2015
Z baśni tysiąca i jednego złego uczynku.
Był piękny bo chłodny i deszczowy dzionek pod koniec lata, kiedy to Owca przesiadywała u swojej sąsiadki w domu na kawie, tak odmiennym stylistycznie od wystroju tego owczego, że aż dziw bierze, że ona tu wytrzymuje, u Owcy jest tak drewniano i folklorystycznie, dosyć sympatycznie jak na nią, a u Lady Vampire tak elegancko, na złotto i na bogatto, ale bez przesady, kolorami przewodnimi są biel i złoto, a motywem elegancja i szkła, no jednym słowem koszmar. Obie siedziały i rozmawiały przy piosenkach nieukoronowanych króli muzyki trash metalowej z zespołu Metallica, gdy nagle z hukiem wpadła do domu Lady Vampire jej młodsza siostra Lady Stuppida. (Siostry są hiszpankami, ale nie chcą się publicznie przyznać do tego z powodu powiązania z mafią i niejakim agentem mafijnym Alem Bandi - Capone, z którym jedna z nich miała rzekomy romans. Stawiam na Lady Vampire.) Lady Stuppida wpadła zaalarmować o nadchodzącym w tę stronę "bladzinie". Owca stwierdziła, że jego osoba jej nie obchodzi, a jak tu przylezie to zwyczajnie go przeleci... serią z rumuńskiego kałacha. Niestety udało się jej pominąć ten drobny szczegół jakim było pozostawienie owego przedmiotu w domu, a tu z ostrymi przedmiotami raczej słabo, gdyż sąsiadka lubi czymś ze zdenerwowania porzucać na co skarżyli się inni sąsiedzi. Widelce, noże, tasaki wbijające się w jednak drewniane ściany, odgłosy rąbania jak w rzeźni. Nagły dźwięk dzwonka nieco przestraszył siostry, a Owce nakręcił na złamanie komuś karku. Lady Vampire jako gospodyni domu otworzyła drzwi, za którym stało Rude stworzenie, a wraz z nią Twiggy, któremu się znudziło siedzenie na obrazie w zieloniutkiej sukieneczce.
- Szukam Owcy, podobno jest u ciebie - rzuciła Ruda, a Twiggy jak to Twiggy rzucił tylko: Whisky and drugs.
- Tak jest tu, wejdźcie zanim pewien "bladziuch" zauważy, że tu ktoś jest. - Zaraz po tym jak weszli do domu Lady Vampire, dzwonek zadzwonił po raz kolejny, tym razem był to już niechciany gość. Kiedy on się dobijał do drzwi dzwoniąc, pukając, krzycząc: wiem, że tam jesteś, szukam tylko Owcy, to rzeczona Owca zaczęła strzelać w drzwi z kałacha, z nich zostały wióry, a z "bladziny" tylko bitki z dużą ilością ołowiu, czyli bardzo niezdrowe mięso. A jednak gdyby je przebadać w laboratorium możliwe by było, że zdrowsze niż te ze sklepu z całą spożywczą tablicą Mendelejewa.
- Moje drzwi, Owca coś ty zrobiła i skąd masz kałach? Nosisz takie rzeczy przy sobie?
- Masz przecież tylne wyjście, a nasze ogródki są połączone, więc poszłam do siebie jak byłaś zajęta przyjmowaniem gości, a później traciłaś czas na wysłuchiwanie jego wrzasków. - zaczęła się tłumaczyć.
- A nie mogłaś strzelać z ogródka?!
- No nie.
- Czemu nie?!
- Bo by wiedział skąd strzelam, zdążyłby uciec, gdzie element zaskoczenia?! A przez drzwi przecież nie widział. To był zamach z ukrycia.
- To trzeba było walić zza krzaków, z dachu, nie wiem skąd, z jakiegoś ukrycia, a moje drzwi zostawić w spokoju!
- E tam, nie wymyślaj tylko bierz tą miotłę, znaczy miałam na myśli twoją siostrę i to sprzątamy.
Na widok masakry Rude stworzenie wraz z Twiggym stwierdzili, że będą do Owcy częściej wpadać bo fajne rzeczy się tutaj dzieją. Lady Vampire z siostrą i Owcą zaczęły sprzątać, żeby koty się nie złaziły, a w tym samym czasie zjawił się diabeł imieniem Janek. Janek miał obowiązkowo bródkę, kręcone długie włosy w kolorze czerni i kopytka, ogonek tak długi, że zamiatał nim podłogę.
- Te Owca! - krzyknęła Ruda - Jakiś diabeł, to pewnie do ciebie!
- Czego się wydzierasz, przecież jestem obok ciebie. Ty czekaj jaki diabeł?
- No ja. Mam list polecony z góry, znaczy z dołu, ale z tych górnych partii, znaczy ciągle na dole, choć wyżej niż jest samo piekło, znaczy...
- Zamknij się, co to ma być? - zapytała spokojnie i grzecznie Owca.
- No list, ale nie wiem co tam jest. Nie zostałem upoważniony do tej informacji.
- Jak to wszystko to zjeżdżaj bo ciebie też ołowiem poczęstuje. - mówiąc to zaprezentowała diabłu kałach.
- Raczej nie. Wszystko wrzuciłaś w mięso posypane drewnianymi wiórami. Dobrą kucharką to ty jednak nie jesteś.
- Ale rzeźnikiem znakomitym. - odpowiedziała mu kąśliwie i z błyskiem w oczach, pochylając się lekko w jego stronę, lewą ręką wskazywała na tasak do mięsa stojący w kącie obok szafki kuchennej, jedyny tak ostry przedmiot w domu wampirzycy. Diabeł załapał aluzję i zniknął szybciej niż się zjawił, zostawiając po sobie dość nie perfumeryjny zapach siarki. Owca rozwinęła list, jak się okazało gratulacyjny.
- A za co oni ci gratulują? - spytała Lady Vampire.
- Czekaj nie wiem, czytam. O do diabła!
- Co? Co tam jest na Świętego Twiggy'ego?!
- Gratulują mi Tysiąca i Jednego złego uczynku i zapraszają na bankiet wraz z osobą towarzyszącą.
- Whisky i prochy!
- Tylko z kim ja na ten bankiet pójdę? Pół osiedla fajnych kolesi powystrzelałam. Tak, czekaj, czekaj, przecież mam dożywotni zakaz wstępu do piekła.
- Popatrz na dół, tam jest napisane drobnym druczkiem, że anulują ci zakaz jaki na ciebie nałożyli w nagrodę. - Lady Vampire dostrzegła malutki druczek na samym dole żółtej kartki, specjalnie był tak mały, aby trudniej było go zauważyć, przez co liczyli, że Owca może jednak nie zstąpi do piekła.
- A no jak tak to jeszcze sobie muszę osobę towarzyszącą upolować.
- Wyrzuciłam mięcho jakie Owca zrobiła z "bladziny". - skwitowała Lady Stuppida.
- Whisky... mother fucker... and drugss... whisky.. fuck, what? - Jeden tylko Twiggy, lub on sam również nie, wiedział co mówi i o co mu chodzi. Po minucie tępego patrzenia na zielono-sukiennego Twiggy'ego, otępienie przerwało Whiskey in the jar puszczane z laptopa, na co Twiggy zaczął coraz głośniej i natrętniej wykrzykiwać "WHISKY", Owca, że ma słabe nerwy przywaliła mu kałachem po głowie, dzięki temu natychmiast się uciszył, Rude stworzenie zaś siedziało na tripie, który sobie zafundowało podczas rozpatrywania listu i zaczęło namiętnie opowiadać o seksownych nóżkach nieprzytomnego Twiggy'ego.
- Czy tylko ja widzę w tym patologię? - Owca zastanowiła się, olała to i wraz z Wampirzycą kończyły kawę myśląc, kogo mogłaby zostawić przy życiu i zawlec na bankiet, w tle zaś Ruda mówiła sama do siebie, a Twiggy, który trochę oprzytomniał ułożył się na podłodze i grał na niewidzialnej gitarze. Lady Stuppida jako, że przeszkadzała w rozmowie również dostała kałachem po łbie, ale tylko dlatego, że już naboje się skończyły.
- Mieli fart, nie mam nabojów.
- Tak, oni mieli, a ja ciągle muszę żyć ze świadomością, że to małe natrętne coś ciągle żyje.
- Każdy swój krzyż nieść musi, czy jakoś tak to szło.
- Skąd to znasz?
- Mam biblię w kiblu, jak dłużej siedzę to lubię poczytać taką fantastykę.
- Szukam Owcy, podobno jest u ciebie - rzuciła Ruda, a Twiggy jak to Twiggy rzucił tylko: Whisky and drugs.
- Tak jest tu, wejdźcie zanim pewien "bladziuch" zauważy, że tu ktoś jest. - Zaraz po tym jak weszli do domu Lady Vampire, dzwonek zadzwonił po raz kolejny, tym razem był to już niechciany gość. Kiedy on się dobijał do drzwi dzwoniąc, pukając, krzycząc: wiem, że tam jesteś, szukam tylko Owcy, to rzeczona Owca zaczęła strzelać w drzwi z kałacha, z nich zostały wióry, a z "bladziny" tylko bitki z dużą ilością ołowiu, czyli bardzo niezdrowe mięso. A jednak gdyby je przebadać w laboratorium możliwe by było, że zdrowsze niż te ze sklepu z całą spożywczą tablicą Mendelejewa.
- Moje drzwi, Owca coś ty zrobiła i skąd masz kałach? Nosisz takie rzeczy przy sobie?
- Masz przecież tylne wyjście, a nasze ogródki są połączone, więc poszłam do siebie jak byłaś zajęta przyjmowaniem gości, a później traciłaś czas na wysłuchiwanie jego wrzasków. - zaczęła się tłumaczyć.
- A nie mogłaś strzelać z ogródka?!
- No nie.
- Czemu nie?!
- Bo by wiedział skąd strzelam, zdążyłby uciec, gdzie element zaskoczenia?! A przez drzwi przecież nie widział. To był zamach z ukrycia.
- To trzeba było walić zza krzaków, z dachu, nie wiem skąd, z jakiegoś ukrycia, a moje drzwi zostawić w spokoju!
- E tam, nie wymyślaj tylko bierz tą miotłę, znaczy miałam na myśli twoją siostrę i to sprzątamy.
Na widok masakry Rude stworzenie wraz z Twiggym stwierdzili, że będą do Owcy częściej wpadać bo fajne rzeczy się tutaj dzieją. Lady Vampire z siostrą i Owcą zaczęły sprzątać, żeby koty się nie złaziły, a w tym samym czasie zjawił się diabeł imieniem Janek. Janek miał obowiązkowo bródkę, kręcone długie włosy w kolorze czerni i kopytka, ogonek tak długi, że zamiatał nim podłogę.
- Te Owca! - krzyknęła Ruda - Jakiś diabeł, to pewnie do ciebie!
- Czego się wydzierasz, przecież jestem obok ciebie. Ty czekaj jaki diabeł?
- No ja. Mam list polecony z góry, znaczy z dołu, ale z tych górnych partii, znaczy ciągle na dole, choć wyżej niż jest samo piekło, znaczy...
- Zamknij się, co to ma być? - zapytała spokojnie i grzecznie Owca.
- No list, ale nie wiem co tam jest. Nie zostałem upoważniony do tej informacji.
- Jak to wszystko to zjeżdżaj bo ciebie też ołowiem poczęstuje. - mówiąc to zaprezentowała diabłu kałach.
- Raczej nie. Wszystko wrzuciłaś w mięso posypane drewnianymi wiórami. Dobrą kucharką to ty jednak nie jesteś.
- Ale rzeźnikiem znakomitym. - odpowiedziała mu kąśliwie i z błyskiem w oczach, pochylając się lekko w jego stronę, lewą ręką wskazywała na tasak do mięsa stojący w kącie obok szafki kuchennej, jedyny tak ostry przedmiot w domu wampirzycy. Diabeł załapał aluzję i zniknął szybciej niż się zjawił, zostawiając po sobie dość nie perfumeryjny zapach siarki. Owca rozwinęła list, jak się okazało gratulacyjny.
- A za co oni ci gratulują? - spytała Lady Vampire.
- Czekaj nie wiem, czytam. O do diabła!
- Co? Co tam jest na Świętego Twiggy'ego?!
- Gratulują mi Tysiąca i Jednego złego uczynku i zapraszają na bankiet wraz z osobą towarzyszącą.
- Whisky i prochy!
- Tylko z kim ja na ten bankiet pójdę? Pół osiedla fajnych kolesi powystrzelałam. Tak, czekaj, czekaj, przecież mam dożywotni zakaz wstępu do piekła.
- Popatrz na dół, tam jest napisane drobnym druczkiem, że anulują ci zakaz jaki na ciebie nałożyli w nagrodę. - Lady Vampire dostrzegła malutki druczek na samym dole żółtej kartki, specjalnie był tak mały, aby trudniej było go zauważyć, przez co liczyli, że Owca może jednak nie zstąpi do piekła.
- A no jak tak to jeszcze sobie muszę osobę towarzyszącą upolować.
- Wyrzuciłam mięcho jakie Owca zrobiła z "bladziny". - skwitowała Lady Stuppida.
- Whisky... mother fucker... and drugss... whisky.. fuck, what? - Jeden tylko Twiggy, lub on sam również nie, wiedział co mówi i o co mu chodzi. Po minucie tępego patrzenia na zielono-sukiennego Twiggy'ego, otępienie przerwało Whiskey in the jar puszczane z laptopa, na co Twiggy zaczął coraz głośniej i natrętniej wykrzykiwać "WHISKY", Owca, że ma słabe nerwy przywaliła mu kałachem po głowie, dzięki temu natychmiast się uciszył, Rude stworzenie zaś siedziało na tripie, który sobie zafundowało podczas rozpatrywania listu i zaczęło namiętnie opowiadać o seksownych nóżkach nieprzytomnego Twiggy'ego.
- Czy tylko ja widzę w tym patologię? - Owca zastanowiła się, olała to i wraz z Wampirzycą kończyły kawę myśląc, kogo mogłaby zostawić przy życiu i zawlec na bankiet, w tle zaś Ruda mówiła sama do siebie, a Twiggy, który trochę oprzytomniał ułożył się na podłodze i grał na niewidzialnej gitarze. Lady Stuppida jako, że przeszkadzała w rozmowie również dostała kałachem po łbie, ale tylko dlatego, że już naboje się skończyły.
- Mieli fart, nie mam nabojów.
- Tak, oni mieli, a ja ciągle muszę żyć ze świadomością, że to małe natrętne coś ciągle żyje.
- Każdy swój krzyż nieść musi, czy jakoś tak to szło.
- Skąd to znasz?
- Mam biblię w kiblu, jak dłużej siedzę to lubię poczytać taką fantastykę.
niedziela, 11 stycznia 2015
Ruda okazała się blondynką, a mutanty opanowały miasto, ale czy na pewno?
Owca po długim weekendzie jaki sobie zafundowała po kolejnym zwolnieniu z pracy doszła w końcu do siebie i poszła na przechadzkę do lasu. Ubrała maskujący strój moro by móc zapolować na leśne mutanty, a w lesie ani żelkowych mutantów, ani krówkowych, ani diabła, no nic do diabła. Zauważyła natomiast, że dach piekła już naprawili, dziura zniknęła, jakby jej tam nigdy nie było. Doszła do słynnego na cały las pola Marii J. Konopians, a tam ani jednej roślinki, ani listka bazylii. Niczego nie ma, ani nikogo. Gdzieś od dupy strony lasu, czyli z drugiego początku widać było jakiegoś grzybiarza, podeszła bliżej, a grzybiarz okazał się być żelkowym mutantem, spytała co on robi, na co mutant odpowiedział
- Grzyby zbieram, nie widać? Zima się zbliża, trzeba coś mieć na złe czasy.
- To ty jesz grzyby?
- Nie ma nic lepszego ponad kurki w śmietanie.
Wyszła z lasu w głębokim szoku i poszła się przejść dla odmiany po swoim mieście, przechadzki ulicami miast nie były w jej wykonaniu częstymi z racji swej reputacji, ludzie uciekali na drugą stronę ulicy widząc ją. Chodząc po mieście lubiła nucić piosenkę Outsider Pidżamy Porno, jeden z jej ulubionych zespołów, to dzięki temu zespołowi, a konkretnie od nazwy do Owcy dopięto jeszcze Porno i tak już zostało, a w mieście wszędzie gdzie nie spojrzy krówkowe mutanty skubiące i tak żałośnie wyglądające trawniki. Zaczęła się zastanawiać o co w tym wszystkim chodzi? Wsiadła więc do nadjeżdżającego autobusu, akurat była przy przystanku i skorzystała z okazji. Autobus nr 66 jechał powoli i spokojnie, a wręcz ociężale, pomimo, że był prawie pusty. Siedzieli w nim tylko jakaś babcia w kapeluszu i epokowej sukni, długiej, falbaniastej i fioletowej z białymi koronkami, dwie dziewczyny ubrane całkiem zwyczajnie i przeciętnie, chyba w wieku licealnym i trzech panów. Dziwne bo wszyscy w czarnych garniturach i ciemnych okularach, dwaj siedzieli razem, za nimi trzeci miał jeszcze kapelusz, również czarny. Owca stwierdziła, że w białym wyglądałby jak alfons. Co ciekawe nie mieli teczek czy torby z laptopem, nie byli więc z żadnej agencji ani biura. Przejechała bez biletu 10 przystanków, wysiadła i udała się do Rudego stworzenia zwanego Karoliną, może ona coś wie. Kiedy doszła pod jej okno zerknęła przez nie i zauważyła, że Twiggy był na swoim miejscu, a w pokoju panował porządek. Żadnego pudełka po lekach, żadnych puszek po piwie, ani kawałka ciasta, czy pizzy wegetariańskiej, zupełnie inna rzeczywistość i o przenajświętsi Bogowie Słowiańscy, Rude stworzenie było blondynką! Owca nie wiedziała co robić, przerażona więc wróciła do domu tym samym autobusem, znowu bez biletu, a w nim wciąż siedzieli trzej faceci w czerni. Kiedy wpadła do domu biegnąc od przystanku, pomyślała, że może być zwyczajnie na złym tripie, znowu naćpała się nie wiadomo czego i takie tego konsekwencje. Po kilku minutach powoli zaczęła tracić świadomość, zaczęła coś słyszeć, jakby ktoś ją wołał, ktoś był w jej domu i krzyczał żeby wstawała, gdy nagle jakoś wszystko zaczęło się rozmazywać, a po chwili znów nabierać kształtów, rozmazane kontury zaczęły się wyostrzać, zobaczyła na powrót swój dom, ale była w innym pomieszczeniu niż jej się zdawało, było jaśniej i tak jakoś milej, wszystko stało się takie świetliste i przyjemne, do czasu kiedy jej owczy łeb nie zaczął napierdzielać jakby jej po głowie tramwaj przejechał lub stado dzikich słoni nie urządziło konkursu gorącej salsy w rytmicznym tupocie. Popatrzyła na lewo w kierunku kuchni, a tam stała jej sąsiadka, która ją budziła od dobrych kilku minut, zaczęła się powoli podnosić z podłogi w pokoju.
- Co się do Pieruna wyprawia?
- Nic nadzwyczajnego, ale do roboty musisz iść bo cię znowu zwolnią.
- Przecież mnie zwolnili bo, no cóż siła wyższa. Trudno się oprzeć Sheridan's.
- No tak z tamtego sklepu z alkoholami cię wywalili, ale zapomniałaś chyba, że zatrudnili cię na okres próbny do drugiego sklepu, zielarskiego.
- Napar na biegunkę i herbatka odchudzająca, moja świetlana przyszłość w zielarstwie. Zrób mi kawy z łaski swojej, miałam straszny sen, koszmar dosłownie, już nigdy więcej nie dotknę tego świństwa imitującego trawkę czy coś. Po tym mam jakieś złe, bardzo złe jazdy.
Lady Vampire podała Owcy kawę, po czym Owca wyglądała już jak to na co dzień wygląda, niby lepiej, ale to jeszcze nie to. Siedziała i delektowała się kawą przysięgając, że więcej nie weźmie już ani grama prochów, z trawki też rezygnuje. Ale pozostawi sobie jeszcze alkohol, w zdrowych i rozsądnych ilościach, ostatnio przeczytała, że powinno się pić wino, przynajmniej lampkę do obiadu, to przedłuża życie i chroni przed zakrzepami krwi. Taki pół eliksir nieśmiertelności.
- Niech będzie, ale idź już do tej roboty.
- Źle wyglądasz, nie chcesz herbatki na apetyt?
- Won.
- To mój dom. Ej, gdzie idziesz? Ja tylko dbam o twoje zdrowie, naprawdę jesteś za chuda, wracaj, kupię ci taką smaczną... Wampir?
- Grzyby zbieram, nie widać? Zima się zbliża, trzeba coś mieć na złe czasy.
- To ty jesz grzyby?
- Nie ma nic lepszego ponad kurki w śmietanie.
Wyszła z lasu w głębokim szoku i poszła się przejść dla odmiany po swoim mieście, przechadzki ulicami miast nie były w jej wykonaniu częstymi z racji swej reputacji, ludzie uciekali na drugą stronę ulicy widząc ją. Chodząc po mieście lubiła nucić piosenkę Outsider Pidżamy Porno, jeden z jej ulubionych zespołów, to dzięki temu zespołowi, a konkretnie od nazwy do Owcy dopięto jeszcze Porno i tak już zostało, a w mieście wszędzie gdzie nie spojrzy krówkowe mutanty skubiące i tak żałośnie wyglądające trawniki. Zaczęła się zastanawiać o co w tym wszystkim chodzi? Wsiadła więc do nadjeżdżającego autobusu, akurat była przy przystanku i skorzystała z okazji. Autobus nr 66 jechał powoli i spokojnie, a wręcz ociężale, pomimo, że był prawie pusty. Siedzieli w nim tylko jakaś babcia w kapeluszu i epokowej sukni, długiej, falbaniastej i fioletowej z białymi koronkami, dwie dziewczyny ubrane całkiem zwyczajnie i przeciętnie, chyba w wieku licealnym i trzech panów. Dziwne bo wszyscy w czarnych garniturach i ciemnych okularach, dwaj siedzieli razem, za nimi trzeci miał jeszcze kapelusz, również czarny. Owca stwierdziła, że w białym wyglądałby jak alfons. Co ciekawe nie mieli teczek czy torby z laptopem, nie byli więc z żadnej agencji ani biura. Przejechała bez biletu 10 przystanków, wysiadła i udała się do Rudego stworzenia zwanego Karoliną, może ona coś wie. Kiedy doszła pod jej okno zerknęła przez nie i zauważyła, że Twiggy był na swoim miejscu, a w pokoju panował porządek. Żadnego pudełka po lekach, żadnych puszek po piwie, ani kawałka ciasta, czy pizzy wegetariańskiej, zupełnie inna rzeczywistość i o przenajświętsi Bogowie Słowiańscy, Rude stworzenie było blondynką! Owca nie wiedziała co robić, przerażona więc wróciła do domu tym samym autobusem, znowu bez biletu, a w nim wciąż siedzieli trzej faceci w czerni. Kiedy wpadła do domu biegnąc od przystanku, pomyślała, że może być zwyczajnie na złym tripie, znowu naćpała się nie wiadomo czego i takie tego konsekwencje. Po kilku minutach powoli zaczęła tracić świadomość, zaczęła coś słyszeć, jakby ktoś ją wołał, ktoś był w jej domu i krzyczał żeby wstawała, gdy nagle jakoś wszystko zaczęło się rozmazywać, a po chwili znów nabierać kształtów, rozmazane kontury zaczęły się wyostrzać, zobaczyła na powrót swój dom, ale była w innym pomieszczeniu niż jej się zdawało, było jaśniej i tak jakoś milej, wszystko stało się takie świetliste i przyjemne, do czasu kiedy jej owczy łeb nie zaczął napierdzielać jakby jej po głowie tramwaj przejechał lub stado dzikich słoni nie urządziło konkursu gorącej salsy w rytmicznym tupocie. Popatrzyła na lewo w kierunku kuchni, a tam stała jej sąsiadka, która ją budziła od dobrych kilku minut, zaczęła się powoli podnosić z podłogi w pokoju.
- Co się do Pieruna wyprawia?
- Nic nadzwyczajnego, ale do roboty musisz iść bo cię znowu zwolnią.
- Przecież mnie zwolnili bo, no cóż siła wyższa. Trudno się oprzeć Sheridan's.
- No tak z tamtego sklepu z alkoholami cię wywalili, ale zapomniałaś chyba, że zatrudnili cię na okres próbny do drugiego sklepu, zielarskiego.
- Napar na biegunkę i herbatka odchudzająca, moja świetlana przyszłość w zielarstwie. Zrób mi kawy z łaski swojej, miałam straszny sen, koszmar dosłownie, już nigdy więcej nie dotknę tego świństwa imitującego trawkę czy coś. Po tym mam jakieś złe, bardzo złe jazdy.
Lady Vampire podała Owcy kawę, po czym Owca wyglądała już jak to na co dzień wygląda, niby lepiej, ale to jeszcze nie to. Siedziała i delektowała się kawą przysięgając, że więcej nie weźmie już ani grama prochów, z trawki też rezygnuje. Ale pozostawi sobie jeszcze alkohol, w zdrowych i rozsądnych ilościach, ostatnio przeczytała, że powinno się pić wino, przynajmniej lampkę do obiadu, to przedłuża życie i chroni przed zakrzepami krwi. Taki pół eliksir nieśmiertelności.
- Niech będzie, ale idź już do tej roboty.
- Źle wyglądasz, nie chcesz herbatki na apetyt?
- Won.
- To mój dom. Ej, gdzie idziesz? Ja tylko dbam o twoje zdrowie, naprawdę jesteś za chuda, wracaj, kupię ci taką smaczną... Wampir?
sobota, 10 stycznia 2015
Weekendowa retrospekcja. A kwiaty więdną.
Pewnego pięknego niedzielnego poranka w szarym kolorze, który powoli zaczynał się przejaśniać, Owca wyszła przed swój drewniany dworek w czarnej bluzce bez rękawków z napisem Guns&Roses i krótkich czarnych spodenkach, do wyboru miała jeszcze bluzkę hip-hopowego zespołu jednak wybrała opcję bez rękawka, popatrzyła na swoje małe biedne kwiatki w ogrodzie - trochę przyschły - pomyślała, skoro trzeba je podlać to poszła leniwym krokiem po konewkę, ale niestety nie było w niej wody, więc wziąwszy konewkę poszła ją napełnić wodą ze studni na tyłach ogrodu za domem. W tym czasie jej sąsiadka wpadła na kawę. Owca napełniła konewkę, odstawiła na bok i poszła zająć się swoim gościem, Lady Vampire. Posiedziały w ogródku za domem, wypiły kawkę, pogadały o ostatnim weekendzie i przesiedziały tak aż do 13.00. A było o czym gadać. Ostatniego weekendu wiele się działo. Lucyferjusz, młodszy syn Lucyfera urządził imprę na sabacie czarownic, na którym Owca jest specjalnym gościem. Były odprawiane czary, modły, miłosne zaklęcia i przeklinanie całych rodzin, zwłaszcza to ostatnie bo Owcy wielu ludzi zaszło za skórę. Oprócz tego co powyżej, była również impreza z muzyką w tle takich wykonawców jak: Marilyn Manson, Cradle of filth, Slayer i oczywiście Metallica no bo jakby tego mogłoby zabraknąć, na cześć i chwałę Lucyfera puścili też Behemoth, a żeby było bardziej brzydko i niegrzecznie z pirackiej kopii. Po wypiciu i ochrzczeniu nowej sziszy wróciła cudem nie boskim do domu, jakiś rolnik jechał na traktorze to ją podwiózł, ale sama już nie wie z jakiej wsi wiózł ją do miasta, zwykła po pijaku skracać drogę co przynosiło efekt odwrotny do oczekiwanego i powrót zajmował nawet 3 dni. Kiedy po imprezowym sabacie trwającym dwa dni otrzeźwiała, poszła do lasu, żeby złapać jakiegoś żelkowego mutanta, niestety na łączce obok słynnego pola grzybkowego "Grzybias Halucynnogenas" pasły się tylko ciągutkowo - krówkowe mutanty. Dlatego, że wolała coś lżejszego dała im spokój. Z racji, że blisko miała do Rudego stworzenia poszła do niej w nadziei, że będzie to stworzenie miało coś do picia bo coś suszyć ją zaczynało. Wlazła tak jak zwykle, a tam poczochrane i wyglądające straszniej niż na co dzień Rude stworzenia siedziało przy kompie i wypijało sok z ogórków. Kiedy Ruda zauważyła Owcę wcale się nie zdziwiła, gdyż sam Twiggy przepowiedział, że dziś Owca się pojawi.
- Cześć Owca.
- Hej. Masz coś do picia?
- Tak wodę w kranie, idź się obsłuż.
- A z ogórków?
- Zakwaszone peniski są moje.
- Peniski?
- Czyli to jednak tylko ja jestem zboczona?
- A czy to ja oglądam gejowskie porno?
- No tak.
- To co z tym sokiem z ogórków?
- Zapomnij.
- Pamięć mam krótką, nie było tematu.
Owca poszła do kuchni i wychlała tyle wody, że wydawać by się mogło, jakby wypiła drugie tyle ile sama waży. Pogadała jeszcze trochę z Rudą i dowiedziała się kilku ciekawych rzeczy, na przykład Rude stworzenie w końcu wyznało, że na imię ma Karolina co ukrywała wręcz latami, Święty Twiggy mieszka u niej gdyż ona jest jego kochanką, a whisky i prochy dała ludzkości święta Koza Amalteja, która jest przyjaciółką Latającego Potwora Spaghetti, który tak się składa jest znajomym Owcy. Tak więc postanowili oddać cześć Świętej Kozie Amaltei jarając szisze. Owca wróciła od Rudej przez las, bo potrzebowała zapasu z pola Marii J. Konopians, na następny, zbliżający się wielkimi krokami tydzień, lubiła gotować, więc takie dodatki jak mięta, lubczyk, etc. przydałyby się jej, z pola zerwała kilka roślinek i poszła dalej, wracając do domu złapała się na tym, że wiedzie iście studenckie życie. Impra, jaranko, impra, jaranko... o czas do pracy i znów impra, jaranko. Zaczęła się zastanawiać nad sobą i stwierdziła, że robiąc tak dalej szybko padnie na owczy ryj, ale w sumie nie martwiła się tym zbytnio, po śmierci byłaby diablicą, tylko miejsce zamieszkania by zmieniła, siedziałaby ciągle w podziemiach. A, że nawet w podziemiach jej nie lubią to wiele by się nie zmieniło, no może byłoby trochę cieplej.
Kiedy dochodziła 13.00 sąsiadka poszła do domu ugotować obiad, a Owca poszła w końcu podlać kwiatki. Było to cholernie gorące popołudnie, więc nawet kwiatkom chciała ulżyć, kiedy jak jej się zdawało sprawiła im ulgę, poszła do domu. Postanowiła nie pocić się na podwórku tylko posiedzieć przy wiatraku i pograć w Wiedźmina. Wieczorem wychodząc do pracy w monopolowym zobaczyła w swoim ogródku biedne martwe, suche i żółto - brązowe kwiatki. Sąsiadka Owcy leżała właśnie na leżaku pod płotem i śmiała się w sumie nie wiadomo z czego, ale przez śmiech słychać było - Haha... zamordowałaś... haha.. mordowałaś kwiatki, podlałaś je w samo... w samo południe haha - sąsiadka lubiła sobie czasami spędzić miłe popołudnie z przeuroczym i skromnym chłopcem imieniem Jack Daniels. To by wyjaśniało iście spazmatyczny śmiech z całej tej sytuacji. Owca popatrzyła na biedne kwiatki i aż żal jej się zrobiło, że je tak bezczelnie zabiła. Choć nie przepadała za kolorami to kwiatki jej się nawet podobały. Postanowiła, że kiedy sąsiadka wytrzeźwieje posadzą nowe, co by nie mówić o Owcy, to kwiatki muszą być. W końcu jest córką ogrodnika, tylko czemu jej nie powiedział, że w południe nie podlewa się kwiatów?
- Cześć Owca.
- Hej. Masz coś do picia?
- Tak wodę w kranie, idź się obsłuż.
- A z ogórków?
- Zakwaszone peniski są moje.
- Peniski?
- Czyli to jednak tylko ja jestem zboczona?
- A czy to ja oglądam gejowskie porno?
- No tak.
- To co z tym sokiem z ogórków?
- Zapomnij.
- Pamięć mam krótką, nie było tematu.
Owca poszła do kuchni i wychlała tyle wody, że wydawać by się mogło, jakby wypiła drugie tyle ile sama waży. Pogadała jeszcze trochę z Rudą i dowiedziała się kilku ciekawych rzeczy, na przykład Rude stworzenie w końcu wyznało, że na imię ma Karolina co ukrywała wręcz latami, Święty Twiggy mieszka u niej gdyż ona jest jego kochanką, a whisky i prochy dała ludzkości święta Koza Amalteja, która jest przyjaciółką Latającego Potwora Spaghetti, który tak się składa jest znajomym Owcy. Tak więc postanowili oddać cześć Świętej Kozie Amaltei jarając szisze. Owca wróciła od Rudej przez las, bo potrzebowała zapasu z pola Marii J. Konopians, na następny, zbliżający się wielkimi krokami tydzień, lubiła gotować, więc takie dodatki jak mięta, lubczyk, etc. przydałyby się jej, z pola zerwała kilka roślinek i poszła dalej, wracając do domu złapała się na tym, że wiedzie iście studenckie życie. Impra, jaranko, impra, jaranko... o czas do pracy i znów impra, jaranko. Zaczęła się zastanawiać nad sobą i stwierdziła, że robiąc tak dalej szybko padnie na owczy ryj, ale w sumie nie martwiła się tym zbytnio, po śmierci byłaby diablicą, tylko miejsce zamieszkania by zmieniła, siedziałaby ciągle w podziemiach. A, że nawet w podziemiach jej nie lubią to wiele by się nie zmieniło, no może byłoby trochę cieplej.
Kiedy dochodziła 13.00 sąsiadka poszła do domu ugotować obiad, a Owca poszła w końcu podlać kwiatki. Było to cholernie gorące popołudnie, więc nawet kwiatkom chciała ulżyć, kiedy jak jej się zdawało sprawiła im ulgę, poszła do domu. Postanowiła nie pocić się na podwórku tylko posiedzieć przy wiatraku i pograć w Wiedźmina. Wieczorem wychodząc do pracy w monopolowym zobaczyła w swoim ogródku biedne martwe, suche i żółto - brązowe kwiatki. Sąsiadka Owcy leżała właśnie na leżaku pod płotem i śmiała się w sumie nie wiadomo z czego, ale przez śmiech słychać było - Haha... zamordowałaś... haha.. mordowałaś kwiatki, podlałaś je w samo... w samo południe haha - sąsiadka lubiła sobie czasami spędzić miłe popołudnie z przeuroczym i skromnym chłopcem imieniem Jack Daniels. To by wyjaśniało iście spazmatyczny śmiech z całej tej sytuacji. Owca popatrzyła na biedne kwiatki i aż żal jej się zrobiło, że je tak bezczelnie zabiła. Choć nie przepadała za kolorami to kwiatki jej się nawet podobały. Postanowiła, że kiedy sąsiadka wytrzeźwieje posadzą nowe, co by nie mówić o Owcy, to kwiatki muszą być. W końcu jest córką ogrodnika, tylko czemu jej nie powiedział, że w południe nie podlewa się kwiatów?
piątek, 9 stycznia 2015
Nawet anielska cierpliwość nie wystarczy, aby wytrzymać z Owcą.
Pierwszą myślą Owcy po przebudzeniu się było: „I co ja tutaj do cholery robię?" A co Owca robiła w niebie? Przez jakiś czas spała. Ale jak ona się tam znalazła? A więc.... Postanowiła po weekendzie pójść w końcu do pracy. Jako, że była Owcą Porno (pseudonim o niczym nie świadczy) dobrze spisywała się w koszeniu pieniędzy za koszenie trawy. Tak dorywczo. Kiedy wieczorem wracała do domu pomyślała, że pójdzie przez las o zapraszającej nazwie Black Forest. Miała nadzieję tam spotkać kogoś, mutanta, wampira czy kogokolwiek. W środku lasu wprawdzie nikogo nie spotkała, ale usłyszała za to muzykę, zdawać by się mogło, że ktoś puszcza Marylina Mansona. Szła więc za dźwiękami muzyki, aż doszła, jak się spodziewała do domu Rudego Stworzenia. Jak zwykle bez zaproszenia Owca wlazła przez jak zwykle otwarte okno do pokoju i zobaczyła prawie porządek, bo pomijam kilka puszek z piwem i pusty obraz, na którym wcześniej widniał Twiggy Ramirez. Kiedy rozejrzała się po pokoju zobaczyła Rude Stworzenie przy komputerze, wokoło którego było mnóstwo pudełek po lekach psychotropowych i chyba fajka pokoju. Kiedy zerknęła na łóżko zobaczyła, że leży tam ledwo przytomny i rozbawiony Twiggy, mamrotał coś w stylu: "Drugs, I love drugs, but I don't now, drugs". Za to Rude Stworzenie gadało coś po nosem: "Ale ty masz zgrabne nóżki... mozzguje, że dziś goliłeś... one są takie zgrabne i... so sexy...whisky..gdzie moje kurwa whisky... kurwiszony... bladzie... mendy policyjne... gdzie moje... co moje? Ach te twoje nóżki... nie czekaj to już chyba było". Nagle do pokoju wtargnęła jakaś dziewczyna, siostra lub współlokatorka, Owca nie znała siostry Rudej, więc nie mogła stwierdzić kto, nieznajoma zaczęła krzyczeć
- Transwestyta o twarzy diabła!! O whisky! Podzielicie się i tak nic nie jarzycie.
Owca stwierdziła, że to jest zbyt dziwne nawet jak na nią i wróciła do lasu. W lesie spotkała Michała Janosika, ubranego jak zawsze w majtki bardziej przypominające wielką pieluchę tetrową zapiętą ogromną srebrną agrafką, który klną jak szewc bo klucze do czołgu zgubił. Chodził w kółko i krzyczał: „Gdzie są moje kluczyki do czołgu?!!" (Pomijam tutaj parę epitetów). Tylko po co aniołowi czołg? Owca oddzielona od niego krzakami tak, że jej nie dostrzegał stwierdziła, że i tak ma to w poszanowaniu i mu nie pomoże, ale gdy tylko zrobiła krok w przód nadepnęła na coś, po czym wrzasnęła z bólu, Michał Janosik od razu przyfrunął na swoich skrzydełkach przy bucikach typu rzymianki do Owcy, ta podniosła to na co nastąpiła i chcąc nie chcąc pomogła aniołowi i oddała kluczyki, chociaż w pierwszej chwili chciała rzucić te przeklęte klucze wprost w te krzaki obok. Ten w zamian za przypadkową pomoc z jej strony wziął ją na górę i spoił napojem bogów. Zanim jeszcze Owieczka się urżnęła w trupa zapytała po cholerę mu ten czołg? W odpowiedzi usłyszała tylko "bo lufa" i nie zagłębiała się dalej w tematy skazane na wydupczenie... Owca trochę mniej niż zwykle się upiła i zasnęła na jakiejś mięciutkiej chmurce. Gdy rano pierwsze promienie słoneczka walnęły ją po oczach, otworzyła je powoli w wielkim bólu wywołanym przez kac, rozejrzała się, a … Pierwszą myślą Owcy po przebudzeniu się było: „I co ja tutaj do cholery robię?” Co robi to już sobie przypomniała, tylko co tu zrobić, żeby tu już nic nie robić i się stąd wydostać?
- Te Bogu, ja do roboty muszę!!
A boga nie ma, urlop sobie wziął.
- No, że też akurat dziś? Od kiedy Bogowie mają wolne?! - westchnęła Owca i wróciła do spania na mięciutkiej chmurce. Oderwała kawałek chmurki będąc ciekawa, czy jak to się jej w dzieciństwie wydawało smakuje jak wata cukrowa, okazało się, że tak. Owca natychmiast wstała i rozejrzała się. Wszędzie wokół niej było pełno chmur.
- Wata!! - Owca biegała na wszystkie strony jak zdziczała psychopatka i odrywała po kawałku z każdej chmury, czy to większej, czy to mniejszej. Gdy wrócił Michał Janosik zobaczył same poobrywane chmury i śpiącą Owieczkę, postanowił jej nie budzić, tylko kopnął ją z całej siły, Owca spadła i delikatnie wylądowała nie wiedzieć jakim sposobem w swoim domu tuż obok łóżka. Michał Janosik albo zwyczajnie nie chciał trafić, albo miał po prostu słabego cela. Wydaje mi się jednak, że zwyczajnie nie chciał. Owca podparła się lekko na łokciach, spojrzała na łóżko i jednak została na podłodze.
- Transwestyta o twarzy diabła!! O whisky! Podzielicie się i tak nic nie jarzycie.
Owca stwierdziła, że to jest zbyt dziwne nawet jak na nią i wróciła do lasu. W lesie spotkała Michała Janosika, ubranego jak zawsze w majtki bardziej przypominające wielką pieluchę tetrową zapiętą ogromną srebrną agrafką, który klną jak szewc bo klucze do czołgu zgubił. Chodził w kółko i krzyczał: „Gdzie są moje kluczyki do czołgu?!!" (Pomijam tutaj parę epitetów). Tylko po co aniołowi czołg? Owca oddzielona od niego krzakami tak, że jej nie dostrzegał stwierdziła, że i tak ma to w poszanowaniu i mu nie pomoże, ale gdy tylko zrobiła krok w przód nadepnęła na coś, po czym wrzasnęła z bólu, Michał Janosik od razu przyfrunął na swoich skrzydełkach przy bucikach typu rzymianki do Owcy, ta podniosła to na co nastąpiła i chcąc nie chcąc pomogła aniołowi i oddała kluczyki, chociaż w pierwszej chwili chciała rzucić te przeklęte klucze wprost w te krzaki obok. Ten w zamian za przypadkową pomoc z jej strony wziął ją na górę i spoił napojem bogów. Zanim jeszcze Owieczka się urżnęła w trupa zapytała po cholerę mu ten czołg? W odpowiedzi usłyszała tylko "bo lufa" i nie zagłębiała się dalej w tematy skazane na wydupczenie... Owca trochę mniej niż zwykle się upiła i zasnęła na jakiejś mięciutkiej chmurce. Gdy rano pierwsze promienie słoneczka walnęły ją po oczach, otworzyła je powoli w wielkim bólu wywołanym przez kac, rozejrzała się, a … Pierwszą myślą Owcy po przebudzeniu się było: „I co ja tutaj do cholery robię?” Co robi to już sobie przypomniała, tylko co tu zrobić, żeby tu już nic nie robić i się stąd wydostać?
- Te Bogu, ja do roboty muszę!!
A boga nie ma, urlop sobie wziął.
- No, że też akurat dziś? Od kiedy Bogowie mają wolne?! - westchnęła Owca i wróciła do spania na mięciutkiej chmurce. Oderwała kawałek chmurki będąc ciekawa, czy jak to się jej w dzieciństwie wydawało smakuje jak wata cukrowa, okazało się, że tak. Owca natychmiast wstała i rozejrzała się. Wszędzie wokół niej było pełno chmur.
- Wata!! - Owca biegała na wszystkie strony jak zdziczała psychopatka i odrywała po kawałku z każdej chmury, czy to większej, czy to mniejszej. Gdy wrócił Michał Janosik zobaczył same poobrywane chmury i śpiącą Owieczkę, postanowił jej nie budzić, tylko kopnął ją z całej siły, Owca spadła i delikatnie wylądowała nie wiedzieć jakim sposobem w swoim domu tuż obok łóżka. Michał Janosik albo zwyczajnie nie chciał trafić, albo miał po prostu słabego cela. Wydaje mi się jednak, że zwyczajnie nie chciał. Owca podparła się lekko na łokciach, spojrzała na łóżko i jednak została na podłodze.
czwartek, 8 stycznia 2015
O kurczę, czyli Owca daje czadu w piekle... znowu.
Poszła sobie Owca na spacer, bo spacery lubiła i jak to zwykle spacer miał finał w lesie. Dzień słonecznego lata był tym razem nieco chłodniejszy. Owieczka usiadła pod drzewem na polanie i słuchała jak śpiewają ptaki. Ubrana była w białą bluzkę, na którą siadały różne robaczki i latające owadziki co denerwowało naszą bohaterkę, która ciągle musiała je ganiać, nie rzadko brudząc przy tym bluzkę niechcący rozgniatając żyjątka. I tak siedziała i słuchała ptasich treli na przemian z warczącą piłą, bo właśnie karczowano las. Owca wkurzyła się i poszła dalej myśląc co tu robić do wieczora. Dalej opychała wodę święconą dla księży, ale tylko po zmroku i tylko na alejce Dusznej w parku Złotego Mihajła przy latarni numer 66. Postanowiła pójść na ciasto z masą o mało apetycznej nazwie flegmową do Rudego stworzenia. Przyszła bez zaproszenia, bo Ruda nadal udawała, że jej tu nie ma. Nie odzywała się i nie dawała żadnych znaków, nawet dymnych. Co niejednokrotnie jej się zdarzało, kiedy mieszkała w Whitestok. Owieczka trochę się tym zaniepokoiła, może wcale nie wróciła na stałe, może tylko tak wpadła na kilka dni, może pojechała dalej, a może właśnie w końcu udławiła się własnymi wymiocinami. Kiedy doszła na osiedle i w końcu pod blok Rudego stworzenia, weszła do mieszkania, a konkretnie do pokoju przez chyba nigdy niezamykane okno. Dokładnie tak jak wcześniej i tak jak wcześniej zastała wielki bałagan. Nie widziała nawet gdzie jest łóżko, na którym najpewniej śpi Rude coś. To stworzenie było raczej aktywne nocą, a senne w dzień, coś jak nietoperz. Taki Rudy Batman. Zaczęła szukać łóżka mniej więcej tam, gdzie było poprzednio i szła poprzez wielki bałagan, minęła obraz na ścianie, na którym widniał prywatny bóg Rudej, aczkolwiek wciąż żyjący Twiggy Ramirez. Minęła kanapkę z żółtym serem, bo jak wspomniałam jest wegetarianką. Zagracone biurko, na którym stał chyba komputer, jednoznacznie stwierdzić nie było można, ze względu na nadmiar wszystkiego co może i nie powinno się znajdować na blacie biurka. I wiele innych rzeczy wszędzie. Chodziła tak w kółko, mijała ciągle te same rzeczy i szukała, ale nie mogła znaleźć, zaczęła podnosić różne śmieci i sterty ciuchów zaglądając pod nie, ale nic z tej wielkiej graciarni nie przygniotło Rudego stworzenia, a przez to tylko Owca zrobiła większy bałagan, przez który nie widziała już nawet okna. Pomyślała, że szuka już wystarczająco długo i czas by było stąd wyjść. Ale zaraz stop. Przyszła w sumie po to na co właśnie się natknęła. Nie, nie znalazła w tej górze śmieci prawie sięgającej sufitu swojej znajomej, za to coś bardziej cenniejszego. Ciasto. Wzięła wielki kawał ułamując go od ciasta. Podjadła trochę i teraz zamiast Rudej, Owca szukała wyjścia. Błąkała się po pokoju, który okazał się być bardzo duży, ale nigdzie nie mogła dojść. Zastanawiała się skąd tu tyle rzeczy? Ruda niezwykła mieć manii zbieractwa. W końcu nie wytrzymała i zaczęła wołać o pomoc do wyższej siły, czyli zrobiła to co każdy porządny ateista, kiedy się boi. "Twiggy.", zaczęła wołać, "Pomóż mi się stąd wydostać". Niestety, żadnej pomocy od Twiggy'ego. Pochodziła jeszcze trochę po pokoju i natknęła się znów na obraz, na którym widniał Twiggy. Wisiał na ścianie i patrzył z obrazu jak gdyby nigdy nic. Zaczęła znów prosić o pomoc. Gadała tak do niego dobre piętnaście minut, gdy nagle Twiggy zstąpił z obrazu i przemówił do Owcy: „Whisky and drugs" i zniknął. Owca była w szoku, że przemówiła do niej postać z obrazu. Poszła taka przed siebie i nawet nie zauważyła, że znów znalazła się w lesie. Otępiała szła drogą, aż znów wpadła przez dziurę do piekła. Bo oczywiście dalej nikt nie mógł przesunąć tego cholernego rusztowania pod samą dziurę. Tam spotkała diabła, którego jak jej się wydawało unicestwiła poprzednim razem, ale na szczęście diabła nie da się rozpuścić tak na amen, a przynajmniej nie święconą wodą, więc po jakimś czasie wrócił do swojej postaci. Brązowy diabeł na jej widok wziął widły w ręce i przyglądał się jej bacznie. Nawet nie zastanawiało jej to skąd wziął widły. Owca podeszła do niego i powiedziała mu: „Whisky and drugs bracie", po czym diabeł zrozumiał, że do Owcy przemówił ktoś dosyć osobliwy. Najpewniej Twiggy, bo dostał nie tak dawno życzenie od jednej takiej rudej i wychudzonej co chciała ożywić postać ze swego obrazu, w zamian za swą duszę. Wystarczyło tylko podpisać cyrograf. Nasza bohaterka była w takim szoku, że postanowił ją zamknąć w różowej komnacie szaleństwa, żeby doszła do siebie. Tam otrzeźwiała. Kiedy zrozumiała gdzie się znajduje, zaczęła wołać kogokolwiek, żeby ją stąd wyciągnął, przyszedł więc do niej brązowy diabeł.
- No Owca, posiedzisz tu trochę, za to co mi zrobiłaś.
- Ja ci jeszcze nic nie zrobiłam, ale wciąż mogę.
- Czyżby kolor ścian ci nie odpowiadał?
- Czyżby twoje rogi i ogon tak bardzo ci przeszkadzają, że chciałbyś się ich pozbyć? Załatwię to od ręki, a mówiąc ściślej samą ręką. Wyrwę i po sprawie. Ale nie obiecuję, że nie zaboli. Mnie natomiast rozbawi. I tak, kolor ścian mnie drażni.
Diabeł zastanowił się przez chwilę i stwierdził, że lepiej nie ryzykować, nie denerwować i wypuścić ją, zna jej sztuczki doskonale i wie jaką ma parę w tych jakby się wydawało delikatnych kobiecych rączkach. Potrafiła też wodzić na pokuszenie, jak to kobieta, która zna swoje możliwości. Pamiętał przypadek, kiedy skusiła samego anioła. Za karę biedaka wysłano na dół, na przymusowe roboty. Facet tu oszalał i powtarzał w kółko słowa "Kto ma cycki, ten ma władzę." Mówi się, że to właśnie powiedziała mu Owca. Kiedy znów wyszła z piekła była już północ, szła dróżką i spotkała Twiggy'ego, który szedł w swojej różowej sukieneczce. Stanął przed nią i powiedział jej: „Peanut Butter and The Chickens" i odszedł. Owca znów w szoku wracała do domu. Obok jej domu nielubiana sąsiadka hodowała kurczaki. Poszła do niej i podkradła jej jednego. Następnego dnia rano przygotowywała sobie śniadanie, w samej bieliźnie paradowała po kuchni, zrobiła sobie tosty, a następnie wzięła upieczonego uprzednio i pokrojonego w kawałki kurczaka, położyła jego trupie przypieczone szczątki w kawałkach na toście i posmarowała go słonym masłem orzechowym. Po zjedzeniu poczuła chęć do grania na gitarze, a że nie miała dla kogo grać, bo nikt z jej sąsiadów się nie znał na prawdziwej muzyce, poszła grać do piekła, po 3 godzinach wszyscy diabli mieli jej dość i ją wyrzucili, wystawili nawet tabliczkę z napisem "Owca --> zakaz wstępu", a obok doczepili jej zdjęcie. Trochę nie rozumiała dlaczego. Widocznie nawet piekło nie lubi sześciogodzinnych koncertów black-metalowych wyrzygów. Miała szczęście, że nie kazali jej zapłacić za ten zniszczony kocioł co w niego gitarą grzmotnęła na odchodne za przerwanie w połowie występu.
- Whisky!! - krzyknął Twiggy z oddali wciąż błąkający się po lesie.
- No Owca, posiedzisz tu trochę, za to co mi zrobiłaś.
- Ja ci jeszcze nic nie zrobiłam, ale wciąż mogę.
- Czyżby kolor ścian ci nie odpowiadał?
- Czyżby twoje rogi i ogon tak bardzo ci przeszkadzają, że chciałbyś się ich pozbyć? Załatwię to od ręki, a mówiąc ściślej samą ręką. Wyrwę i po sprawie. Ale nie obiecuję, że nie zaboli. Mnie natomiast rozbawi. I tak, kolor ścian mnie drażni.
Diabeł zastanowił się przez chwilę i stwierdził, że lepiej nie ryzykować, nie denerwować i wypuścić ją, zna jej sztuczki doskonale i wie jaką ma parę w tych jakby się wydawało delikatnych kobiecych rączkach. Potrafiła też wodzić na pokuszenie, jak to kobieta, która zna swoje możliwości. Pamiętał przypadek, kiedy skusiła samego anioła. Za karę biedaka wysłano na dół, na przymusowe roboty. Facet tu oszalał i powtarzał w kółko słowa "Kto ma cycki, ten ma władzę." Mówi się, że to właśnie powiedziała mu Owca. Kiedy znów wyszła z piekła była już północ, szła dróżką i spotkała Twiggy'ego, który szedł w swojej różowej sukieneczce. Stanął przed nią i powiedział jej: „Peanut Butter and The Chickens" i odszedł. Owca znów w szoku wracała do domu. Obok jej domu nielubiana sąsiadka hodowała kurczaki. Poszła do niej i podkradła jej jednego. Następnego dnia rano przygotowywała sobie śniadanie, w samej bieliźnie paradowała po kuchni, zrobiła sobie tosty, a następnie wzięła upieczonego uprzednio i pokrojonego w kawałki kurczaka, położyła jego trupie przypieczone szczątki w kawałkach na toście i posmarowała go słonym masłem orzechowym. Po zjedzeniu poczuła chęć do grania na gitarze, a że nie miała dla kogo grać, bo nikt z jej sąsiadów się nie znał na prawdziwej muzyce, poszła grać do piekła, po 3 godzinach wszyscy diabli mieli jej dość i ją wyrzucili, wystawili nawet tabliczkę z napisem "Owca --> zakaz wstępu", a obok doczepili jej zdjęcie. Trochę nie rozumiała dlaczego. Widocznie nawet piekło nie lubi sześciogodzinnych koncertów black-metalowych wyrzygów. Miała szczęście, że nie kazali jej zapłacić za ten zniszczony kocioł co w niego gitarą grzmotnęła na odchodne za przerwanie w połowie występu.
- Whisky!! - krzyknął Twiggy z oddali wciąż błąkający się po lesie.
środa, 7 stycznia 2015
Owca trafia do piekła, a tam woda święcona...
Pewnego letniego dnia Owca poszła po zakupy do „ starego Oszołoma”, ale że tam akurat jak na złość były ćwiczenia przeciwpożarowe, poszła się przejść do lasu, który na szczęście był tuż obok. Ubrana w czarną koszulkę na ramiączkach i krótkie dżinsowe spodenki, przechadzała się po lesie, odganiając natrętnych krwiopijców zwanych komarami. W lesie na środku drogi natknęła się na coś czego wcześniej nie widziała. Na dziurę, obok której wbita była tabliczka na drewnianym patyku z napisem "Nie wchodzić, prace na wysokościach, remont dachu piekła". Wejście do piekła tu w lesie? Pomyślała, że w sumie w tym lesie, to jednak nic dziwnego. Postanowiła wejść do piekła mimo zakazu, które tak lubiła łamać, nachyliła się i zajrzała, nie widziała nic. Odwrócił się tyłem do dziury i zwiesiła się w dół trzymając się brzegu, a raczej trawy, próbując wyczuć spód nogami odchyliła się w bok i spadła. Nie leciała zbyt długo, nawet lądowanie nie było bolesne, a kiedy już znalazła się na dole, zauważyła kilku robotników i rusztowanie obok dziury, sądziła nawet, że natrafi na takie rusztowanie bądź cokolwiek. Nieopodal stali dziwnie wyglądający i przyglądający się jej mężczyźni z kozimi bródkami i z rogami, domyśliła się, że to diabły i się nie pomyliła. Mieli również owłosienie od pasa w dół, a zamiast stóp kopyta. Podeszła bliżej, żeby im się przyjrzeć.
- Co tu robisz człowieku?
- Konkretnie kobieto.
- Ale wciąż rasy ludzkiej, więc to określenie ci chyba nie ubliża?
- A może wcale nie? Tylko tak się podszywam pod człowieka?
- Co tu robisz? - wtrącił się ten drugi. Byli bardzo podobni. Pierwszy miał czarne kręcone włosy i czarną bródkę, a drugi brązowe długie włosy i taką samą bródkę. Po dwa kopytka i czarną sierść sięgającą od kopytek do pępka. Czarny miał też trochę włosów na gołej klacie. Oczywiście mieli prócz rogów także i ogon.
- Szukam pracy. - Owca nawet nie skłamała. Szukała, choć miała jeszcze wystarczająco dużo pieniędzy by móc pozwolić sobie na nic nierobienie. Brązowy diabeł spojrzał na nią dziwnie, zastanowił się i odpowiedział jej
- A wiesz, może miałbym nawet dla ciebie pracę, choć zabrzmi to dziwnie, współpracujemy z niebem, jak każda szanująca się firma mamy wspólników i pomagamy sobie nawzajem. - Owca faktycznie się zdziwiła. Piekło wraz z niebem? Zabrzmiało jak mieszanka co najmniej wybuchowa. I dlatego oferta tej pracy bardzo ją zaciekawiła. Diabeł powiedział jej co by miała robić, mianowicie sprzedawać coś dla tych, którzy wciąż prowadzą swój byt na ziemi, zgodziła się, nie pytając nawet co to ma być. Diabeł odprowadził Owcę do rusztowania i powiedział, że się z nią sam skontaktuje. Weszła więc na górę po rusztowaniu i wylazła na powierzchnię. Udała się w końcu do sklepu, zrobiła zakupy i wróciła do domu. Czekała tam na nią paczuszka i karteczka z instrukcją co i gdzie ma robić, a gdy zrobiło się ciemno, założyła swój długi czarny płaszcz, na głowę nałożyła kapelusz i poszła na miasto, a pod płaszczem miała schowane małe buteleczki, doczepiła je do paska od spodni, małe fiolki z jakby się mogło wydawać wódką, jednak wódka to nie była. Wąchała to, nie miało jednak zapachu żadnego ze znanych jej alkoholi, ani w ogóle żadnego. Udała się na alejkę Duszną i stanęła pod zepsutą latarnią 66. Podszedł do niej pewien starszy pan, ubrany był na czarno, poprosił o dwie butelki przeźroczystego specyfiku, zapłacił, wziął i odszedł. Kiedy przechodził pod pobliską latarnią Owca rozpoznała, że to ksiądz. Zastanowiła się nad tym po co dla księdza specyfik od diabła i wyciągnęła jedną butelkę, przyjrzała się dokładnie, na etykiecie małym, szarpanym drukiem przeczytała napis brzmiący "Diabelnie Święcona Woda". Owca zastanowiła się czemu do diabła, diabeł sprzedaje wodę święconą? Wtedy obok niej zjawił się, nie wiedzieć skąd diabeł, ten brązowy, odbiór pieniędzy był jak widać natychmiastowy, a przy okazji zapytany o co chodzi z tą wodą wytłumaczył jej, że mają umowę z niebem, oni sprzedają pod swoją nazwą ich wodę święconą bo od nich towar lepiej schodzi, a ci z góry nie wysyłają do piekła Polaków bo po ostatniej imprezie rozkręcili dla Lucyfera kocioł. Owca słyszała o szatańskich specyfikach i wiedziała, że są naprawdę dobre, postanowiła sprawdzić i ten anielski, skropiła diabła wodą, wtem biedak zawył z bólu i zaczął się roztapiać, poszedł z niego dym i po diable. Owca stwierdziła, że faktycznie, podziemie ma najlepszy towar, chociaż nie zawsze swój. Czy to ważne, czy to import, eksport, czy na wagę? Płacisz za markę, tak jak wszędzie. I poszedł diabeł do diabła i powiedział diabeł diabłu, że Owca to prawdziwy Szatański pomiot, na co diabeł odpowiedział diabłu, że Owce do diabła trzeba było posłać.
wtorek, 6 stycznia 2015
Tytułem wstępu... a poniżej rozdział.
Wstęp
Na świecie są różne miejsca, piękne, brzydkie, wspaniałe i bogate, a także biedne i śmierdzące. Ale to miejsce o nazwie jeszcze w miarę normalnej w porównaniu do tego, co dzieje się w samym mieście nazywającym się Whitestok, które jest istnym zadupiem, a w którym zebrało się całe szaleństwo tego świata jest wręcz wymazane z mapy, GPS nie wskaże ci drogi, on zacznie wariować, a słodki głosik, który umila ci podróż zacznie krzyczeć, że jedziesz tam, gdzie nie ma niczego, uciekaj nim zginiesz. Bo to miejsce nie jest dla normalnych. Również osobliwi są tego miejsca mieszkańcy. O kilku z nich właśnie teraz napiszę. Wstaje świt i jedna z bohaterek... powinnam zapewne napisać, że wstaje wraz ze świtem lub właśnie przeciera zaspane oczęta. Nie. Ona ciągle śpi i przed południem nie ma zamiaru wstać. Nazywają ją Owcą. Jest dwudziestolatką, lubi zalać się w trupa od czasu do czasu i zjada przeliczając na kilogramy żelki oraz wlewa w siebie hektolitry kawy. Uwielbia czerń. Chciałaby przelecieć kilku swoich ulubionych muzyków ze sceny rockowo metalowej. Jest postacią jedyną w swoim rodzaju, można by rzec, że jedyna taka. Nosi glany, ma piercing i fajne tatuaże. Lubi także folklor, niemożna powiedzieć, że jest zła do szpiku kostek. Jest wysoka, dość szczupła, ma średniej długości włosy, oczywiście czarne jak je tylko pofarbuje, naturalnie ciemny-blond, ale ukrywa to w tajemnicy przed światem, oczy ma szaroniebieskie, a prawie wszystko, co nosi ma kolor czarny, choć zdarzają się kolory czerwone, moro, a nawet białe i ciemno niebieskie lub metaliczny odcień niebieskiego, który musi przypaść jej do gustu, cóż wybredna jest. Co więcej o niej można powiedzieć? Ma prawie wszystkich i wszystko gdzieś, a przynajmniej taką postawę przyjmuje. Mieszka w starym, drewnianym, zabytkowym dworku, który już trochę się rozsypuje, kiedyś przypadkowo wygrała milion w totka, więc stać ją na utrzymanie domu, siebie i jakiś czas bez pracy, słodkie lenistwo. Poza tym, wszyscy się jej boją, oprócz jej sąsiadki i najlepszej przyjaciółki zarazem, czyli Lady Vampire, która jest wampirem, na szczęście nie błyszczy się w słońcu, a że w tym mieście mieszkają wszyscy nieludzie, więc nikogo nic nie dziwi. Lady Vampire jest niską, szczupłą kobietą o długich brązowych włosach i niebieskich oczach. Styl ma zwyczajny. Poza tym, że nie nosi sukienek i chciałaby je wszystkie spalić, oprócz jedynie sukni ślubnej, którą chciałaby móc kiedyś założyć, jest całkiem zwyczajna jak na wampira. Nie musi też pić ludzkiej krwi. Wystarczy jej zamiennik sprzedawany w każdym sklepie spożywczym w tym mieście. Owieczka ma jeszcze jedną znajomą, mianowicie Rude stworzenie, które jest wegetarianką i brutalnie zabija niewinne warzywa i owoce i chyba nie muszę mówić, że owo stworzenie ma włosy koloru rudego, ale o niej później. Obie z wampirzycą mieszkają na tej samej ulicy, domek obok domku na bardzo spokojnym osiedlu... tylko raz w tygodniu coś się tutaj dzieje nie z winy Owcy. Co jest faktem iście dziwnym. Owca zwyczajnie lubi rozrabiać i do twarzy jej z tym.
Żelkowe mutanty
Owca pewnego dnia wpadła na pomysł odnalezienia stworów nazwanych żelkowe mutanty, jak łatwo się domyślić są to istoty żywe, takie wielkie żywe żelki, które chciała odnaleźć z racji tego, że są jadalne, a ona ma świra na punkcie żelków. Zaczęła szukać w miejscu prawdopodobnego ich pobytu, czyli w lesie przy sklepie, tak zwanym „starym Oszołomie”. Ubrana w moro, ze związanymi w kucyk włosami i w glanach wybrała się na polowanie. Poszła tam około północy, czyli w godzinę, w której wychodzą wszystkie zjawy, potwory, jak również mutanty. Niestety żaden z żelkowych mutantów się nie pokazał, więc Owca nad ranem wróciła do domu. Dopiero następnego dnia postanowiła przejść się po lesie około godziny 12 tym razem przed południem. Będąc przy lesie nie zdążyła do niego wejść, gdy usłyszała jakieś dziwne odgłosy, weszła do lasu, ale im dalej szła, tym bardziej dziwny dźwięk zanikał, stwierdziła więc słusznie, iż dźwięk ten dochodzi z okolic lasu, poszła się przejść po najbliższym osiedlu. Dźwięk stawał się coraz głośniejszy. Podeszła do okna jednego z bloków, było otwarte na oścież, mieszkanie skąd dochodziła muzyka znajdowało się na parterze, więc Owca weszła przez okno jak do siebie. Dlaczego? Bo tak, otwarte, więc zapraszają do środka. Podeszła do łóżka i zajrzała pod kołdrę, a tam był przerażający rudawy człek o bladej twarzy. Okazało się, że zna owego potwora. Rude stworzenie obudziło się i zapytało: „Co jest, chcesz w ryj? Żeby ci Twiggy nakopał za obudzenie mnie, noc jest, znaczy dzień, ale jak komu, dla mnie noc, czyli dzień do kurwa spania", następnie stworzenie wzięło do ręki wielki kawał ciasta z masą potocznie nazwaną flegmową, który stał na stoliku obok łóżka i rzuciło nim w Owcę, która przykleiła się do ściany, gdyż krem z masy flegmowej miał właściwości kleju. Biedna Owca zaczęła zjadać masę, całkiem smaczną tak na marginesie, która trzymała ją na ścianie. Stworzenie trafiło w prawą rękę, krem rozpaćkał się od dłoni, aż po łokieć. Kiedy się uwolniła zajadając się, rozejrzała się po pokoju nieco zdezorientowana. Wystrój wnętrz pozostawiał wiele do życzenia. Chyba dopiero się rozpakowywała. Kartony z rzeczami, ciuchami i pudełka po pizzy z warzywami walały się wszędzie. Stworzenie zwane Ruda jest wegetarianką. Dość wysoka i wychudzona, jakby nie jadła miesiąc, Ruda przekręciła się na łóżku i burknęła pod nosem, że Twiggy zapomniał ogolić nóżki. Twiggy Ramirez, jej prywatny bóg. Pomimo tego podawała się za ateistkę, z założenia tacy ludzie nie wierzą w nic, a ona czciła swego idola. Obowiązkowo miała jego portret na ścianie. Owca podeszła do okna i jak weszła tak postanowiła już wyjść. Ruda odsypiała przypalaną nie jednym jointem imprezę, więc nie było z nią kontaktu. Lubiła takie imprezy. Twierdziła, że ma tyle stresów, iż musi się ich pozbyć. To był jej sposób. Czasem jeszcze piła i w nieboskim stanie wracała do domu. Owce trochę zaciekawiło, dlaczego z pięknego i idealnego miasta Krakusowa, Ruda wróciła i nic nikomu nie powiedziała o powrocie. Pobiegła czym prędzej przez las do domu, gdyż zwyczajnie biegać lubiła, choć tym razem nie miała do tego specjalnie dobrych butów. Czerwone trampki może i były lekkie i wygodne, ale różnego rodzaju gałązki i szyszki trochę ją kuły w stopy. Biegnąc zamyślona wpadła na coś dużego, zielonego, o konsystencji żelka. Kiedy spojrzała na to coś okazało się, że jest to żelkowy mutant, którego poszukiwała. Mutant spojrzał na nią i uklęknął błagając by Owca go nie zaczęła zjadać, na szczęście była najedzona już ciastem, tak więc zostawiła biednego mutanta w spokoju, a ten z wdzięczności, że go nawet nie nadgryzła, pokazał jej pole należące do Marii J.Konopians, na której miała zioła różnego rodzaju, Owca wzięła sobie kilka roślinek, bazylię, koperek, a nawet szczypiorek i zadowolona wróciła do domu. Po kilku deszczowych dniach poszła do lasu na spacer, dlatego że poszła w dzień znowu spotkała żelkowego mutanta, a że akurat była głodna to oderwała kawałek brzucha wielkiemu, zielonemu mutantowi. Nawet się za to nie obraził, jego żelkowa tkanka się po jakimś czasie regenerowała.
- Właściwie skąd ty się misiek wziąłeś?
- Z fabryki żelków i czekolady.
- Co oni tam robili, eksperymenty genetyczne?
- Nie, mieli obok reaktor, który wybuchł. Promieniowanie nas ożywiło.
- Smaczne z ciebie promieniowanie. Czekaj. Czyli jak to zjem, to mnie też pokręci?
- Nie sądzę, aby dało się mocniej ciebie pokręcić.
- Przyjmę to jako komplement.
- Kawałek z kolanka lepiej się żuję.
- Nie będę się dopytywać skąd to misiek wiesz.
Subskrybuj:
Posty (Atom)