sobota, 7 lutego 2015

Owca tworzy nową cywilizację, ot różowych jegomości.

Lady Vampire przybiegła do swojej sąsiadki późnym wieczorem wydzierając się przy tym w niebo głosy, próbując przekrzyczeć muzykę krzyczała coś o wycieczce dokądś tam i że ma dwa bilety i nadzieję, że Owca jest już gotowa, ale ona była akurat zajęta polerowaniem trupich czaszek, na których zwykle stały świece tylko i wyłącznie w kolorach białych, czarnych, niebieskich, ewentualnie czerwonych, miała gdzieś co ta wampirzyca krzyczy, wolała słuchać muzyki znalezionej w necie i otagowanej jako muzyka steampunk, melodia z 1856 koiła jej zszargane nerwy i wprawiała w całkiem miły nastrój, była przyjemna i nastrojowa, wampirzyca weszła zasapana i podniecona do pokoju, w którym była jej sąsiadka i powiedziała już spokojnie o co się rozchodzi.
- Słuchaj mam dwa bilety na wyjazd w góry, pakuj się jedziemy w ten weekend.
- Ale, że jak to, a moja praca i w ogóle?
- Jaka praca?
- Dobra nie ważne.
- Tak ma być, jedziemy na snowboard poszaleć po stokach, jak prawdziwe twarde baby.
- Tak po połowie się zgadzam jeśli chodzi o te twarde baby, mam oczywiście na myśli tą połowę ze mną.
- Nie drażnij mnie, nóż leży blisko, a oko mam bardzo dobre jak wiesz.
Owca wiedziała i zamilkła dając jej mówić, a mówiła i mówiła, snuła plany i przypomniała jej dziesięć razy o tym, żeby się spakowała, nie zapomniała i przede wszystkim nie zaspała, ale ona była raczej niewzruszona tym całym wydarzeniem jakie miało zajść niedługo, tylko temu, że po pijaku robiła ciekawsze i dziwniejsze rzeczy, choć przyznała w duchu, że na snowboardzie jeszcze nie jeździła, jednak i tak siedziała spokojnie, jakby jutro nie miało dziać się nic nadzwyczajnego. Dla wampirzycy przyszedł już upragniony weekend, więc spakowana poszła do Owcy, zapukała do drzwi i czekała, czekała, aż w końcu się wkurzyła i zaczęła walić w te cholerne czarne drzwi! W końcu Owca zaspana, z rozczochranym łbem ruszyła tyłek z łóżka i przestraszyła się jak tylko otworzyła drzwi bo za nimi znajdował się najpotworniejszy widok jaki tylko widziała w swoim życiu, ostro wkurzona Lady Vampire stała i czekała na Owcę, były o włos od spóźnienia się na pociąg, Owieczka szybko się ubrała, zgarnęła ciuchy, które leżały na wierzchu, mniejsza o to czy były prane czy nie i obie poszły na Postrach Każdego Pasażera, czyli w skrócie PKP, a dawniej Polskie Konie Pociągowe, ale to dużo dawniej. Kiedy wreszcie jakimś cudem po kilku godzinach dojechały na miejsce w góry Postrachowica zadzwoniły po taxi i pojechały do hotelu Postrachowickie Oko, tam się rozpakowały i popędziły do wypożyczalni po deski, wampirzyca chciała jak najszybciej znaleźć się na stoku, jej towarzyszka nie miała tyle zapału, wciąż chciało jej się spać. W wypożyczalni kręciło się kilku kolesi, Owca z wampirzycą przyglądały się deskom próbując jakąś wybrać, która by im pasowała, ale w ogóle im nie szło, głównie dlatego iż nie znały się na tym, podeszli do nich dwaj kolesie, którzy chyba nie bardzo wiedzieli co mają ze sobą zrobić, zagadali dziewczyny, wampirzyca z chęcią rozmawiała z jednym z nich, a Owca ochoczo się oddaliła i zastanawiała się, gdzie tu można wrzucić coś dobrego na ząb, bo była strasznie głodna, koleś gadający z Wampirzycą polecił im aby najpierw wypiły coś na rozgrzanie, a potem dopiero wybrały się na stok, bo tak bez rozgrzewki sztywno się jeździ, Owca z chęcią przystała na tę propozycję i poszli do najbliższego pubu, żeby coś zjeść i się dobrze rozgrzać jak koledzy zasugerowali, a rozgrzała się aż za dobrze. Kiedy sobie podjadła, zamówiła jedno piwo, potem drugie piwo, a następnie lampkę grzanego wina, drugą lampkę już normalnego wina i potem piątą i jeszcze z siódmą, aż w końcu zaliczyła zgon. Obudziła się, a wampirzyca uświadomiła jej, że jak zawsze musiała dać popis po pijaku, zamówiła bilety lotnicze do gdziekolwiek i jak stały tak udały się na lotnisko Krakusa Lotnika, pierwszego lotnika miasta Krakusowa i całego kraju Biało-Czerwu, a teraz obie znajdują się w Pizie, Owca była tak zdezorientowana, że już nawet nie chciała o nic pytać, dowiedziała się tylko, że miała dziwnie długą alkoholową fazę i naturalnie wszyscy się na nią dziwnie patrzyli, a wampirzyca mówiła wszystkim na lotnisku, że jej przyjaciółka jest po prostu zmęczona, przez co o mało ich nie przymknęli, dopiero potem zaliczyła zgon, na szczęście była na tyle silna, by wepchnąć ją do taksówki, a pod hotelem, by wyciągnąć ją z niej i zaciągnąć do pokoju, jaki na szczęście również po pijaku wynajęła. Rano poszły na spacer po mieście i doszły w końcu do celu swojej wędrówki, mianowicie do krzywej wieży. Owca popatrzyła się na owe dzieło architektury i uznała, że jednak trzeba by ją było ustawić do pionu, słyszała też, że wieża co jakiś czas odchyla się coraz bardziej od pionu i kiedy tak sobie patrzyła wieża nagle runęła, wytrzeszczyła oczy i nie mogła uwierzyć w to co zobaczyła, ale tylko przez chwilę, wieża się zwyczajnie przewróciła, a Owca zgłodniała, a skoro już była we Włoszech wyminęła tłum gapiów przerażonych i wstrząśniętych całą tą sytuacją, pociągnęła za rękaw bluzki swoją przyjaciółkę i poszły razem do restauracji na prawdziwe włoskie spaghetti. Nachyliła się nad ciepłym i pysznie pachnącym talerzem z makaronem i usłyszała jak ktoś wykrzykuje jej imię, a po kilku sekundach obudziła się, rozejrzała wokoło, popatrzyła na puste kieliszki od wina i stwierdziła, że ma chęć na makaron.
- Tak na przyszłość od razu mówię, że ta wieża w Pizie zawaliła się nie z mojej winy.
- Nie tłumacz mi, nie chce wiedzieć.
W końcu obie wybrały się na stok pojeździć na deskach, które dobrał im miły pan z wypożyczalni, Wampirzyca wzięła sobie fioletowy kostium, a Owca niebiesko-czarny, śmigały do wieczora, wróciły do restauracji w hotelu zjeść kolację, zastały tam przejętych czymś ludzi, kiedy zapytały co takiego się stało kelnera, który przyniósł im zamówienie, spaghetti z kluskami sojowymi, odpowiedział im, że wieża w Pizie się zawaliła.
- No i widzisz, z tą wieżą to nie mogłam być ja, cały czas byłam tutaj. - Nagle jakby oprzytomniała po raz drugi i obudziła się zarzygana na krześle w pubie, z Wampirzycą nie wyszły nawet na stok pojeździć bo cały weekend chlały z kolesiami spotkanymi w wypożyczalni.
- Ja wiedziałam, że tak to się skończy. – wybełkotała półgłosem ledwo przytomna Owca i osunęła się na podłogę, gdzie na powrót zasnęła.
W drodze powrotnej do domu powiedziała, że nie chciałaby wyjeżdżać do Italii, spytana czemu, odpowiedziała, że faceci tam są zbyt dobrze uczesani, ubrani i jacyś mało męscy lub maczo, ale tak maczo w stylu royal, niby groźni, ale wciąż w eleganckich ubrankach i wypastowanych butach, może na wsi znalazłby się ktoś bardziej w stylu popularnego teraz drwala, choć to lepsze niż obcisłe męskie stringi chowane pod uciskiem podobno męskich rurek, w których ptak czuje się jak w chowie klatkowym ze swoimi jajkami, ale drwalowa moda również nie była zbyt przekonująca.
- Przypomniało mi się coś, pamiętasz jak kilka lat temu, przez kilka miesięcy modne było u nas bycie emo, nie pamiętam co się z nimi stało, ale bardzo szybko zniknęli.
- Zostali wysłani na samotną wyspę Alkotrazz.
- Tam przecież było kiedyś więzienie dla przestępców z ciężkimi grzechami na sumieniu, czemu ktoś ich tam wysłał?
- Sami się zgodzili, mogli nie przyjmować biletu w jedną stronę na wycieczkę po więzieniu.
- Wyjaśnisz mi to?
- Wysłałam im tam zaproszenie, małym drukiem, którego tradycyjnie nikt nie czyta było jak wół napisane, że to bilet w jedną stronę. Straciłam na tym dziesięć tysięcy, ale było warto.
- Co się z nimi tam stało?
- Czytałam w necie, że założyli tam swoje miasto smutku i jest im tam dobrze, ponoć zmienili czaszki na tęcze i różowe słodkie jednorożce. Utworzyłam cywilizację, która po czasie zniszczyła się sama, widząc, że to właśnie doprowadzało ich do destruktywnego żywota, więc zmienili swój sposób bycia, niestety i tu nie znali umiaru, wypaczeni z zachowania proporcji i dobrego gustu są teraz koszmarem każdego rodzica i marzeniem każdej współczesnej siedmiolatki. Słodkie jednorożce skaczące po tęczy oprawione różowym sosem szczęśliwości, to ich symbol.
- Jesteś potworem.
- Twór zaczął żyć własnym życiem, chciałam tylko odizolować ich od reszty społeczeństwa, niestety tak daleko od cywilizacji postradali resztki zmysłów i powstała cywilizacja różowej masy półgłówków. Już lepiej żeby znów chcieli się zabić, a nie żyć.

Daleko na Alkotrazz tłum zwykle różowej masy ubrany był na czarno, wszyscy zgromadzili się na wielkiej górze Szczęśliwego żywota, gdzie miało nastąpić odsłonięcie pomnika na cześć założycielki Happy Fairy, jak nazwali swoją wyspę przybysze, którzy po przybyciu nie chcieli z niej wracać, nawet po tym jak zmienili swój sposób życia. Burmistrz wyspy wygłosił mowę i odsłonił pomnik przedstawiający Owcę, podziękował jej w swojej mowie za to, że pozwoliła im odnaleźć sens w tym, że sensu nie widzieli, to co ich przytłaczało nie było prawdziwe i nie było warte całej tej stylowej szopki, każdy kto tu był odszedł od swoich błahych problemików, tak zgrupowana smutna masa w końcu zaczęła uśmiechać się do siebie i śmiać się z tego wszystkiego, teraz czują, że chcą żyć w pełni szczęśliwie, tradycyjnie w dzień wyspy każdy ubierał się na czarno, tak jak tu przybyli, by pamiętać z jakiej szarej i głupiej drogi zeszli, by na nią nie wrócić, a przede wszystkim dlatego, że Owca nie uznaje różowego, co wiedzieli wszyscy, a przynajmniej nie w takim natężeniu jakie mają tutaj. Następnie urządzili sobie różowy jarmark i tak oto dzień miał się ku różowemu zachodowi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz