poniedziałek, 16 lutego 2015

Jednoroczna gwarancja znajomości.

Owca była prze szczęśliwa, gdy tylko Crushbone był przy niej, ale niestety po roku znajomości oświadczył jej, że niestety muszą się rozstać, ponieważ on wyjeżdża do Włoch, jak się okazało Crushbone jest w szeregach mafii pod przywództwem Ala Bandie - Capone, z którym to rzekomo romans miała Pani V znana jako Lady Vampire, innymi słowy jej sąsiadka, co okazało się być prawdą, po tym co powiedział jej Crushbone była załamana, była zawsze twardą babą, ale widać było po niej, że jest smutna, że ktoś najwyraźniej złamał jej serce, nawet żelkowe robaczki w jej głowie chciały ją pocieszyć, głównie rozmawiał z nią tylko jeden robaczek, ale ten drugi okazał się nie być całkiem obojętny na jej cierpienie, oba robaczki zaproponowały jej znalezienie jakiegoś nowego zajęcia, żeby jak najmniej myślała o Crushbonie, Wampirzyca zaproponowała by znów gdzieś razem wyjechały, tylko ona i Owca, ale nie chciała nigdzie wyjeżdżać, miała pierwszy raz w życiu doła psychicznego, którego potęgowało to, że jej najbliższa przyjaciółka ma męża, z którym mieszka tuż obok, po sąsiedzku. Cofnijmy się trochę w czasie...
 Owca spała po powrocie z koncertu zespołu metalowego, oczywiście nie skończyło się na samym koncercie, widziano ją w pubie z wokalistą dwa dni po koncercie, a dnia następnego sąsiedzi podziwiali brawurową ucieczkę Owcy przez okno, okazało się, że kolo ma żonę, która jest policjantką, sami rozumiecie, kobieta plus pistolet równa się utrata życia, dodajmy do tego zazdrość i mamy poszatkowanie na drobne kawałki, przepuszczenie przez maszynkę do mięsa i jeszcze do tego zblenderowane i ten żal, że nie ma się w domu takiego dużego blendera lub takiej dużej maszynki do mięsa, w sam raz na takie jedno nocne kobiety, które szukają przygód bo im mężom nie staje lub się naoglądały za dużo Californication. W domu Owca Leżała gdzieś na kanapie pomiędzy jedną górką śmieci, a drugą górką czegoś bliżej niesprecyzowanego, drzwi do domu zostawiła otwarte, więc sąsiadka weszła bez problemu, ostatnimi czasy Owca bardzo zaniedbała porządki w domu z powodu zakochania. Wampirzyca próbowała obudzić śpiącą sąsiadkę, ale po paru minutach dała sobie spokój, poszła więc do kuchni i zaparzyła sobie kawę, cudem było oczywiście znalezienie kubka lub filiżanki, nie mówiąc o odnalezieniu czajnika i kawy w szafce, w której prócz kaw i herbat była masa innych rzeczy takich jak mąka i cukier, które zwykle leżą w dolnej szafce, to jest jeszcze zrozumiałe, ale co tam do cholery robiły skarpetki? Po zaparzeniu sobie kawy, Lady poszła do ogródka Owcy, który na szczęście jako tako znośnie wyglądał, w domu nadal unosił się zapach kawy co obudziło Owcę, przeszła się po domu i przez okno w jednym z pokoi zauważyła, że jej sąsiadka popija kawkę w jej ogródku.
- Hej, co robisz w moim ogródku? - krzyknęła wychylając się przez okno.
- O hej, w końcu się obudziłaś.
- To przez zapach parzonej kawy, co jest do diabła? - Nagle z pod kamienia wyszedł mały diabełek
- No co, nie każdy ma tak fajnie jak wy. - powiedział i się schował.
- Cokolwiek to miało znaczyć - rzekła Owca - miał rację, nikt nie ma tak fajnie jak ja bo nikt inny nie ma takiego kałacha jak ja. - mówiąc to szła w kierunku sąsiadki będąc ciągle w bieliźnie.
- Wiesz co, w życiu liczą się też inne rzeczy niż tylko kałach z Rumunii, a tak w ogóle, dlaczego akurat z Rumunii?
- Byłam w Rumunii, nie pytaj, nie wiem co tam robiłam i ile wypiłam, że się tam znalazłam, mieli wyprzedaż, tylko czemu sprzedawali broń na ulicy? Tak wiem, że to nie wszystko jest jeszcze Crushbone, Ty i Ruda i niestety Twiggy, a niestety bo ma różową sukieneczkę.
- Właśnie, liczy się też ta druga osoba i wiesz chciałabym ci coś powiedzieć.
- Ech... chodzi ci o tę nocną przygodę, nie przysięgałam mu wierności i nie powiedziałam, że jestem w nim bezgranicznie zakochana, gdybyśmy byli po ślubie lub przynajmniej by mi się oświadczył to zupełnie by zmieniło moje podejście do wierności.
- Ja i Robson, którego poznałaś na imprezie Noworocznej...

<Sylwester, kilka miesięcy wcześniej
- Owca poznaj to jest Robson, Robson to Owca Porno - oboje podali sobie dłonie, Owca zauważyła, że Robson, gdy tylko podszedł do Wampirzycy od razu jakby rozpromieniał.
- Witaj, poznaj to jest Crushbone. - przedstawiła Owca.
- Hej, wybaczcie czy mogę poprosić moją Wampirzycę na słówko, sam na sam?
- Tak, jasne. - wszyscy się zgodzili, obiekt westchnień wampirzych dał wyraźnie do zrozumienia, że chce pierwszego wspólnego Sylwestra spędzić ze swoim krwiopijcą, oboje odeszli, kilka razy Owca widziała ich z daleka, Wampirzyca była bardzo przejęta tym, że spędzi tak szczególną noc z Robsonem, więc nie przeszkadzała im, o północy wypili wspólnie szampana, ale wampirzyca znów chciała mieć swego dawce krwi tylko dla siebie, zaszyli się więc w koncie sali bankietowej. Owca ze swoją przyjaciółką widziała się dopiero na 3 dzień po Sylwestrze, kiedy to Wampirzyca przyszła do sąsiadki nie mogła się nagadać, gadała o sobie i Robsonie przez jakąś godzinę, Owca pomyślała, że to będzie kolejny związek bez przyszłości, ale w oczach Lady Vampire było coś nowego, nieznanego, coś co trudno Owcy było nazwać, dopiero co skończyła poprzedni związek, a już znalazła się w szponach kolejnego krótko terminowego zauroczenia, chociaż może jednak nie, Lady Vampire nie potrafiła długo wytrzymać w żadnym ze swoich związków, jej zasada była prosta: "Nie przyzwyczajaj się do ludzi bo szybko odchodzą", była jak lodołamacz, z tym wyjątkiem, że nie kruszyła lodu, a serca, ale może tym razem, to jej spojrzenie, chodzenie w skowronkach, tak czy inaczej Owca nie przejęła się zbytnio tym wszystkim, nie słuchała nawet zbyt dokładnie swojej przyjaciółki bo zwyczajnie jej się nie chciało. Po 3 miesiącach jej związek z Robsonem trwał dalej, Owca zastanawiała się, czy Wampirzyca przypadkiem w końcu nie dojrzała do prawdziwego związku. Wyglądało na to, że jednak tak. >

-...no więc...
- Powiesz w końcu, czy mam zgadywać, zerwałaś z nim tak?
- Robson poprosił mnie o rękę.
- Co?! Wow, no to ten, gratulację co nie.
- Jesteś pierwszą osobą, której to mówię.
- Świetnie, cóż za zaszczyt, no proszę, czyli jednak ty naprawdę go kochasz.
- Tak, tylko i wyłącznie jego, w żadnym moim związku nie było czegoś takiego jak w tym.
- Nie zaczynaj znowu, odpuść mi kolejną godzinę słuchania.
- Uszanuj swój związek, zasługuje na szacunek.
- Ale my oficjalnie nie jesteśmy parą.
- Mimo wszystko postaraj się.
Przez pierwszy miesiąc Wampirzyca nie mogła się nacieszyć i uwierzyć w to, że ona i jej ukochany naprawdę będą razem jako małżeństwo, po kilku miesiącach przygotowań do ślubu jednak uwierzyła, w sądny dzień, w którym miała powiedzieć sakramentalne "tak" wprost nie mogła się doczekać, żeby było już po ślubie, chciała mieć to już w końcu za sobą i być Panią Vampire, po ślubie już nie byłaby lady, to określenie jest tylko dla kobiet niezamężnych. Przed sądnym dniem Ona i Owca zrobiły sobie wieczorek panieński, na którym się nieźle narąbały, więc w upragnionym dniu nadal w jej żyłach krążyły promile alkoholu, wczoraj to krew krążyła w alkoholu, na szczęście się unormowało jako tako, przynajmniej nie była aż tak zestresowana, jeszcze podczas ostatnich poprawek i przygotowań łyknęły z małej buteleczki szampana dla rozluźnienia, Wampirzyca była w pięknej długiej białej sukni, a Owca w sukni do kolan w kolorze kremowym, w której było jej nawet ładnie. Po nudnej mszy, po słowach "tak" i po wyjściu z kościoła Owca odetchnęła i od teraz Pani Vampire zabawiły się i to na ostro, lecz już po raz ostatni. Niestety Wampirzyca nie mogła się zbytnio upić, mogła jednak dać czadu na parkiecie, ale Owca jak to Owca sobie nigdy nie żałowała.
- Ruda qrwa, gdzie jest Twiggy?
- Chuj... nie qrwa jednak nie, gdzie jesteś Twiggy, chce być qrwa twoją żoną, Twiggy do chuja wyjdź za mnie!
- Ty się chociaż nie oświadczaj różowej zasłonie.
- Owieczko może jednak już odwiozę cię do domu? - spytał Crushbone bo widział, że Owca jest już w stanie głębokiej nietrzeźwości, zwyczajnie ma dość.
- Ale, że się tak spytam to do czyjego domu? Mój, twój, twój, twój, mój?
- Do tego, który jest bliżej.
- Twiggy! Qrwa, na świętego Twiggy'ego, gdzie jest Twiggy?
Crushbone odwiózł Owcę, a Ruda szukała Twiggy'ego, a potem jako, że tradycji musi stać się zadość zniknęła na kilka dni wraz z odnalezioną zgubą.

Dwa dni po ślubie Pani Vampire wyjechała w podróż poślubną na Sycylię wraz ze swoim świeżo poślubionym mężem, a 3 dni po ich wyjeździe odnaleźli się Ruda z Twiggym, od trzech miesięcy czysta w kwestii brania czegoś więcej niż tylko alkohol Ruda znów była na tripie, Twiggy najwyraźniej też, gdy tylko oboje przyszli do Owcy to Ruda nawijała coś bez sensu o samolotach, World Trate Center i że to była wina amerykanów, ale łatwiej było zwalić na al-kaidę, a Twiggy wyłożył się na podłodze w kuchni i udawał, że pływa, po tym jak zaczął się topić wybiegł do dużego pokoju i udawał bombowca, po kilku okrążeniach wleciał w ścianę i się rozbił, upadł na podłogę i leżał nieprzytomny. Owca spojrzała tylko na niego i generalnie miała go gdzieś, jak zwykle zresztą, a Rudą wyprowadziła do ogródka, żeby nieco otrzeźwiała na powietrzu. Kiedy tylko jej sąsiadka wróciła do domu z podróży poślubnej Crushbone zerwał z Owcą.

niedziela, 15 lutego 2015

Pies ogrodnika rozsypał się w proch.

Koło godziny 12.00 w południe poszła do swojej sąsiadki, weszła bez pukania do jej domu, usiadła na kartonowym pudle i wyglądała dość dziwnie, Lady Vampire popatrzyła na nią z niepokojem i zapytała co się jej stało, Owca tylko westchnęła. Przerażenie Wampirzycy wzrosło, popatrzyła na nią i zastanawiała się skąd zna ten dziwny wyraz twarzy, choć chyba pierwszy raz widoczny na twarzy tej konkretnej istoty o dość osobliwym podejściu do spraw sercowych.
- Zabujałaś się?!
- Co? - otrząsnęła się, była myślami zupełnie przy kim innym.
- Pytam czy się zabujałaś i przede wszystkim w kim?
- A, no wiesz...
- Ha, wiedziałam!
- Co wiedziałaś?
- To jednak Anioł Tomek.
- To tylko mój kumpel choć całkiem niezły, wzięłam go raz czy dwa, no może pięć, ale nie, to nie on, ale chyba masz rację, choć bardziej nazwałabym to zauroczeniem, szybko mi minie.
- Jak nie w nim, to w kim?
- Poznałam takiego jednego fajnego kolesia.
- Tam u diabła?
- Oj nie przypominaj mi o nim, oby ten stół przygniótł go na długo.
- Mniejsza o stół, gdzie tego kogoś poznałaś i kiedy ja będę mogła go poznać?
- Jak wracałam dziś nad ranem przez las, a kiedy go poznasz nie wiem, ale wiem, że jutro się z nim spotykam. Wiesz, że postacie w bajkach Disneya też poznawały swoich ukochanych w lesie, może i ty się wybierz póki nie jest za późno.
- Nie dzięki, w życiu cię nie widziałam w takim stanie.
- A tylko to komuś powiedz.
- To opowiadaj jak wygląda i jak ma na imię?
Owca rzeczywiście rzadko bo rzadko, ale kiedy się rozgada to na całego
- Nazywa się Marcel, ale woli, żeby go nazywać Crushbone, to znaczy łamignat, fajna ksywa, ma dredy, jest średniego wzrostu i zwyczajnej postury, ale nie chudzielec, fajnie się nam gadało, jest zabawny, ale nie żeby robił z siebie głupka, nieco starszy, pod trzydziestkę, a może już po, przystojny jak licho, przynajmniej według moich kryteriów, wiadomo co kto lubi, ale dałabym mu... się pokroić na kawałeczki taki jest boski...
- Odpływasz.
- Facet cud malina.
- Znajdź takiego dla mnie.
- Proponowałam las.
- A czy ja tobie wyglądam na jakiegoś kopciuszka albo na długowłosą?
- O wampirach jeszcze nie grali chyba.
- Te durne urzędasy tu idą.
- Pozwolisz, że ja się tym zajmę?
- Zaryzykuję.
Gdy tylko dwaj urzędnicy zadzwonili dzwonkiem, otworzyła im Owca i biorąc za wszarz wciągnęła do środka, gniotąc przy tym trochę ich marynarki, wcale nie drogie i niezbyt ładne, ale starannie wyprasowane i pasujące do brzydkich spodni i krawata, absolutne bezguście, cały zestaw był w szare paski, wyglądał paskudnie, nie wyglądali jak urzędasy, tylko jak dwa durnie przebrane za urzędników, moment, czyli dokładnie jak urzędnicy.
- Co drodzy panowie przekonałoby was do podjęcia zmiany w decyzji o przeprowadzce tej oto tu jeszcze zamieszkałej pani imieniem Lady Rosa a.k.a. Vampire?
Urzędnicy zaśmiali się tylko głupkowato co potwierdza teorię Owcy, że to dwa przebrane głupki i udzieliwszy odpowiedzi "Nic droga pani" narazili się na gniew tej właśnie drogiej pani. Ach ta eksploatacja kobiety, nie udźwigniesz tak wysokich kosztów pracując w warzywniaku, droga Owca przystąpiła do działania z założenia nie pasującego do kobiety, tyle razy słyszała, że nie wolno bić ludzi, agresja i przemoc nie są rozwiązaniem wszystkiego, ale mieszka w miejscu, gdzie najlepszą obroną jest atak i chody w piekle.
- W takim razie... - Owca przerwała by wziąć siekierkę leżącą obok drzwi wejściowych, którą Wampirzyca rąbie polana i udała się w kierunku jednego z brzydko ubranych panów.
- Albo dacie jej papier świadczący o tym, że ten dom należy do niej, albo o łby was tępe chuje skrócę!
Urzędnicy wystraszyli się, ale zarzekali się, że sami nic nie mogą zrobić, Owca ostrzegła ich, że jeśli się nie postarają czegoś zrobić i to w trybie natychmiastowym to źle skończą, a gdy tylko jeden z nich się odezwał i powiedział, że jest mu bardzo przykro, ale nic z tego, Owca obcięła mu łeb, natomiast drugi wyciągnął komórkę i powiedział, że jeśli Owca go nie zabije, to on wykona kilka telefonów, które załatwią sprawę. Pozwoliła mu na to, po kilku godzinach do Wampirzycy przyszedł kurier, przyniósł jej papiery z aktem własności ziemi i całej posesji jaka się na danej ziemi znajduje. Owca popatrzyła na urzędasa
- Wykonaj jeszcze jeden telefon do swego szefa i powiedz mu, że się zwalniasz.
- Przerażony urzędnik zrobił jak jego pani życia i śmierci kazała, po tym jak się zwolnił Owca uniosła siekierę i uderzyła go trzonkiem w łeb, ten osunął się ciężko na podłogę. Zadzwoniła do księcia Lucyferjusza, czyli młodszego syna Lucyfera, króla piekieł, którego nie widział nikt od wielu lat i widzieć nie chcą, bo wolą nie zostawać unicestwieni ruchem brwi lub mrugnięciem oka, Owca czasem się zastanawiała co boli bardziej, jednak nie chciała doświadczać, przekazała księciu dobrą nowinę, ma dla niego nową człowieczą zabawkę, mianowicie urzędasa. Lucyferjusz urzędnikiem jeszcze nie pomiatał, gdyż większość jest dość wartościowa dla piekła i nie zrobił z żadnego swojego sługusa, który później i tak poszedłby do kotła na smołę i na asfalt, więc zgodził się zabrać głupka z domu wampirzycy, do której troszeczkę się przystawiał, więc Owca musiała go pogonić, zaczął przystawiać się do niej, wzięła ponownie siekierę w rękę i w wymowny sposób uniosła ją do góry, usunął się z domu zostawiając po sobie zapach siarki, problemem był drugi urzędnik, póki co nie martwiła się tym, w końcu miała jutro spotkać się z kolesiem, który nie na żarty wpadł jej w oko.
- Odrąbałaś mu łeb, a ja teraz muszę sprzątać, jak zwykle zresztą, wampir do brudnej roboty.
- Łeb łbem, byle głupka tutaj nie szukali, coś się później wymyśli.
Nigdy nie była tak przejęta, zachowywała się dziwnie, a może już nawet irracjonalnie, w końcu zwykle niczym się nie przejmowała, podchodziła do wszystkiego na luzie, aż tu nagle ma spotkać się z kolesiem i zaczyna świrować, nawet kilka ubrań przymierzyła bo nie wiedziała co ma nałożyć, w czym wygląda lepiej i w czym by go nie przestraszyła, dobrała w końcu odpowiednio czarną bluzkę do odpowiednich czarnych spodni, wyprostowała włosy i zrobiła make-up. Dochodziła godzina 16.30, wyszła z domu na spotkanie z Crushbone'm w kawiarni Lord, tam zjawiła się punktualnie na 17.00, rozejrzała się, ale Crushbone'a jeszcze nie było, usiadła przy wolnym stoliku i postanowiła na niego poczekać, kawiarnia była dość nietypowa, były tam rozwieszone na ścianach części zbroi rycerskich, obrazy na ścianach przedstawiały zamki, a ryciny walki rycerskie ze smokami, na jednym był rycerz pod wieżą, z okienka wieży wyglądała niewiasta, za wieżą czaił się na rycerza smok, ściany miały przypominać wnętrze zamku, dlatego też było widać gołe cegły. Crushbone przyszedł trochę spóźniony, a na przeprosiny dał Owieczce zieloną różę, Owca chciała spytać gdzie znalazł róże w takim kolorze, ale uznała, że jednak nie wypada, tylko mu podziękowała. Wspólnie miło spędzili wieczór, przy kilku lampkach wina. po udanym wieczorze, przynajmniej takie miała wrażenie Owca, Crushbone odprowadził ją do domu, jak na dżentelmena przystało, prócz róży, tego wieczora dostała coś jeszcze, małego buziaka na pożegnanie. W skowronkach weszła do domu, pomyślała, że mogła go zaciągnąć do łóżka, ale mógłby ją uznać za zbyt łatwą, w jej domu czekał na nią komisarz prosto z piekła, a już myślała, że tego wieczoru nikt i nic nie zepsuje, jaka omylna ta rzeczywistość.
- Czego tu chcesz rogaczu? - rzuciła od niechcenia, bowiem nie była wcale tym zainteresowana.
- Przyszedłem zabrać cię do aresztu w piekle. - odrzekł jej w odpowiedzi z nieukrywanym zadowoleniem.
- Niby za co?
- Za urzędnika, którego zabiłaś. Kiedy palisz czyjeś zwłoki w ogniu, my o tym wiemy.
- Prawdziwe z was psy detektywistyczne, idź łapać ludzi, z którymi naprawdę są problemy, dobra?
- No to już jedną owieczkę mam do stadka.
Dostała w czerep, komisarz nie był sam, w ciemnym kącie czaił się jego towarzysz, który uderzył ją kijem bejsbolowym, obudziła się w klatce zrobionej z drewna, z wielkim bólem głowy, znajdowała się kilka metrów pod ziemią, innymi słowy w piekle, nie trudno rozpoznać to miejsce, zapach siarki i smoły, a także opium roznosił się po całym podziemiu, od razu zaczęła się zastanawiać jak stąd uciec, po kilku godzinach siedzenia w ciszy i samotności przyszedł komisarz, zaśmiał się tylko z niej i powiedział, że ma gościa, tym gościem niestety okazał się być diabeł Janek, z którym się ostatnio bardzo pokłóciła.
- Jak się siedzi?
- Bardzo wygodnie, dziękuje.
- Będziesz miała w takim razie wygodne, miłe i przytulne miejsce, a widok stąd znakomity.
- Widok, że się tak spytam na co?
- Na walkę.
- Z kim walkę?
- Wszystko w swoim czasie.
Wyszedł, a zanim komisarz, trochę później zaczęto przygotowywać miejsce na wcześniej wspominaną walkę, na betonowej podłodze narysowano kredą duże koło i nasypano w tym kole czarny piach. Zebrała się już garstka ludzi, którzy otoczyli koło z piasku, klatka z Owcą została uniesiona metr w górę, żeby mogła wszystko widzieć, ponieważ zasłaniali jej ludzie stojący przed klatką. W końcu zjawił się jej znajomy i znienawidzony przez nią diabeł, ogłosił, że walka się rozpoczyna, wprowadzono dwóch pierwszych zawodników, walczyli oni do tej pory, aż któryś z nich nie upadnie i nie będzie dał rady wstać o własnych siłach. Pierwsza walka była brutalna, jeden okładał drugiego tak, że złamał mu nos i rzucił nim tak mocno, że złamał mu rękę i nogę. Druga walka była równie brutalna, ten sam, który wygrał walczył z drugim, który wyglądał na słabe chuchro, ten pierwszy urwał mu ucho i o mało nie skręcił mu karku. Przed trzecią walką pozwolono odpocząć temu pierwszemu, w końcu rozgromił dwóch zawodników. Do Owcy w tym czasie podszedł Janek i rzekł jej ściszonym tonem
- Teraz to twoje życie zależy od wygranej, to ty poczujesz jak to jest, gdy twoje życie jest w cudzych rękach i nic nie możesz zrobić, jedynie patrzeć i mieć nadzieję. - po czym podszedł do ludzi stojących w kółku i zapowiedział kolejną walkę
- A teraz walka wieczoru! To na co czekaliście! Nasz Goliat przeciwko człowiekowi, który zwie się Łamignat. Od tego czy wygra nie zależy tylko jego życie, ale również tej osóbki, która siedzi w klatce. - wskazał palcem na Owcę, wszyscy spojrzeli w jej stronę i uśmiechali się szydząc, mieli pewność, że człowiek przegra z Goliatem, w końcu to nie byle kto, najlepszy zawodnik w całym podziemiu, mutant o dwóch metrach wysokości mogący sam jeden przeciągnąć samolot przez cały pas startowy, żeby nie zabił jednym małym palcem swoich przeciwników dawano mu specyfik zwiotczający mięśnie.
- A więc, walka!
Patrzyła jak wprowadzają Crushbone'a na prowizoryczny ring i każą mu się bić z do tej pory niepokonanym Goliatem, miała nadzieję, że ten pseudonim nie jest tylko pseudonimem i ma jakieś znaczenie, bo jeśli nie, źle będzie nie tylko z nią, ale przede wszystkim z nim. Walka się rozpoczęła, z początku Crushbone wykonał kilka uników, następnie kilka celnych uderzeń, nawet udało mu się przewrócić swojego przeciwnika, ale to tylko wkurzyło Goliata i posłał Crushbone'a prosto pod nogi stojących w koło ludzi, przeraziła się, Crushbone szybko jednak wstał i rzucił się z powrotem na przeciwnika, niestety ta walka szybko się skończyła, tym razem Goliat pokazał co naprawdę potrafi, podniósł go i rzucił na podłogę jak szmacianą lalkę. Po tym uderzeniu nie dał rady wstać, leżał tam pół przytomny, dwóch sługusów diabła go dokądś zabrało wlokąc go za sobą. Owca nie martwiła się o siebie, tylko o niego, była wściekła, chciała tu zrobić burdę jakiej jeszcze całe piekło nie widziało, ale co ona mogła, skoro siedziała w klatce, w dodatku ponad metr nad ziemią, próbowała wykopać szczebel z klatki, ale cała zaczynała się bujać na wszystkie strony, gdy Janek oficjalnie zakończył całe przedstawienie i wszyscy się rozeszli wrócił do Owcy.
- I co teraz będzie?
- No proszę oświeć mnie z łaski swojej. - powiedziała zachowując spokój i nie unosząc głosu.
- Moja droga Owieczko zostaniesz moją żoną, a może służącą, jeszcze nie wiem co lepsze.
- To ja jednak wole, żebyś zrobił ze mnie asfalt.
- Interesujące,  jednak wolę służącą, żona to tylko problemy, z drugiej strony z problemami najlepiej się przespać, a chciałem ci się oświadczyć.
- Świetnie wypuść mnie stąd, a ja od razu ci usłużę i skręcę ci kark, albo urządzę ci taką Kamasutrę, że laska od pięćdziesięciu twarzy geja się zawstydzi i przerazi, gdy skończę pokaz jak modliszka.
- Niestety, ale nic mi nie zrobisz, pamiętaj, że mam twojego chłopaczka.
- Daj, że już spokój, słuchaj no diabeł, nie będę z tobą z prostego powodu!
- Jakiego?
- Jesteś diabłem, ja człowiekiem! Nie chcę ani diabła, ani anioła, tylko człowieka!
- To świetnie, bo jak już powiedziałem nie chcę z tobą być.
- Po co mnie więzisz?
- Bo jeśli ja nie mogę Ciebie mieć, czego już nawet nie chce, to i nikt nie będzie cię miał.
- Pieprzony pies ogrodnika!
- Zważaj se, mówisz do swego pana.
- Jeszcze zaszczekasz psie!
Uśmiechnął się tylko złowrogo i odszedł bez słowa. Trzymali ją ciągle w klatce, gdy Janek miał chęć zobaczyć jak sama Owca się przed nim płaszczy, dopiero wtedy wychodziła rozprostować kości, ciągle ubrana jak na randkę, jednak włosy miała po kilku dniach potargane, a makijaż nie pozostawił po sobie śladu, karmili ją sucharami i wafelkami ryżowymi, poili wodą i pilnowali, by nie chwyciła żadnego narzędzia, nawet łyżka w jej rękach była potencjalną bronią, mimo że była głodna i straciła siły przez okrutną dietę. Po kilku dniach nauczyła się, że jeśli źle się odniesie do Janka, wtedy cierpi na tym Crushbone, starała się zachowywać tak grzecznie jak tylko umiała, ale miała chytry plan, poczeka na odpowiedni moment i rozprawi się z tym cholernym diabłem. Jednak był nad wyraz czujny i zawsze gotowy do wydania polecenia dla swoich sługusów, żeby trochę poobijali łamignata, który czuł się jak słabe, obolałe, trzymane w klatce zwierze, które nie może pomóc komuś, na kim mu wyraźnie zależy, ale i On czekał na dobry moment, od kilku dni Owca sprawowała się bardzo dobrze, więc diabeł był łaskawy dla swego więźnia i dał wolne swoim sługom od bicia. Gdy Owca spała w swojej klatce, pilnie strzeżonej, usłyszała przez sen jakiś hałas, który ją obudził, otworzyła oczy i zobaczyła Tomasza, który szuka u jednego z dwóch strażników pilnujących jej, kluczy do klatki.
- Co ty tutaj robisz? - spytała szeptem
- A jak myślisz, ratuje ci tyłek.  Jak się tylko dowiedziałem, że jesteś tu, to od razu przyleciałem.
- Skąd wiedziałeś, że tu jestem?
- Przyszedł brat Lolka Mietka, pochwalił się, że jego szef ma nową służącą, takiej top informacji o tym, że schwytano tą Owcę nie utrzymasz w tajemnicy.
W końcu otworzył klatkę, oboje usłyszeli hałas dochodzący z klatki Crushbona, pobiegli tam i zobaczyli jak Crushbone rzuca o ścianę jednego ze sługusów Janka, którzy go bili, za złe zachowanie Owcy, drugi z nich już leżał nieprzytomny na podłodze, zemsta jest słodka niczym czekolada.
- Jak sobie poradziłeś ze strażnikami?
- Podsunąłem w ich kierunku tą bombonierkę, którą dostałem od Lolka Kmicica, grzech obżarstwa ich załatwił, zwijajmy się stąd.
Całą trójką zaczęli uciekać w stronę wyjścia, ale zatrzymał ich Janek stając im na drodze, wezwał swoich dwóch innych sługów i kazał im zaatakować całą trójkę, Crushbone zajął się jednym z nich, za to Owca wpadła w furię i zaczęła niszczyć wszystko co stało jej na drodze, a także co było obok tej drogi, krzesło na korytarzu poleciało w stronę sługusa, zrobił unik, obrazy ze ściany również, przy tym też zrobił uniki, niewielki okrągły stolik, który stał nieopodal miał bliskie spotkanie ze sługusem, któremu Owca rozbiła głowę tymże przedmiotem, jak to się mówi do trzech razy sztuka, następnie podeszła do Janka, który stał nieruchomo, wydawało mu się, że jeśli przez kilka dni będzie na tak rygorystycznej diecie nie będzie wstanie podnieść nawet krzesła, spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się do niego, po czym uderzyła diabła z pięści prosto w klatkę piersiową łamiąc mu żebra, które przebiło serce, upadł na ziemię i zaczął wysychać, bardzo szybko została z niego skóra i kości, po czym to co zostało zaczęło się rozpadać jakby było z piasku. Po tym co zrobiła otrząsnęła się i szybko uciekła razem z resztą, biegli do domu Owcy jak najkrótszą drogą, na miejscu odpoczęli, Owca spodziewała się, że komisarz z piekła za chwilę znów się u niej zjawi, nie pomyliła się, ale tym razem anioł Tomasz przejął inicjatywę i nakazał uniewinnienia Owcy, a jeśli diabeł chciałby się wykłócać, stanie przed sądem, nie tym najwyższym, ale takim, który poświadczy niewinność Owcy. W zasadzie była winna, gdyż zabiła urzędnika, ale ta kara jaka ją spotkała u Janka była wystarczająca, nawet jak na nią, nawet w piekle nie godzi się by robić z żywych swych poddanych i więzić ich, czasy niewolnictwa żywych zostały już dawno obalone, co nie tyczy się umarłych. Komisarz odpuścił, wiedział, że za pomoc w procederze zniewolenia straci swoje stanowisko, a jakby lepiej pogrzebali to nie tylko ten proceder by wyszedł na jaw, a wiele innych, Owca podziękowała Tomaszowi, ten popatrzył na nich oboje i stwierdził, że czas już na niego. Crushbone był cały obolały i wrócił taksówką do domu, ale o dziwo nie miał jej za złe za tą całą przygodę, nawet mu się podobała ta odmiana w nudnym i spokojnym życiu. Dwa dni później po tych wydarzeniach wszystko w życiu Owieczki wracało do normalności, poszła jak to zwykle na kawę do sąsiadki, która zatrzymała dom, następnie poszła do Rudej na ciasto i grywała z nią to tu, to tam, nazwały się nawet Mechanical Porno Sheep i "występowały" właśnie pod tą nazwą. Można by rzec, wszystko jak dawniej, a z Łamignatem spotykała się na popołudniową kawę wraz ze śniadaniem, taki full service.

sobota, 14 lutego 2015

A świat rzyga serduszkami.

Owca to osoba dość nietypowa, nie podoba jej się to co większości dziewczyn, zalotka to dla niej taka dziewczyna co zawsze się zaleca, nie ważne do kogo, do prezesa, swojego szefa czy zwyczajnie włazi komuś w jakimś celu w dupę, również jej niechętne podejście odnosi się do świąt takich jak niedziela czy święto zakochanych, jak co roku w lutym obchodzone są walentynki, inaczej mówiąc dzień, który Owca Porno ma chęć zwyczajnie wymazać z kalendarza, nie z powodu samotności, tylko ma dość oglądania przepychu serduszek w każdym możliwym miejscu, widoku czekolad, czekoladek i pralinek w walentynkowych opakowaniach itd. i tego tam wszystkiego z napisem I love you, dla niej prawdziwym świętem zakochanych jest Kupała, jedyna taka magiczna noc w roku, w końcu co tu dużo mówić jest Rodzimowierką, mimo niechęci do sklepów rzygających serduszkami wyszła po zakupy zmuszona przez pustą sytuację w szafce kuchennej, w której powinien być ryż, makaron lub przynajmniej mąka. Lady Vampire natomiast zaszyła się w domu, aby w tym dniu nie oglądać nawet swojego chłopaka, czemu? Ona również ma dość kiczu związanego z walentynkami. Ruda i Twiggy uczcili ten dzień w sposób dość nietuzinkowy, mianowicie oglądali cały dzień wszystkie sezony Jackass oraz Viva la Bam, pewnie dlatego, że kochali te głupkowate seriale.
Owca zamiast żywności długoterminowej, czegoś na kanapkę, bądź zwyczajnie jedzenia, kupiła wielkie pudło lodów orzechowych, poszła do lasu po żelkowego mutanta, znalazłszy wielką grubą gałąź na drzewie bo gdzie indziej by mogła ją znaleźć, obłamała ją i przywaliła żelkowemu mutantowi po łbie, wróciwszy do domu wstawiła lody do lodówki, wzięła tasak i zaczęła kroić wielką głowę, którą z trudem, ale jednak mu urwała, na małe kawałki, potrzebowała ich do lodów, niespodziewanie odezwał się żelkowy robaczek w jej głowie.
- A w sklepie kupić nie mogłaś, musiałaś czemuś znowu łeb urywać?
- Czego kupić?
- Paczki żelków przecież.
- Nie, tylko żelkowe mutanty mają ten cudowny i jakże owocowy smaczek, wolę coś z natury.
- Akurat natury, przecież to zwykłe żelki, promieniowanie ich dosięgnęło, jesteś pewna, że takie to zdrowe i naturalne?
- Zamknij się bo i z ciebie zrobię żelkową harakiri.
- Najpierw spróbuj mnie wyjąć ze swojej głowy.
- Najpierw zrobię sobie trepanację czaszki, a następnie pogrzebie się w mózgu, podobno to jedyny mięsień bez czucia.
Kiedy skończyła siekać głowę mutanta zabrzmiał dzwonek do drzwi, krokiem powolnym, gdyż nie miała w zwyczaju spieszyć się donikąd, poszła otworzyć, za drzwiami zastała listonosza i zastanowiła się, czy to może nie kolejny nakaz eksmisji, taki jaki dali dla Lady Vampire, ale listonosz wręczył jej list w czerwonej kopercie, z nieznanej dla siebie przyczyny, po odbiorze nie trzasnęła tylko drzwiami na odchodne, ale podziękowała w swój sposób, rzuciła od niechcenia dziękuję i dopiero po tym trzasnęła drzwiami, położyła list w kuchni i wpatrywała się w niego przez chwilę jakby po otwarciu miał wybuchnąć, albo miało by coś z niego wyskoczyć, pomyślała, że to pewnie od jej sąsiadki, taki miły geścik albo od Rudej w ramach przemocy psychicznej, "w te walentynki jesteś sama, ale spoko może kiedyś kogoś znajdziesz dude". W końcu wzięła list, popatrzyła na stempel, zaadresowany został z nieba, pomyślała, że pewnie i z nieba wysyłają pewnego rodzaju reklamy z przesłaniem dobra, miłości i bla, bla, bla, zwłaszcza, że Owca, jak to Owca, parę grzechów na swoim sumieniu ma, otworzyła list, okazało się, że jest to kartka walentynkowa. Na czystej stronie pocztówki napisane było "Przyjaźń ma wiele znaczeń, przyjaźń zna wiele słów, przyjaźń to inaczej Ja i Ty." Niezbyt poetycki wierszyk, ale zrobiło jej się miło, coś na sercu jakby pękło, wydawało się, że jej serce pokryte jest mocną skorupą anty uczuciową, a to pęknięcie to chyba właśnie na tej skorupce, chyba że robaki w jej głowie emigrowały na inny organ wewnętrzny, to również wiele by mogło wyjaśniać, ale Owca i anioł? To tak jakby złączyć diabła z zakonnicą, a wspominając o diable, umówiona była na wieczór walentynkowy w piekle, ma grać z diabłem w warcaby, bo na szachy jest za mało inteligentny, przestała myśleć o liście od anioła Tomasza, rzuciła kartkę w kąt i zajęła się swoimi sprawami, mianowicie poszła szamać lody z harakiri z żelkowego mutanta, pociachała go w ładne małe kwadraciki, zajadając lody oglądała fragmenty koncertu zespołu Rootwater jakie znalazła w internecie, lubiła ten pomieszany klimat mocnych dźwięków z folkiem, wieczorem zaczęła się stroić, diabeł nie diabeł, przelecieć się da, założyła małą czarną z dużym dekoltem, pończoszki w kolorze czarnym i baleriny, również pod kolor i poszła Owca do diabła, gdy do niego dotarła, została zaproszona na kolację, sala w małym pałacu była przystrojona rzekłbyś czytelniku jak na halloween, mrocznie, pełno węży wijących się pod krzesłami, czaszek na stole i na ścianie zawieszonych i na palach pod ścianą również, a krew na ścianach tworzyła coś na wzór napisów, typu "uciekaj", "psychopaci" i takie tam inne pieszczotliwe opisy byłych skatowanych więźniów, którzy przebywali tu, bo w więzieniu zabrakło miejsc na urządzanie kaźni, która teraz była jadalnią, na miejscu byli Ruda z Twiggym, a także Lady Vampire ze swoim wciąż nowym nabytkiem, tym samym, o dziwno jeszcze tym samym. Przy stole było jedno wole miejsce właśnie dla niej, a sługusy diabła przynosiły gościom wszystko, czego tylko sobie zażyczyli, było wesoło, kolacja się udała, były mięsa, sery i ryby też specjalnie dla niej, podawano najlepsze wina i piwo też, po kolacji podano deser, czekolada siedmiu grzechów, suflet z malinami innymi słowy, gdy wszyscy prócz Owcy już wyszli diabeł zaprosił ją w końcu na partyjkę w warcaby, weszli do pokoju gier diabła, kilka pokoi dalej korytarzem prosto, na lewo, prosto na prawo, kawałek na lewo i prosto, diabeł na miejscu stwierdził, że warcaby już mu się znudziły, pewnie temu, że zawsze przegrywa i zaproponował swojemu jedynemu już gościowi, żeby zagrali w coś innego, np. w Mahjonga, nie była w tym aż tak dobra, ale się zgodziła, w końcu to tylko gra. Po dwóch rundach, najpierw był układ żółwia, a później smoka, diabeł wyłożył kolejną propozycję.
- Owieczko moja droga, myślę, żeby urozmaicić tą grę, grając o coś.
- O co chcesz zagrać?
- Słudzy, wprowadzić anioła Tomasza!
Nie wierzyła własnym oczom, uszom również nie dowierzała, diabeł powiedział Tomasza? Niestety musiała uwierzyć, patrzyła teraz jak słudzy diabła trzymają skrępowanego anioła.
- I jak moja droga podoba ci się nagroda?
- O co ci chodzi porąbany diabełku?
- O emocje w grze, wiem, że przyjaźnisz się z aniołem, chociaż to delikatnie ujmując niedorzeczność, ale jaka ciekawa i z jakimi perspektywami.
- Perspektywami? Czemu on ma służyć w tej grze?
- Jak już wspomniałem o emocje, będzie jako wygrana, dokładniej mówiąc, jeśli wygrasz wypuszczę go lub uczynię twoim wiernym sługą.
- A jeśli Ty wygrasz?
- Zostanie tu i będzie moim sługą uniżonym.
- Czy jeśli dziś przegram, będę mogła go jakoś odbić?
- Nie, raczej nie, choć nad tą kwestią mogę się łaskawie zastanowić, ale tylko dla ciebie mam tak wielkie względy.
- Dzięki Ci za twą łaskę.
- Bez przesady, diabłu się nie dziękuję, pozwolisz, że wybiorę ci układ? W zasadzie nie masz wyboru i tak wybiorę układ, a żeby cię za bardzo nie stresować, słudzy posadźcie go w kącie, będzie ładną ozdobą w tym pokoju i tak myślę, że możesz się już przyzwyczajać do tego miejsca chłopcze.
- Niby jak to, że tu siedzi ma mnie nie stresować?
- Siedzi tam, a nie przy tobie.
- Oj diabeł, grabisz sobie.
- Układ jaki ci wybrałem to Forteca, i nie groź mi, jesteś moim gościem, to nie wypada. Owca zbladła jak śmierć, wyglądała jak pół żywa, w Mahjong najtrudniejszym układem dla niej jest właśnie forteca, na 25 rozegranych gier, tylko 3 miała wygrane, chyba tym razem diabeł się nie pomylił, być może Tomasz zostanie tu na dłużej.
- Dlaczego to właśnie Tomasz ma być czyjąś wygraną?
- Bo z wiarygodnych źródeł wiem, że wysłał ci walentynkową kartkę i jest aniołem, to drugie wystarcza samo w sobie.
- A skąd Ty wiesz, że dostałam od niego kartkę walentynkową?
- Niebo czasem zapożycza pracowników z piekła, zachorował, czy tam wykitował im jeden anioł listonosz i wzięli jednego z naszych diabłów listonoszy, ale nasz się zmęczył po dwóch godzinach i oddał torbę swojemu ludzkiemu słudze, który poznał cię, gdy wręczał tobie list i powiedział swojemu panu, że z nieba ktoś przysłał walentynkę tej właśnie Owcy Porno. Zaciekawiony sytuacją diabeł powiedział o tym mnie, a ja zaciekawiony jeszcze bardziej wysłałem brata Lolka Mietka, czyli Lolka Kmicica do nieba, on tam spokojnie wchodzi jako brat anioła i tak "przez przypadek" spotkał twego aniołka, dowiedział się od niego dlaczego wysłał ci walentynkę, ciekawa jesteś tego? I tak niechcący dał mu prezencik na zgodę bo jak wiadomo, ten diabeł i ten anioł nie dogadują się ze sobą najlepiej, a mówię niechcący bo dał mu bombonierkę z czekoladkami ze środkiem usypiającym, on zawsze ma kieszenie pełne najróżniejszych słodyczy, z naciskiem na słowo najróżniejszych.
- Za dużo mówisz.
- Graj o swego aniołka.
Owca wstała od stołu, na którym były przygotowane układy do gry w Mahjonga i zaczęła krzyczeć.
- To nie jest mój aniołek! To po pierwsze, a po drugie nie będę grać w tę grę, a po trzecie wypuść mi natychmiast mojego kumpla, albo załatwię cię twoim własnym krzesłem! A jak to nie pomoże, to pokaże ci drugie praktyczne zastosowanie stołu!
Diabeł spokojnie siedział przy stole i się uśmiechał
- A w wypadku gdybyś odmówiła gry, nikt nie może zostać zwycięzcą, a nasza potencjalna nagroda trafi do kotła ze smołą, a następnie wyląduje jako asfalt na jakąś wiejską dróżkę, którą rzekomo sprezentuje im UE, ha! Żadna tam unia, tylko ja.
- Ty? - spytała zdziwiona Owca, drwiąc lekko z diabła, który sobie z nią w coś pogrywa.
- No tak ja, jak mam w nadmiarze to co mam z tym robić, muszę się gdzieś tego pozbywać, oddaje wieśniakom, też mam serce wiesz. - odpowiedział jej urażony diabeł.  - A teraz graj, bo tu twoje sztuczki i siła twoich jakby się wydawało wiotkich mięśni na nic się nie zdadzą, a przyznam jak na babkę silna z ciebie kobiecina.
- Schlebia mi to bardzo. - odpowiedziała w byle jaki sposób, niby trochę wkurzona, a może sarkastycznie, w tym wyjątkowym wypadku nie miała wyjścia, musiała ulec i zagrać, ale...
- Czekaj, jeszcze jedno pytanie.
- No czego tam jeszcze?
- Przeszkadza ci to, że kumpluje się z aniołem, czy może jesteś zazdrosny bo wysłał mi walentynkę?
Diabeł zmieszany nie wiedział co powiedzieć, Owca czuła, że trafiła w samo sedno tego o co tak na prawdę w tych jego gierkach chodzi.
- No cóż, dziś są walentynki, mogłeś mi wysłać przecież walentynkę co nie.
- Nie, no nie, jakoś to tak nie w moim stylu i nie przeciągaj tego tylko graj i pamiętaj, od Ciebie zależy co się z nim stanie.
Znów spanikowała, ale próbując się uspokoić pomyślała o tych trzech wygranych razach, może będzie czwarty, a może nie, może diabła da się jakoś uspokoić, Antychryste.
Było już późno w nocy, co Owca odczuwała po zmęczeniu, które akurat w koncentrowaniu się jej nie pomagało, zaczęła grać, powoli odnajdywała odpowiednie tabliczki, nie spieszyła się, myślała skąd i którą powinna wziąć, serce waliło jej tak, jakby zaraz miało wyskoczyć, ręce się trzęsły, zaczęła się pocić i popełniać błędy, a wiedziała, że jeśli nie będzie odpowiedniej ilości kombinacji, które będzie mogła powiększać to z jej przyjacielem będzie krucho. Nad grą ślęczała prawie godzinę, diabeł obserwował ją spokojnie z kąta w którym siedział na wielkim drewnianym krześle obitym czerwonym materiałem, nie zależało mu na wygranej, nie płakałby też, gdyby przegrał. Anioł Tomasz za to patrzył na przyjaciółkę błagalnie i modlił się w duchu by tylko nie przegrała, Owca patrzyła i nie mogła uwierzyć, zostało jej kilka tabliczek i nie widziała już żadnej odpowiedniej kombinacji, a potrzebowała tylko jednej by zwolnić po kolei inne tabliczki, wpatrywała się uważnie w to co jej zostało i z uporem, jak gdyby wzrok nie widział, mimo, że jest tam ta odpowiednia tabliczka i nakazywała sobie ją znaleźć, choć znana jest z tego, że zwykle niewiele ją obchodzi, a najczęściej w ogóle ją nie obchodzi nikt i nic, w większości przypadków, to ona sama wytłukła swoją rodzinę i jest jej z tym całkiem dobrze, to jeśli chodzi o jej przyjaciół, tu już zmienia się w lwice, która broni swoich młodych, prędzej pożre na surowo, niż pozwoli skrzywdzić przyjaciół, to jedyne na świecie osoby, na których tak zależy anty uczuciowej Owieczce, tylko oni nie chcą jej zabić i nie wieszają na niej psów. Po 5 minutach wpatrywania się w tabliczki coś dostrzegła, zobaczyła wolną tabliczkę dla tej, która blokuje inne, po odblokowaniu wszystkich odetchnęła z ulgą.
- No diabełku, ten aniołek wraca tam skąd został podstępnie uprowadzony.
Diabeł podszedł do stołu i zobaczył, że wszystkie tabliczki są zebrane w pary, dopasowała wszystkie tabliczki z najtrudniejszego dla niej układu Fortecy, rozkazał uwolnić anioła, który to rzucił się w ramiona przyjaciółki i nie mógł jej się nadziękować, z radością spostrzegła, gdy żegnała się z aniołem, że nawet ta sytuacja go nie zniechęciła do przyjaźni z nią. Po pożegnaniu z Tomaszem zwróciła się do diabła, najpierw rzucając w niego krzesłem na którym siedziała
- Ty durny, popieprzony, zazdrosny, nieumiejący radzić sobie z własnymi uczuciami diable!
- Ej no wyluzuj, Owieczko, hej, hej, odstaw ten świecznik, jest cenny i bardzo ciężki, daj mi wytłumaczyć!
Owca cisnęła w ścianę wielkim, mosiężnym świecznikiem i od razu się uspokoiła.
- Dobra, tłumacz.
- Myślę po prostu, że Ty i ten anioł nie pasujecie do siebie, bardziej Ja i Ty, rozumiesz dwa podobne charaktery.
Owca znów się wściekła, ale tym razem jak obiecała poleciał w stronę diabła wielki, stary stół, jak go podniosła, sama nie wie, diabeł runął na podłogę przygnieciony owym stołem, a Owca wyszła z piekła wprost rozwścieczona, no bo co ten diabeł sobie myśli? Po wyjściu z piekła, stwierdziła, że pójdzie przez las, żeby uspokoić nerwy, w pobliżu niej między drzewami biegał goluśki jak go matka natura stworzyła Twiggy, po tym co zobaczyła potrząsnęła tylko głową chcąc jakby wytrząść z pamięci ten obraz i poszła dalej, doszła na dróżkę pomiędzy polami Żelkowych i Krówkowo-Ciągutkowych mutantów, zobaczyła w oddali szwendającego się po lesie kolesia z dredami, zeszła z dróżki, żeby pójść za nim, zakradała się cichutko i chowała za drzewami. Szła za nim jeszcze kawałek, kiedy koleś nagle zniknął, wyglądała zza drzewa, ale widoczność miała tym słabszą, że była noc, a tylko promienie odbijające się od tarczy księżyca jej przyświecały, poczuła, że coś lub bardziej ktoś za nią stoi, odwróciła się powoli i na widok stojącego już teraz przed nią kolesia, trochę się zmieszała.
- Dlaczego za mną idziesz, czemu mnie śledzisz?
- Wiesz... - zastanowiła się chwilę co powiedzieć i zaczęła mówić ciągiem, dostała słowotoku  - Jest strasznie ciemno i trochę się pogubiłam, a tu jak raz patrzę ktoś sobie chodzi po lesie, więc pomyślałam, no czemu nie, pójdę za nim, a nóż widelec on wyjdzie gdzieś do cywilizacji i jak by tu za nim nie iść, no bo co lepiej się pałętać, no ja nie sądzę, zwłaszcza, że muszę już wracać do domu, nie to, że z kimś mieszkami i ktoś by się o mnie martwił, ale tak w ogóle to by się już przydało i tego no, dobra widzę, że i tak tego nie łykniesz.
- Skończyłaś? Pewnie, że ci nie wierzę bo widziałem cię tu już kilka razy jak szłaś do piekła albo na to osiedle za lasem. To jak ci na imię? - pytanie zabrzmiało tak jakby wcale go to nie obchodziło, ale z grzeczności się spyta.
- Owca Porno.
- Kojarzę cię, grałaś z taką rudą dziewczyną na gitarze w mieście, bardzo porażającą muzykę country.
- Musiałam jakoś zarobić na rachunki.
Nieznajomy w czarnej kurtce i spodniach moro zaproponował, że odprowadzi ją do domu, chętnie się zgodziła, tym bardziej, że jej skorupka na sercu jakoś dziwnie zaczęła się rozkruszać, znaczy robaczki próbowały pożreć kolejny mięsień, pod domem zauważyła, że nie zna imienia swojego nowego znajomego.
- Zanim pójdziesz i nie wiem czy cię jeszcze spotkam to tak chciałabym spytać bo się nie przedstawiłeś, jak masz na imię?
- Marcel, jednak wolę jak nazywa się mnie Crushbone.
- W takim razie miło mi cię poznać Crushbone.
- Jeśli masz chęć mnie na prawdę poznać przyjdź jutro koło 17.00 do kawiarni Lord.
- Przyjdę.

piątek, 13 lutego 2015

Trzynastego w piątek szczęście sprzyja Owcy, a po piątku jest techno.

Czasami zdarza się taka zbieżność dnia i nazwy, która wszystkim jeży włos na głowie, a Owcy daje dużo radości, co bardziej przesądni ubierali się jak na dzień św. Patryka i obwieszali się czterolistnymi koniczynkami, ci co nie musieli nawet z domu nie wychodzili. Owca uwielbiała, gdy miasto dzięki temu pustoszało, więcej przestrzeni wolnej od głupoty dla niej i większe szanse na ponowną wygraną w totka. To właśnie dzięki złej sławie piątkowi trzynastego zawdzięczała swoje małe bo tylko milionowe bogactwo, które prawie w całości roztrwoniła w przeszło dwa lata. Początek tego dnia zaczął się ze smakiem, naoglądała się ostatnio reklam, w których twierdzili, że budyń jest taki zdrowy bo tyle mleka, więc na śniadanie zjadła budyń czekoladowy z polewą z whisky. Wybrała się na zakupy, prawie wszystkie sklepy jakie odwiedziła świeciły pustkami, co z tego, że piekarnia na ten dzień piekła wesołe ciasteczka albo w kształcie koniczynki, skoro nie było komu tego sprzedawać, puste sklepy, w których nie ma ludzi, albo prawie wcale. Kupiła whisky butelek dwie, kupiła ciastko w kształcie szczęścia i uświadomiła sobie, że gdyby miała sobie narysować szczęście to właśnie ten kształt by przybrało, to takie proste i banalne, ale wcześniej nie skojarzyło sobie jednego z drugim, następnie poszła do kawiarni na kawę do tego ciastka, jedyny barista podał jedynej klientce kawę z posypką czekoladową na wierzchu w kształcie szczęścia, nie rozumiała po co i tak była szczęśliwa, z tego szczęścia poszła po nowe buty, takie niebieskie z folkowym motywem na boku i na jej ulubionym obcasie, mimo wzrostu dostatecznie wysokiego lubiła być jeszcze wyższa o długość obcasa. W nowych butach poszła do punktu lotto, tam również nikogo nie było, sprzedawca zasugerował jej zdrapkę ze szczęściem, ale miała smaczek na kolejną fortunę, a nie jakieś tam ochłapy ze zdrapki. Była tak szczęśliwa, że postanowiła nie pójść dziś do pracy, wierzyła w swoje szczęście i ten kolejny milion jaki na nią czeka, wracając do domu czuła się królową świata, chyba nie bez powodu, ktoś kiedyś powiedział daj kobiecie odpowiednie buty, a podbije cały świat, czy nie była to Marilyn Monroe, seks bomba, aż po dziś dzień, która mimo krągłości nadal jest wzorcem piękna dla kobiet, co jest sprzeczne z logiką, skoro piękno to  teraz skóra i kości po co właśnie ją, tą farbowaną blondynkę stawiać sobie wiecznie za wzór? Logicznego myślenia w tym temacie nie odnaleziono. Przyszła do niej wiadomość z linkiem, przysłana od znajomego z Krakusowa, który tworzy muzykę rodem z horroru, ma w sobie smaczek i grozę, Owca usiadła w fotelu i wsłuchiwała się w nowe utwory, genialnym pomysłem było by puścić niektóre z nich w środku nocy i taki miała zamiar. Z niecierpliwością czekała na wieczór, chciała sprawdzić wyniki lotto, była ciekawa czy i tym razem będzie miała takie szczęście jak ostatnio i oczywiście chciała zakończyć ten dzień z nutką grozy. Do wieczora grały z sąsiadką w wiedźmina, ale w wersji planszowej, nie mogły grać na komputerze, bo jakby wsiąkły to do rana dnia czwartego, a nie chciały przegapić spektaklu. Pierwsze światła gasły w domach sąsiadów, najwyższa pora by sprawdzić wyniki, Wampirzyca wzięła kartkę i spisywała, Owca zawsze chowała swoje losy przed chochlikami. niby je wystrzelała wszystkie, ale ciągle gdzieś je znachodziła, wyciągnęła los zza stanika i porównała wyniki, jak przypuszczała los był dla niej okrutny, znowu będzie mogła chlać do woli, wygrała kilka milionów, bez większej ekscytacji porzuciła złudne nadzieje o tym, że będzie chodziła do pracy jak każdy normalny i odpowiedzialny człowiek. Nadchodził czas na kolejny punkt piątkowy, światła już zgasły, była jedenasta w nocy, to już czas. Puściła jak najgłośniej się dało kilka wybranych utworów, zapalano światła w domach, adekwatnie do nazewnictwa, w końcu nazwa artystyczna to Svitlo, co oznacza światło, wychodzili na balkony lub przed domy i wypatrywali skąd ta melodia i co ma oznaczać, ktoś kręcił film, a może diabły grają na dziwnych instrumentach i straszą ludzi jak miało to miejsce w setkach licząc lat temu. Jeden z sąsiadów krzyczał, że to na pewno sprawka diabłów, że straszą, obok niego świsnęła strzała, która wbiła się w drzwi, na niej był liścik od diabłów właśnie, pisały, że nie mają z tym nic wspólnego, ktoś zasugerował, że chochliki, ale w swojej obronie krzyczały, że nie są instrumentalne i nie potrafią grać na niczym prócz nerwach, a tego instrumentu były wirtuozami. Przerażona sąsiadka krzyknęła, że to muszą być duchy, które wyją jak opętane i tego ducha sama z siebie wyzionęła. nie mogąc wydobyć głosu w tej postaci, rozpłynęła się z żalu do Hunterowni, czyli miejsca bardziej i mniej zbłąkanych dusz. Ludzie wykrzykiwali różne brednie, a stworzenia oburzały się na nich, Owca skłócała ze sobą dziwadła i wszystkie istoty wszędzie na świecie uważane za wymyślone, wreszcie grubas powiedział, że to na pewno Owca, wszyscy poszli pod jej dom rozzłoszczeni, czekali aż sama wyjdzie, wiedziała, że czas najwyższy przyznać się do tego.
- Oj robicie z igły widły.
- Dlaczego nas straszysz?! - krzyknął ktoś z tłumu, jednak bał się pokazać.
- Jesteście śmieszni, boicie się muzyki czego dowodem jest nasz grubasek, wezwał policję bo uznał, że mu grożę, a wy? Wam też grożę, straszę was muzyką, tworem co łagodzi obyczaje, inspirowanym folkiem, mieszkacie wśród potworów i stworów, których świat nie uznaje, bo są wypaczone, z ludowych podań i legend, więc wymysłem i bełkotem. Boicie się dnia, zaraz moment, nie samego dnia, pecha jaki ma ten dzień symbolizować, tylko wasza wiara w tego pecha utrzymuje go przy życiu, jesteście mimo wszystko słabi i strachliwi.
- Chcesz nas nauczyć jakiegoś męstwa czy co  do cholery?
- Chcę wam tylko powiedzieć, że sami siebie napędzacie tym strachem, a skoro tak to bójcie się dalej.
Owcy wcale nie chodziło o pouczanie ludzi, tej garstki sąsiadów jaka ją otaczała, tylko o ich reakcję, lubiła ich straszyć bo się bali, czasami zastanawiała się co strasznego jest w muzyce... odpowiedź przyszła wkrótce i została pokonana swoją własną bronią, po tym jak tłum się rozszedł ktoś puścił techno, nie wychodziła z domu przez dwa dni, siedziała w fotelu i kiwała się w przód i w tył.

poniedziałek, 9 lutego 2015

Czwartkowe tłuściochy

Każdego roku jest taki jeden wspaniały dzień obżarstwa, nie mam na myśli wigilii, kiedy ponapychamy się podczas kolacji i dojadamy jeszcze resztki przez kolejne dwa dni, chodzi o tłusty czwartek, dzień czczenia pączka, faworków i pewnie czegoś jeszcze, dawniej nadziewane smalczykiem i podawane do piwa, teraz pączek bez róży to pączek bez-nadziejny, czyli bez nadzienia, a bez nadzienia tłustego czwartku być nie będzie, ani bez cukru pudru, w końcu to jedyny legalny biały proszek, który można wciągnąć nosem, tak niechcący podczas jedzenia. Owca uwielbiała dręczyć swojego grubego przyjaciela jak nazwała sąsiada z naprzeciwka, gdyby nie on zanudziłaby się, na szczęście wciąż się nie wyprowadził, choć bliski jest załamania psychicznego. Obserwowała go przez okno w kuchni, z tych nerwów jakby trochę ubyło mu kilogramów, zbliżał się ulubiony dzień każdego pączkowego fana, pewnie już myślał o tym bo ślinka ciekła mu po brodzie, wyglądało to niezbyt apetycznie, odwróciła wzrok i strząchnęła się z obrzydzenia. Zastanawiała się jak można mu popsuć ten słodki dzień, wpadła na dość trudny w wykonaniu pomysł, ale czego się nie robi dla przyjaciół. Dlaczego tak bardzo chciała dokuczyć grubaskowi, no właśnie dostaliście odpowiedź. Grubasek chodził, chociaż można by rzec, że się toczył po swoim ogródku i czegoś szukał, coś upadło mu na ziemię, widocznie było to cenne, okruszki też pewnie są cenne, przypuszczała, że zjadał kanapkę nie pozwalając żadnemu okruszkowi trafić nigdzie indziej poza jego własną jamą gębową, więc mógł to być równie dobrze kawałek kanapki jaki mu upadł, gdy wysiadał z samochodu. Tłuścioch w końcu znalazł upragniony skarb narodów, kawałek kanapki z Oszołoma, jednak wartość kanapki nie spada w jego oczach nawet jeśli jest z dodatkiem piachu, a kto wie czy nie czegoś jeszcze. W tym roku czwartkowe pączki będą tylko dla wybranych, w Whitestok tylko jedna firma oferuje pączki i inne wyroby cukiernicze dla mieszkańców, jest to Cukiernia Starego Cyryla, znajduje się daleko pod ziemią, dokładnie w piekle, pracują tam diabły, gdyż żyją raczej wiecznie, jeśli nie ma powodu to nie zostają skazani na totalne unicestwienie, pracują więc od początku i są jedynymi, którzy znają przepisy i sposoby wypieku, ostatnimi czasy połączyli swe siły z piekarnią, co prawda chleba reklamować nie trzeba, ale niebo w gębie wypada o wiele słabiej niż piekielnie dobre, hasło jest mocniejsze więc ma lepszą siłę przebicia, znowu dowód na to, że jedno bez drugiego długo nie przetrwa, klienci bardzo uskarżali się na brak oferty z wypiekami pospolitymi jakim są właśnie chleby czy kajzerki. Owca miała powód by wykorzystać fakt bycia honorowym gościem w piekle i udała się do swojej ulubionej i przypomnę jedynej cukierni w mieście. Przypomniała sobie jak chodziła tam z mamą i kupowała zawsze to samo, minipączusie, małe kuleczki w całości wpychała do buzi, poza tym niewiele pamiętała ze swojego dzieciństwa, ale nie przejmowała się tym zbytnio, no bo po co? W cukierni duży ruch, jak zawsze, spotęgowana masa napalona na ciastka przyszła po pączki nim wszystkie sprzedadzą, garstka diabłów ledwo wyrabiała dzienną normę, nie mówiąc o tym, że norma wyrabiała się jeszcze przed południem. Owca poprosiła sprzedawcę o rozmowę z jego szefem, zaprosił ją  do biura, szef Marcel, co zdziwiło Owcę poprosił by usiadła, zaproponował kawę i spytał jaki ma do niego interes?
- A gdzie Cyryl?
- Nigdy nie było żadnego Cyryla.
- To czemu cukiernia tak się nazywa?
- Stare dobre dzieje, nagrabiło się kilku diabłom w tym oczywiście mnie, sam Szatan wyruszył na nasze poszukiwania, ale i tak nikogo nie znalazł, a później szukanie mu się znudziło. Przejąłem szwalnię i zamieniłem ją na cukiernię, nazwałem ją imieniem, które wtedy było coraz bardziej  popularne, więc nie zwracano na nią większej uwagi.
- Cudowna historia, a teraz do rzeczy, czy mógłbyś urządzić tłusty czwartek na przykład tylko w piekle lub w innym miejscu?
- Ale jak, nasi klienci przychodzą z zewnątrz, mam ich nie wpuszczać? Nonsens.
- Miałam raczej na myśli to, żeby urządzić taki pączkowy festyn, ludzie zjedzą wszystko na miejscu.
- Ale po co? Skąd mam wziąć na to pieniądze?
- Ten problem zostaw mnie, ale gdyby się dało, zrobiłbyś to?
- Czemu nie, więcej pączków można by sprzedać, zrobić degustacje nowych smaków nadzienia, sprawdzić nowe przepisy i sposoby przygotowywania pączków.
- Doskonale...
Owca wyszła z cukierni udając się od razu do samego kierownika tego podziemnego przybytku, a trzeba powiedzieć, że piekło nie różniło się niczym szczególnym od tego co było na górze, zamiast błękitu nieba była czerwień, zamiast zapachu kwiatów był zapach opium, gdzieniegdzie siarki, ale tylko na zapuszczonych osiedlach, wszyscy, którzy pracowali mieszkali w blokach, pospolite diabły, które były tam za karę, pracowały przy produkcji smoły i pomieszkiwały w grotach, właścicielami domków jednorodzinnych były szychy, wysoko postawieni urzędnicy, policja piekła, sąd piekła, detektywi piekła, byli też łowcy złych dusz, mieszkają w hotelach, nie są to prawdziwe hotele, w których można wynająć pokój, są to hotele, w których system jest ten sam jak wszędzie, usługują im, sprzątają za nich, mają śniadania, obiadki, kolacje, mieszka tam sam Szatan. Hotele są na skrajach piekielnych miast, a każde miasto ma swojego prezydenta, są nim Szatani, nikt nie wie, gdzie jest najwyższy, ale nikt nie chce wiedzieć, unicestwia jednym złowrogim spojrzeniem. Nie ma tutaj prawidłowego podziału na dzień i noc, na szczęście miasteczko HellWhite jest o połowę mniejsze od Whitestok, szybko więc dotarła na skraj, pod hotelem minęła się z diabłem o wyglądzie absolutnie człowieka, ale wiedziała kim jest, nie plączą się tu ludzie, zresztą zdradzała go facjata, miał zbyt gładką i zadbaną cerę, skądś go znała, ale nie pamiętała skąd. Recepcjonistka hotelu była w samej bieliźnie, minęła ją i weszła do windy, nie zwrócił na Owcę większej uwagi, udała się windą na samą górę, szła korytarzem do końca, następnie w lewo, minęła oszklone drzwi i bez pardonu otworzyła wielkie drewniane i pięknie zdobione dwuskrzydłowe drzwi. Weszła do pokoju, do części wizytowej, czyli takiego saloniku, dwa fotele i okrągły stolik na środku, a obok pod ścianą baryk z alkoholami, oczywiście najwyższej klasy i ceny.
- Miło mi Cię gościć. - Szatan wyszedł z drugiej części, powoli za nim zamykały się kolejne drewniane drzwi, dostrzegła łóżko, na którym leżała naga kobieta, a on leniwie dopinał koszulę.
- Przerwałam stosunkowo dobre zbliżenie między kobietą, a nieboskim stworem?
- Tak, przeprowadzałem właśnie badania nad porozumieniem między gatunkowym.
- Bez konfliktów?
- Żadnych. Ale nie jesteś tu dla moich badań, co więc Cię sprowadza w me skromne progi?
- Skromne powiadasz, pamiętasz jak przegrałeś ostatnio w kości? Obiecałeś mi małą przysługę, więc stawiam ci pewne żądanie.
- Słucham.
Owca kazała mu zapłacić i zorganizować tłusty czwartek w piekle lub poza nim, rozesłać zaproszenia wszystkim, oprócz tłuścioszka. Szatan wyczuł w tym jakąś intrygę zagrania mu co najmniej na nerwach.
- Czym cię zezłościł moja droga?
Uśmiechnęła się tylko i wyszła. Wróciła do cukierni i powiedziała, że wszystko jest załatwione, finanse i organizacja będą najwyższego szczebla, tylko mają jeden warunek, zamknąć cukiernie, a wszystko przenieść w ustalone miejsce.
Nadszedł w końcu dzień tłusty, na szczęście trzeba zjeść pączka, przynajmniej jednego, tłuścioch leniwie podjął się próby wstania, ubrał się, spocił się przy tym, wykąpał się w dużej ilości dezodorantu, wsiadł w auto z kanapką w ręku i pojechał do centrum, otwarto tam właśnie wejście jakby się mogło wydawać do metra, jednak było to wejście prowadzące znacznie niżej, wsiadł w windę i  zjechał do piekła, poszedł na ulicę Mistrza Mozarta i ucałował klamkę cukierni, jedyna jaka była i zamknięta, została tylko karteczka na drzwiach głosząca, że dziś festiwal pączków, niestety nie było podane gdzie był owy festiwal, na ulicy żadnej żywej i mniej też duszy, żadnego diabła w piekle, świat chyba oszalał. Najpierw poczerwieniał ze złości, następnie zaczął się trząść, piana toczyła mu się z ust, dostał spazmów, upadł na ulicę i zwinął się kłębek, ale jak to pączków nie będzie?
Wszystkie diabły bawiły się przy ogniskach na polanie w lesie za starym Oszołomem, gdzie przybył każdy kto chciał dziś zjeść pączka. Zaproszono zespoły folkowe, do popicia był miód, podawano pierwsze wersje pączka kiedykolwiek, czyli ze smalcem, a do tego piwo, ciasto było słone, znaczy idealne do piwa, wszyscy zajadali się pączkami, i próbowali nowych nadzieni, ogrzewali się przy ogniskach i słuchali muzyki, jaką raczyli ich artyści. Owca podeszła do jednego ze stoisk i wzięła butelkę miodu, była z nią Wampirzyca, Owca wzniosła toast
- Za grubasa, niech wyjdzie mu to na zdrowie.
- Co ty mu znowu zrobiłaś?
- Jeszcze nie wiem.

Grubas leżał pół przytomny w piekle pod cukiernią, Owca zrobiła mu prawdziwe piekło zamykając sklep z pączkami, facet był na głodzie, potrzebował cukru i tłuszczu, trząsł się i majaczył, że widzi zgrabnego świderka na długich i szczupłych nogach, wsuniętych w czarne pantofelki, do których pasują te czarne pończoszki.

niedziela, 8 lutego 2015

Sms, którego nie było, choć jest, takie widmo.

Pewnego kiepskiego bardzo wieczoru lało jak tylko diabli nadali, Owca siedziała w salonie na fotelu i zajęta była sklecaniem czegoś na swoim laptopie, pracowała nad powieścią, którą chciała wrzucić do netu. Kiedy postanowiła, że kończy na dziś, usłyszała dzwonek do drzwi, a następnie to jak ktoś po prostu bezczelnie wszedł do jej domu, w pierwszej chwili myślała, że to Ruda, ale jak się okazało była to jej sąsiadka, przyszła z brakiem suchej nitki na sobie i mało powiedziane, że wściekła, była wręcz jak wulkan, który na oczach Owcy ma za chwilę wybuchnąć
- Co się stało? - zapytała spokojnie
- Wiesz, że dziś miałam się szykować do wyprowadzki bo te urzędasy z urzędu miejskiego mnie wyrzucają z chaty?
- Byłam dziś u ciebie i pomagałam ci jak tylko mogłam, niestety obiecałam komuś, że wstawię kolejną część powieści na swojego bloga i właśnie kończę to robić, więc jeśli chcesz to po skończeniu ci pomogę.
- Ale mnie nie o to chodzi. - w głosie Wampirzycy słyszalne było poirytowanie, Owca trochę z obawą spytała o co więc chodzi i jak przypuszczała pytanie było dość ryzykowne, wulkan wybuchł
- Pewna osoba obiecała mi, że przyjdzie i mi pomoże przy wynoszeniu gratów, ale ta pewna osoba wymyśliła sobie, że napisałam do niej smsa, w którym to rzekomo jest napisane, że nie jest mi potrzebny do pomocy! Bo raczej nie zauważyłaś obecności pewnej osoby co nie?!
- No tak, ta pewna osoba obrała inny kurs i wybrała się do kogoś innego.
- No właśnie, a najśmieszniejsze jest to, że wcale nie pisałam mu żadnego smsa takiej treści.
- Coś źle zrozumiał?
- Zastanawia mnie czy on w ogóle coś rozumie? Mam tylko kilka dni na wyniesienie się stąd!
- Twoja nowa męska ofiara ci pomogła. Ten twój niby chłopak.
- No, ale jednak dodatkowa para rąk by się również przydała.
- Więc pomyśl skąd i jakim cudem on dostał tego smsa, jesteś pewna, że nie wysyłałaś mu nic dwuznacznej treści? Ty mu mogłaś napisać, że teraz się obijasz i, że nie ma teraz co tu robić, więc on mógł to zrozumieć, że w ogóle nie ma co robić i temu polazł sobie gdzie indziej.
- Nie! Nic takiego mu nie słałam!
 Owca popatrzyła na Wampirzycę nie wiedząc co o tym myśleć i stwierdziła, że na razie nie będzie o tym myśleć tylko poczeka na spotkanie z wyżej jakby wymienionym i niech ten pokaże tego "smsa widmo", którego nie ma choć jest. Po dwóch dniach spędzonych niemalże od początku do końca u Wampirzycy i pomaganiu jej przy przeprowadzce zjawił się ten, o którym jakby była mowa, czyli anioł Tomasz. Wampirzyca rzuciła to co w tym czasie robiła i od razu zażądała wyjaśnień od Tomka.
- No i proszę cię bardzo, gdzie jest ten niby sms?
Tomek wyjął spokojnie komórkę i pokazał dla Lady Vampire smsa, którego niby dostał od niej, Wampirzyca nie wierzyła własnym oczom, sms faktycznie napisany został z jej numeru, ale przecież ona go nie pisała.
- Dobra to jest dziwne, to z mojego numeru, ale nie ja to pisałam, przecież potrzebna mi była twoja pomoc, więc niby po co miałabym to pisać?
- Ja swoją racje udowodniłem.
Owca siedziała w milczeniu i zastanawiała się nad czymś, rozmyślała jeszcze chwilę i stwierdziła, że zgłodniała, zrobiła sobie kanapkę z dużą ilością masła i łososia, a nawet położyła na to listka sałaty, po czym usiadła i rozmyślała dalej, zrobiła kęsa i przeżuwając powiedziała
- A co gdyby to napisał ktoś, kto nie chciał, żeby Tomasz się tu zjawił i się tu pałętał?
- Komu Tomek przeszkadza, dla Stuppidy, nie sądzę.
Owca dalej gdybała i przeżuwała kanapkę
- Skoro ani mnie, ani tobie, ani dla Stuppidy nie przeszkadzałby Tomek, to kto nam zostaje?
- Chyba nie myślisz, że Tomek mógłby przeszkadzać dla mojego chłopaka?
- Mam takie podejrzenia.
- A niby w czym by on mu przeszkadzał?
- Jedyny facet w śród grupki kobiet, jedyny, który mógłby jak to każdy facet pokazać czego to on nie zrobi i nie potrafi, zwłaszcza, że nie potrafi, więc konkurencja jest niemile widziana, samiec alfa może być tylko jeden, choć ten twój samiec to nawet beta nie jest, bez urazy.
- To głupie, jak już coś wymyślasz to z sensem.
- A może twojego chłopaka zapytamy jak było? - zaproponowała Owca, kiedy tylko zjawił się nowy facet Wampirzycy
- Więc kolego, czy masz jakiś związek z tym smsem, o którym mowa od dwóch dni, jakby innych tematów już nie było.
Oczywista odpowiedź jaka padła to: „nie", Owca prowadziła swoje małe śledztwo dalej
- Dobrze, więc mam drugą teorię spiskową, mianowicie – odłożyła kanapkę, która już zaczęła się rozpadać z powodu złej jakości chleba  - Tomek tu przyfrunął i sam sobie wysłał smsa z twojej komórki do siebie, lepsze? – spytała najwyraźniej wystarczająco sarkastycznie, aby do Wampirzycy trafiły jej oskarżenia wobec tego ćwoka, z którym się umawia, a którego by przeleciała na wskroś piłą mechaniczną.
- To jeszcze głupsze.
- To co mniej głupsze jest bardziej prawdopodobne, albo to zwyczajnie ty napisałaś tego smsa i teraz się wypierasz. Tylko jeden element mi tu nie pasuje, nie jesteś zbyt dobrą aktorką, więc takiej złości na niego nie umiałabyś odegrać, pozostaje opcja, że ktoś z twojej komórki napisał smsa do Tomka i jest to albo twój chłopaczek albo Stuppida, ale dla Stuppidy wszystko zwisa i powiewa niczym, ech nie mam nie przyzwoitego porównania i ma wszystko to, co dzieje się dookoła niej w czeluściach swojej dupy, pozostaje mi tylko oskarżyć twojego chłopaczka o to, że wystraszył się konkurenta, wiesz jacy są faceci, jeśli w tym samym miejscu spotkają się dwa samce alfa, nie jest ciekawie, bo oczywiście każde z nich uważa się za mądrzejszego od tego drugiego, naturalnie twój chłopaczek myśli, że Tomek na ciebie leci, zazdrość niszczy związki nawet tak marne jak ten twój, rzuć go, a ja rzucę nim, albo jego z klifu. To jest jedyna teoria jaka mi przychodzi do głowy i chyba trafiona w związku z "smsem widmo".
Wampirzyca wzięła na bok swoją nową ofiarę, znaczy chłopaka i porozmawiała z nim, o sprawie smsa ani Wampirzyca, ani Owca nie mówiły do końca dnia, kiedy wszyscy pomocnicy wraz z chłopakiem Lady wyszli, co przyszło z trudem temu ostatniemu, wtedy obie sobie pogadały, jak się okazało prawda leżała gdzieś pośrodku, może nie chodziło o to, że jej chłopak czuł się zagrożony, ale Owca nie pomyliła się za bardzo w swoich oskarżeniach.
- Faceci, same z nimi problemy.
- A z problemami najlepiej się przespać.
- Oj przestań, ten problem zabiłabym we śnie, a dokładniej podczas gdy on by spał.
- Dlaczego ty go tak nie lubisz?
- Serio, znajdź sobie prawdziwego faceta, on nawet gwoździa nie dał rady przybić, a uważa się za niewiadomo kogo, beta co najwyżej.
- A jak tam twój problem?
- Jak sama powiedziałaś, jak masz problem prześpij się z nim i albo sam ucieknie, albo problem przestanie być problemem, a zacznie być miłym i upierdliwym zmartwieniem.
- Zmartwieniem?
- Tak, ciągle się martwię, że w tym niebie zrobią z niego typowego aniołka.
- Co też ci strzeliło do głowy, żebym romansować z aniołem?
- Skreślam kolejny punkt na mojej liście.
- Co to za lista?
- Lista rzeczy jakie chcę zrobić nim trafię do piekła.
- Długa?
- Jeszcze kilka punktów.
- Skreśl jeszcze walentynki.
- Bardzo chętnie, podaj mi tylko kalendarz.
- A nie możesz tak bardziej dosadniej?
- Gdybym tylko mogła… Uwierz mi, gdybym tylko mogła.

sobota, 7 lutego 2015

Bo diabeł tkwi w szczegółach, czyli pod postacią za zaprzedaną duszę.

Owca poszła dla odmiany do pubu po prostu nawalić się w dętkę, dlaczego, bo taki miała kaprys, odkąd miała pracę w sklepie, której wcale nie lubiła, ale zjawiała się kiedy była potrzebna to miała częściej kaprys zapijać nerwy zszargane w pracy, w zasadzie gdybym napisała, że poszła dla odmiany do kościoła to faktycznie byłaby to odmiana, ale przynajmniej poszła chlać kulturalnie do ludzi, była nadzieja, że jeśli pójdzie sama to nie nachla się tak jak zwykle, a bywało, że tydzień nie wracała do domu, była najlepszym przykładem złego przykładu. Siedziała w pubie i wypijała kufel piwa za kuflem piwa, aż doszło do czterech, kiedy już siedziała się chwiejąc, podszedł do niej jakiś skejt, przedstawił się jako Bam, na co Owca zaczęła się śmiać
- Bam, Bam ha ha, jak ten dzieciak z Flinstonów.
 Bam również był w kilkunastoprocentowym dobrym nastroju, dlatego sam zaczął się z tego śmiać, podszedł do nich jeszcze jeden koleś z butelką piwa, on jak kultura wymaga również się przedstawił, miał ciekawe imię Ville, obaj zaczęli pić z Owcą, gadali śmiali się, aż jak to z dobrą zabawą bywa, wszystko wymknęło się z pod kontroli, wyszli we trójkę pijani na miasto i szukali jakiejś zaczepki, niestety miasto było dość puste, wszyscy jeszcze siedzieli w knajpach lub na ławkach w parku, chodzili to tu, to tam, przeszli przez pół miasta, zahaczyli o plac zabaw, pohuśtali się, poskakali na trampolinie, po wspinali się na drzewa i na drabinki, w końcu doszli pod posterunek policji, zobaczyli stojące tam radiowozy, Bam pobiegł w ich kierunku i zaczął po jednym skakać, w ślad za nim ruszyła Owca, a po niej Ville, następnie stwierdzili, że dla lipy będą czekać, aż wyjdą policjanci i przyznają się im do wszystkiego, zresztą nie musli nic mówić, Bam bardzo chciał się załapać na wytrzeźwiałkę. Policjanci wyszli i wcale się nie dziwiąc patrzyli na trójkę pijanych osób, obok których stoją nieco zdewastowane radiowozy, podeszli bliżej i zobaczyli, że jest z nimi Owca, trochę się bali. Nie wiedząc co zrobić, zabrali całą trójkę na komendę, spisali ich, nałożyli kary za zniszczenia mienia i wsadzili na wytrzeźwiałkę, jeden z policjantów znał dobrze pewnego diabła, zadzwonił po niego, po godzinie na komisariacie pojawił się wezwany stwór o typowym wyglądzie, kopyta, rogi, bródka i kręcone ciemne włosy, miał przypilnować Owcy, żeby niczego nie zdemolowała, nikogo nie zabiła i żeby leżała cicho jakby jej tam w ogóle nie było. Diabeł ze strachem, lecz jednak podjął się tego zadania, zaproponowano mu dobrą sumę pieniędzy za tą szaleńczą misję, to właśnie jego kuzyna potraktowała wodą święconą. Po kilku godzinach spędzonych na pilnowaniu jej i wysłuchiwaniu miał dość, jedyną cechą wspólną jej i wszystkich kobiet była nadmierna gadatliwość, Owca opowiadała mu co lubi robić swoim ofiarom, w jaki sposób by je katowała, tak naprawdę opowiadała to co robiono w Japonii podczas wojny ludziom w obozie, diabeł wysłuchiwał też, jak to nawracano Owcę w niebie, czego już tak bardzo nie mógł znieść, że zapytał czego chce, co ma zrobić, żeby przestała go męczyć i opowiadać mu to wszystko, bo jak się domyślał od opowieści do praktyki droga była bliska, ona chciała tylko jednej małej przysługi, mianowicie żeby wypuścił ją i jej nowych kumpli, spełnił jej niewielką prośbę i tak o to znów, nie wiem już po raz który Owca diabła posłała do diabła. Kiedy tylko wyszła wraz z Bamem i Ville z komisariatu, zaprowadziła ich do swego domu i urządzili imprezkę, zaprosiła swoją sąsiadkę Lady Vampire, zadzwoniła do Rudej, ale ta była aktualnie na tripie i chodziła gdzieś po lesie. We czwórkę sobie znów popili, zaczęli demonizować osiedle Owcy, podpalili blok nieopodal, w bloku tym mieszkała Lady Brak Własnego Zdania vel Słodka Idiotka, czyli po prostu Martyna Kotek, na szczęście to już czas przeszły gdyż na jej mieszkaniu skończyło się palić, a dokładnie to na niej właśnie się skończyło, akurat już przyjechali strażacy i ugasili pożar i ją niestety też, choć i tak niewiele z niej zostało, kilka kości. Owca wraz z nowymi przyjaciółmi zaspokoili swoją chorą żądzę piromanii, ale tylko dlatego, że Martyna jako jedyna wróciła z wyspy Happy Fairy i chciała zaróżowić świat wokół niej samej, dokładniej mówiąc całe osiedle, Owczy twór żyjący własnym życiem nie mógł truć świata zewnętrznego, wystarczyło że ich własny był wystarczająco zatruty, wrócili do domu i postanowili znów zadzwonić do Rudej, odebrała będąc jeszcze na tripie i nadal chodząc po lesie
- Co jest do cholery, ja tu po sklepach łażę, a wy haniebnie mi przeszkadzacie, próbuję znaleźć w tym porąbanym sklepie coś słodkiego, bo co, ile to się można odchudzać? - w tle podczas rozmowy dało się słyszeć "Whisky, whisky, fuck, where's my drugs?!, oczywiście to było nawoływanie Twiggy'ego, po tej jakże interesującej rozmowie, ktoś zadzwonił dzwonkiem, Owca przygotowana na przyjście glin wyciągnęła swojego kałacha, otworzyła drzwi i trzymała broń tak, aby było ją wyraźnie widać, a za drzwiami,nie krawaciarze tylko Manson.
- Szukam mojego basisty, na mieście dowiedziałem się, że masz z nim kontakt poprzez swoją znajomą.
- Tak owszem mam z nim kontakt, ale teraz jest na tripie wraz z Rudą i chodzą po lesie myśląc, że to sklep.
- To się zdarza, Twiggy często robił zakupy na tripie, gdyby nie jego trip nie miałby swojej różowej sukieneczki, zielonej zresztą też.
- Ciekawe, dość ciekawe, a może wejdziesz, napijesz się czegoś z nami, a ja tu Rudą sprowadzę.
Manson wszedł, usiadł w salonie na kanapie obok Bama i pił wraz z resztą, gdy Owca schowała kałacha, postanowiła wyciągnąć swoją ruletkę z kieliszkami, pili to co udało się im wylosować, a wlała do kieliszków wszystko co w płynie, poczynając od wody, poprzez mleko i whisky, a kończąc na syropku na kaszel, dobrze po północy impreza przeniosła się z kanapy na podłogę, bo wszyscy zaczęli tańczyć, Owca wywijała i kręciła bioderkami, Wampirzyca równo z nią, wtedy wpadli Ruda z Twiggym, który od razu wpadł w dzikie pląsy, Ville i Manson patrzyli przez chwilę dziwnie na niego, a Bam zaczął się śmiać po czym walnął hafta, zwalił się na podłogę, zwinął się w kłębek i poszedł w kimono, Ruda znalazła w lesie paprotkę, urwała kilka liści, zrobiła wianek i z nową ozdobą tańczyła jak szalona, Manson tańczył z Wampirzycą, a Ville z Owcą gdzieś zniknęli.
Owca uwielbiała swoich gości, bo najczęściej po imprezie zawijali się sami do domu, tym razem było podobnie, Manson gościł w sypialni Wampirzycy, a Bam kiedy oprzytomniał na tyle by wyjść o własnych siłach wrócił na wytrzeźwiałkę, chyba spodobało mu się tam, natomiast Ville, najpierw wylądował w łóżku Owcy, następnie zniknął niczym pieniądze na jej koncie, Ruda z Twiggym znowu gdzieś zniknęli i przez miesiąc nie będzie z nimi kontaktu, tradycyjnie już można by rzec. Weszła do kuchni i zdziwiła się bo zastała tam sąsiadkę w piżamie, piła z jej filiżanki jej kawę i zagryzała jej wafelkami, coś się w nocy musiało stać, co miało swój brzydki charakter.
- Pamiętaj, to była jednorazowa przygoda.
- Oczywiście, ja z osobnikiem V również nie miałam zamiaru nawiązywać dłuższej, ani cieplejszej relacji.
- To nie był ten Manson, spodziewam się, że Ville również nie był tym, jakiego byś się spodziewała.
- Nie, nie był.
- Ty wiedziałaś o tym?
- A co by robili tutaj ci prawdziwi?
- Więc kim byli?
- To diabły, ktoś zaprzedał duszę za to by mieć swojego ulubieńca, a diabły ku temu procederowi poświęcone cierpią pod powłoką takiego Bama.
- A Twiggy?
- No jasne, że tak.
- Ruda wie?
Owca wzruszyła ramionami, przypuszczalnie nie wiedziała lub wyparła to ze swojej świadomości chcąc mieć cząstkę tego czego pragnie, a ten biedny diabeł pod postacią Zielonosukiennego Twiggy'ego najzwyczajniej w świecie cierpiał swe katusze, ale musiał, był zapewne jednym z więźniów z Alkotrazz, a za dobre uczynki się tam nie trafia, co więcej nawet po śmierci nie ma ułaskawienia.
- Jeszcze jedna sprawa, ostatnio giną mi lewe kapcie i buty.
- Trolle, pamiętaj, że trolle kradną zawsze lewego onucka, bo lewy śmierdzi bardziej.
Wampirzyca parsknęła ze śmiechu wypluwając kawę, nie pytała już o nic i chciała zapomnieć o nocy z podszytym pod Mansona diabłem, ogon i rogi nie pasowały do jej ideału mężczyzny.

Owca tworzy nową cywilizację, ot różowych jegomości.

Lady Vampire przybiegła do swojej sąsiadki późnym wieczorem wydzierając się przy tym w niebo głosy, próbując przekrzyczeć muzykę krzyczała coś o wycieczce dokądś tam i że ma dwa bilety i nadzieję, że Owca jest już gotowa, ale ona była akurat zajęta polerowaniem trupich czaszek, na których zwykle stały świece tylko i wyłącznie w kolorach białych, czarnych, niebieskich, ewentualnie czerwonych, miała gdzieś co ta wampirzyca krzyczy, wolała słuchać muzyki znalezionej w necie i otagowanej jako muzyka steampunk, melodia z 1856 koiła jej zszargane nerwy i wprawiała w całkiem miły nastrój, była przyjemna i nastrojowa, wampirzyca weszła zasapana i podniecona do pokoju, w którym była jej sąsiadka i powiedziała już spokojnie o co się rozchodzi.
- Słuchaj mam dwa bilety na wyjazd w góry, pakuj się jedziemy w ten weekend.
- Ale, że jak to, a moja praca i w ogóle?
- Jaka praca?
- Dobra nie ważne.
- Tak ma być, jedziemy na snowboard poszaleć po stokach, jak prawdziwe twarde baby.
- Tak po połowie się zgadzam jeśli chodzi o te twarde baby, mam oczywiście na myśli tą połowę ze mną.
- Nie drażnij mnie, nóż leży blisko, a oko mam bardzo dobre jak wiesz.
Owca wiedziała i zamilkła dając jej mówić, a mówiła i mówiła, snuła plany i przypomniała jej dziesięć razy o tym, żeby się spakowała, nie zapomniała i przede wszystkim nie zaspała, ale ona była raczej niewzruszona tym całym wydarzeniem jakie miało zajść niedługo, tylko temu, że po pijaku robiła ciekawsze i dziwniejsze rzeczy, choć przyznała w duchu, że na snowboardzie jeszcze nie jeździła, jednak i tak siedziała spokojnie, jakby jutro nie miało dziać się nic nadzwyczajnego. Dla wampirzycy przyszedł już upragniony weekend, więc spakowana poszła do Owcy, zapukała do drzwi i czekała, czekała, aż w końcu się wkurzyła i zaczęła walić w te cholerne czarne drzwi! W końcu Owca zaspana, z rozczochranym łbem ruszyła tyłek z łóżka i przestraszyła się jak tylko otworzyła drzwi bo za nimi znajdował się najpotworniejszy widok jaki tylko widziała w swoim życiu, ostro wkurzona Lady Vampire stała i czekała na Owcę, były o włos od spóźnienia się na pociąg, Owieczka szybko się ubrała, zgarnęła ciuchy, które leżały na wierzchu, mniejsza o to czy były prane czy nie i obie poszły na Postrach Każdego Pasażera, czyli w skrócie PKP, a dawniej Polskie Konie Pociągowe, ale to dużo dawniej. Kiedy wreszcie jakimś cudem po kilku godzinach dojechały na miejsce w góry Postrachowica zadzwoniły po taxi i pojechały do hotelu Postrachowickie Oko, tam się rozpakowały i popędziły do wypożyczalni po deski, wampirzyca chciała jak najszybciej znaleźć się na stoku, jej towarzyszka nie miała tyle zapału, wciąż chciało jej się spać. W wypożyczalni kręciło się kilku kolesi, Owca z wampirzycą przyglądały się deskom próbując jakąś wybrać, która by im pasowała, ale w ogóle im nie szło, głównie dlatego iż nie znały się na tym, podeszli do nich dwaj kolesie, którzy chyba nie bardzo wiedzieli co mają ze sobą zrobić, zagadali dziewczyny, wampirzyca z chęcią rozmawiała z jednym z nich, a Owca ochoczo się oddaliła i zastanawiała się, gdzie tu można wrzucić coś dobrego na ząb, bo była strasznie głodna, koleś gadający z Wampirzycą polecił im aby najpierw wypiły coś na rozgrzanie, a potem dopiero wybrały się na stok, bo tak bez rozgrzewki sztywno się jeździ, Owca z chęcią przystała na tę propozycję i poszli do najbliższego pubu, żeby coś zjeść i się dobrze rozgrzać jak koledzy zasugerowali, a rozgrzała się aż za dobrze. Kiedy sobie podjadła, zamówiła jedno piwo, potem drugie piwo, a następnie lampkę grzanego wina, drugą lampkę już normalnego wina i potem piątą i jeszcze z siódmą, aż w końcu zaliczyła zgon. Obudziła się, a wampirzyca uświadomiła jej, że jak zawsze musiała dać popis po pijaku, zamówiła bilety lotnicze do gdziekolwiek i jak stały tak udały się na lotnisko Krakusa Lotnika, pierwszego lotnika miasta Krakusowa i całego kraju Biało-Czerwu, a teraz obie znajdują się w Pizie, Owca była tak zdezorientowana, że już nawet nie chciała o nic pytać, dowiedziała się tylko, że miała dziwnie długą alkoholową fazę i naturalnie wszyscy się na nią dziwnie patrzyli, a wampirzyca mówiła wszystkim na lotnisku, że jej przyjaciółka jest po prostu zmęczona, przez co o mało ich nie przymknęli, dopiero potem zaliczyła zgon, na szczęście była na tyle silna, by wepchnąć ją do taksówki, a pod hotelem, by wyciągnąć ją z niej i zaciągnąć do pokoju, jaki na szczęście również po pijaku wynajęła. Rano poszły na spacer po mieście i doszły w końcu do celu swojej wędrówki, mianowicie do krzywej wieży. Owca popatrzyła się na owe dzieło architektury i uznała, że jednak trzeba by ją było ustawić do pionu, słyszała też, że wieża co jakiś czas odchyla się coraz bardziej od pionu i kiedy tak sobie patrzyła wieża nagle runęła, wytrzeszczyła oczy i nie mogła uwierzyć w to co zobaczyła, ale tylko przez chwilę, wieża się zwyczajnie przewróciła, a Owca zgłodniała, a skoro już była we Włoszech wyminęła tłum gapiów przerażonych i wstrząśniętych całą tą sytuacją, pociągnęła za rękaw bluzki swoją przyjaciółkę i poszły razem do restauracji na prawdziwe włoskie spaghetti. Nachyliła się nad ciepłym i pysznie pachnącym talerzem z makaronem i usłyszała jak ktoś wykrzykuje jej imię, a po kilku sekundach obudziła się, rozejrzała wokoło, popatrzyła na puste kieliszki od wina i stwierdziła, że ma chęć na makaron.
- Tak na przyszłość od razu mówię, że ta wieża w Pizie zawaliła się nie z mojej winy.
- Nie tłumacz mi, nie chce wiedzieć.
W końcu obie wybrały się na stok pojeździć na deskach, które dobrał im miły pan z wypożyczalni, Wampirzyca wzięła sobie fioletowy kostium, a Owca niebiesko-czarny, śmigały do wieczora, wróciły do restauracji w hotelu zjeść kolację, zastały tam przejętych czymś ludzi, kiedy zapytały co takiego się stało kelnera, który przyniósł im zamówienie, spaghetti z kluskami sojowymi, odpowiedział im, że wieża w Pizie się zawaliła.
- No i widzisz, z tą wieżą to nie mogłam być ja, cały czas byłam tutaj. - Nagle jakby oprzytomniała po raz drugi i obudziła się zarzygana na krześle w pubie, z Wampirzycą nie wyszły nawet na stok pojeździć bo cały weekend chlały z kolesiami spotkanymi w wypożyczalni.
- Ja wiedziałam, że tak to się skończy. – wybełkotała półgłosem ledwo przytomna Owca i osunęła się na podłogę, gdzie na powrót zasnęła.
W drodze powrotnej do domu powiedziała, że nie chciałaby wyjeżdżać do Italii, spytana czemu, odpowiedziała, że faceci tam są zbyt dobrze uczesani, ubrani i jacyś mało męscy lub maczo, ale tak maczo w stylu royal, niby groźni, ale wciąż w eleganckich ubrankach i wypastowanych butach, może na wsi znalazłby się ktoś bardziej w stylu popularnego teraz drwala, choć to lepsze niż obcisłe męskie stringi chowane pod uciskiem podobno męskich rurek, w których ptak czuje się jak w chowie klatkowym ze swoimi jajkami, ale drwalowa moda również nie była zbyt przekonująca.
- Przypomniało mi się coś, pamiętasz jak kilka lat temu, przez kilka miesięcy modne było u nas bycie emo, nie pamiętam co się z nimi stało, ale bardzo szybko zniknęli.
- Zostali wysłani na samotną wyspę Alkotrazz.
- Tam przecież było kiedyś więzienie dla przestępców z ciężkimi grzechami na sumieniu, czemu ktoś ich tam wysłał?
- Sami się zgodzili, mogli nie przyjmować biletu w jedną stronę na wycieczkę po więzieniu.
- Wyjaśnisz mi to?
- Wysłałam im tam zaproszenie, małym drukiem, którego tradycyjnie nikt nie czyta było jak wół napisane, że to bilet w jedną stronę. Straciłam na tym dziesięć tysięcy, ale było warto.
- Co się z nimi tam stało?
- Czytałam w necie, że założyli tam swoje miasto smutku i jest im tam dobrze, ponoć zmienili czaszki na tęcze i różowe słodkie jednorożce. Utworzyłam cywilizację, która po czasie zniszczyła się sama, widząc, że to właśnie doprowadzało ich do destruktywnego żywota, więc zmienili swój sposób bycia, niestety i tu nie znali umiaru, wypaczeni z zachowania proporcji i dobrego gustu są teraz koszmarem każdego rodzica i marzeniem każdej współczesnej siedmiolatki. Słodkie jednorożce skaczące po tęczy oprawione różowym sosem szczęśliwości, to ich symbol.
- Jesteś potworem.
- Twór zaczął żyć własnym życiem, chciałam tylko odizolować ich od reszty społeczeństwa, niestety tak daleko od cywilizacji postradali resztki zmysłów i powstała cywilizacja różowej masy półgłówków. Już lepiej żeby znów chcieli się zabić, a nie żyć.

Daleko na Alkotrazz tłum zwykle różowej masy ubrany był na czarno, wszyscy zgromadzili się na wielkiej górze Szczęśliwego żywota, gdzie miało nastąpić odsłonięcie pomnika na cześć założycielki Happy Fairy, jak nazwali swoją wyspę przybysze, którzy po przybyciu nie chcieli z niej wracać, nawet po tym jak zmienili swój sposób życia. Burmistrz wyspy wygłosił mowę i odsłonił pomnik przedstawiający Owcę, podziękował jej w swojej mowie za to, że pozwoliła im odnaleźć sens w tym, że sensu nie widzieli, to co ich przytłaczało nie było prawdziwe i nie było warte całej tej stylowej szopki, każdy kto tu był odszedł od swoich błahych problemików, tak zgrupowana smutna masa w końcu zaczęła uśmiechać się do siebie i śmiać się z tego wszystkiego, teraz czują, że chcą żyć w pełni szczęśliwie, tradycyjnie w dzień wyspy każdy ubierał się na czarno, tak jak tu przybyli, by pamiętać z jakiej szarej i głupiej drogi zeszli, by na nią nie wrócić, a przede wszystkim dlatego, że Owca nie uznaje różowego, co wiedzieli wszyscy, a przynajmniej nie w takim natężeniu jakie mają tutaj. Następnie urządzili sobie różowy jarmark i tak oto dzień miał się ku różowemu zachodowi.

wtorek, 3 lutego 2015

Misie kaputt, a czekolada w płynie i sąsiad wszystko wyliże.

Owca pewnego szarego dnia w porze wczesnojesiennej wybrała się na miasto w poszukiwaniu nowej pracy, po kilku dniach poszukiwań wróciła do domu pijana, zmęczona i z parą diabelskich rogów w garści zdobytych w sposób niepodobający się ich byłemu już właścicielowi, biedaczek przegrał je w kości, nie wiedział, że Owca była mistrzynią kantowania w tej dziedzinie, ale niestety bez żadnej propozycji pracy. Postanowiła wziąć swoją gitarę i zagłuszać spokojne popołudnie sąsiadom, tym którzy jeszcze nie zdecydowali się wyprowadzić i wpadła na dość oklepany pomysł, by zacząć grać na ulicy. Poszła najpierw do parku i fakt dostała parę groszy, ale chyba tylko po to by przestała grać bowiem nie każdy lubi Slipknot lub Metallic'e grane nawet na akustycznej gitarze, w końcu podniosła tyłek z ławki i poszła do Rudej po natchnienie ukryte w cieście z masą flegmową, wypiły kilka whiskaczy na przemian z kawą i po trzech dniach intensywnego myślenia, tudzież chlania poszły pod fontanny i zaczęły rzępolić na swoich gitarach muzykę country i jak na ironię wpadło im trochę złotówek, tym razem nie po to by przestały grać, ale po to by grały dalej, Owca trochę się tym podłamała, ale kalkulując to sobie wychodzi jednogłośnie, że złotówka za granie country jest lepsza, niż grosz za to by przestać grać prawdziwą muzykę, rachunki trzeba opłacać i ten nowy laptop co na kredyt wzięła, stary dogorywał. Kiedy zrobiło się już tłumnie przy fontannach, a zgromadzone kilogramy żywej masy dobrze się już bawiły, to nagle worki mięsa z kośćmi żwawo się poruszające popadły w panikę i rozbiegli się jak mrówki na wszystkie strony, mało tego zaczęli się wydzierać jak poparzeni. Obie popatrzyły na siebie zastanawiając się co przestraszyło tak ludzi, odpowiedź sama do nich przyszła, był to nadgryziony biało-czekoladowy mutancki miś, patrzył wkurzony na Owcę, ta patrzyła na niego ze zdziwieniem i zastanawiała się skąd kojarzy tego miśka i naszło ją olśnienie, kiedy ostatnio była na cmentarzu ten misiek plątał się po nim, a Owca będąc na lekkim haju po palonych kościach wydobytych z grobu postanowiła skosztować tej żywej czekoladowej słodkości gdyż czekoladę uwielbia zaraz po bijatyce, muzyce, alkoholu, stu pięćdziesięciu innych rzeczach, walkach MMA, wyścigach samochodowych i graniu na kompie.
- Puchatku chcesz czegoś, czy po prostu muzyka ci się nie podoba?
- Arwgrh.
- Jakoś mało komunikatywny jesteś misiek.
- Arghrw!
- Sprechen polish, albo poszedł won!
Nagle misiowy mutant rzucił się na Owcę z tymi swoimi brązowymi łapskami, ta walnęła go po jego czekoladowym łbie tym co miała pod ręką, a właściwie w ręce, przywaliła mu gitarą tak, że łeb mu odpadł i doturlał się, aż na drugą stronę ulicy, miś upadł do tyłu, a ona poszła i podniosła miśkowy łeb i jako, że ludzie i tak się rozbiegli poszła do domu z łbem pod pachą, na miejscu Ruda z Owcą przyrządziły sobie koktajl czekoladowy z puchatkowej głowy z dodatkiem whiskacza i nazwały ten napój: "Pijacka głowa misia", nad nazwą może jeszcze później popracują. Zachlały się tym i niestety później wisiały nad sedesem, tuląc go co by mu smutno nie było, pijacki łeb okazał się być zbyt słodki, następnym razem dadzą mniej czekolady, zdecydowanie mniej, najlepiej sam whiskacz. Po kilku dniach jak już Owieczce przeszła chęć na rzyganie zdecydowanie nie tęczą, ponownie poszła poszukać jakiejś roboty na mieście, na graniu country nie pociągnie zbyt długo, choćby ze względu na ból głowy jaki sama sobie tymi dźwiękami przyprawia, chodziła od kilku godzin po galeriach, warsztatach, barach, aż w końcu z determinacją i uparciem zareklamowała się pewnemu właścicielowi sklepu, innymi słowy mu zagroziła, że jeśli jej nie przyjmie to prędzej czy później pożegna się ze swoją pracą, a przede wszystkim ze sklepem, słyszała jakie ma problemy z diabłem, u którego jest zadłużony, albo pomoże mu umorzyć dług, albo podwoi i tak już wysoką stawkę, z miejsca chciał ją zatrudnić jako menadżera, ale zadowoliła się byciem zwykłą kasjerką, nie chciała tak dużej odpowiedzialności, nie na początek. Tak szczęśliwa wracała do domu, że na miejscu postanowiła się nachlać, po północy poszła w kimono, a około pierwszej usłyszała dzwonek do drzwi, zignorowała to najpierw, ale ktoś upierdliwie z zawziętością maniaka wciąż pukał i dzwonił.
- A niech was kto kopnie w żyć, kto i czego? - wycedziła przez zęby zaspana, zdenerwowana i jeszcze bardziej zaspana, otworzyła drzwi w samej bieliźnie, a tam dwa misiowo-czekoladowe mutanty, tak owszem spodziewała się jakiegoś napalonego, no czy ja wiem anioła o takim przypadkowym imieniu dajmy na to Tomasz lub może kolejnego przeskoku w inny wymiar i elfa za drzwiami, ale niestety zjawiły się wielkie czekolady, sztuk dwie. Poszła spokojnie do kuchni, a misie stały i patrzyły zdziwione na siebie, widać mistrzami logiki nie byli, wróciła do nich z palnikiem w ręce, nie wiedziała nawet skąd takowy przedmiot znalazł się w jej posiadaniu i skierowała ową rzecz w ich stronę, nie wpadły na to, żeby zacząć uciekać dopóki nie włączyła palnika topiąc je, ale wtedy było już za późno na cokolwiek, kiedy już całkiem się rozpłynęły, powróciła do przerwanego zajęcia, mianowicie spania. Pod jej drzwiami rano zjawiło się mnóstwo os, pszczół i mrówek, na szczęście była ich tak wielka chmara, że to całe towarzystwo wszystko sprzątnęło, choć przypuszczała, że na płynną czekoladę pokusił się również jej sąsiad, przynajmniej ten jeden problem miała z głowy, inny problem był z głową, ale z tego leczyć się nie chciała, grywała sobie czasem na perkusji, a perkusiści to z definicji chorzy psychicznie i porąbani ludzie, gdyby było inaczej nie waliliby w gary rytmicznie tupiąc nóżką.

niedziela, 1 lutego 2015

Grobowe portrety, halucynacje po kości i cmentarne misie.

Czemu karzesz mi obserwować siebie samą, to nudne, znam to bo ja to przeżyłam, co ma znaczyć bym czekała do odpowiedniego momentu? Oj Savir, niech cię piekło pochłonie… moment, przecież już cię pochłonęło, temu teraz siedzę tu sama. Nie cierpię siedzieć sama, bo za dużo wtedy rozmyślam.
Owca siedziała wraz z Rudą na cmentarzu, było ciemno i późno i trochę wietrznie jak na tą porę roku za dnia idealną do opalania się najlepiej topless jak to robiła Owca, gdyż uważała, że opalona pupcia, to fajna pupcia, mimo starań nigdy nie mogła opalić się na ładny brązowy kolor, co najwyżej miała delikatną opaleniznę, zasiadły pod jakimś spróchniałym drzewem, na niebie widoczny był księżyc w pełni, czas idealny na kopanie grobu.
- A gdy północ wybije, a strachy wyjdą z nor, ptak zaśpiewa pożegnalną pieśń, zobaczymy świat jak przed tysiącem lat, mgły przesłonią wszystko i zapadnie mrok, nawet gwiazda na niebie nie odważy się mrugnąć.
- Owca, co ty robisz?
- Nagrobki czytam.
 Obydwie miały łopaty w rękach ubrudzone ziemią, siedziały zmęczone i zastanawiały się, gdzie znajduje się grób dziadka Orzechowskiego, który zębami potrafił rozłupać orzecha, w sumie Orzechowski to jego przezwisko właśnie ze względu na te orzechy, dodatkowo powiedzenie o nim, że miał orzeszek zamiast mózgu również było trafne. Mimo kiepskiej opinii jego grób był dla Owcy bardzo cenny, zabrał ze sobą coś, co bardzo chciała mieć. Błądziły od kilku godzin po cmentarzu odkopując dziesiątki grobów, w końcu odpoczęły pod dębem, kiedy tak sobie pod nim siedziały i się zastanawiały, gdzie do diabła go pochowali, podszedł do drzewa bezpański piesek i nasikał na nie, widocznie chciał mu pomóc, takie biedne i suche sobie stało. Owca przyglądała się grobowi znajdującemu się dokładnie przed nią.
- Czy ja dobrze widzę, to chyba grób dziadka Orzechowskiego.
- Miejsce też by się w sumie zgadzało, bo jego grób był przy ogrodzeniu cmentarza o ile dobrze pamiętam i o ile to nie chodzi o grób mojego dziadka.
- Sprawdźmy czy to jego. - Owca podeszła do grobu, miała ze sobą latarkę, oświetliła napis i przyjrzała mu się, był wygrawerowany na złotej tabliczce, jednak robota była tak słaba, że ledwo dało się oczytać 
- Tak, to dziadek Orzechowski, nawet płyta nagrobka jest w kolorze jego pseudonimu.
- A jak miał naprawdę na nazwisko?
- Królikowski, pan Jakub Królikowski, syn Michała Jakuba Królikowskiego, to rodzinna impreza pod ziemią.
Łopatami zaczęły rozkopywać grób, odkopały go tak, by móc otworzyć wieko, a kiedy już je otworzyły, rozwaliły idealnie zachowane kości bez ani jednego kawałka ludzkiego mięska, jak sądziły była to zasługa żelkowych mutantów robaczkowych, to one zjadają po śmierci niepotrzebne tkanki i narządy, jak na przykład zapijaczoną wątrobę albo mózg, generalnie ludzie, którzy nie chcą kontynuować swojego żywota jako diabły kończą je w grobie, oczyszczają się i ich dusze idą tam gdzie chcą, zwykle do nieba, ale i ono ma kilka wymiarów, po jednym dla każdej wiary, chyba, że chcą gdzieś straszyć, lub podoba im się cmentarz, jednakże piekło jest jedno dla wszystkich, jeśli zechcą zostać aniołami pod wodzą głównego anioła, bo nie chodzi o religię, tylko o samo czynienie dobra, ich ciało zostaje przywrócone do stanu poprzedniego, dzięki sposobom znanym tylko w niebie. Pod kośćmi w drewnianych pudełkach znajdowały się dwa ręcznie namalowane portrety James'a Hetfielda. Kiedy wyjęły oba i przyjrzały się im dobrze, okazały się być w bardzo dobrym stanie, dzięki czemu zamiast marnieć pod ziemią, zobaczą znów światło dziennie jakie Owca wpuści do swego domu. Owca miała ze sobą duży worek, w który schowała swój łup, worek postawiła pod drzewkiem, zamknęły trumnę, jeszcze jej nie zakopując, wyszły z rozkopanego grobu i usiadły z powrotem pod jak się okazało dębem, Ruda zaczęła się zastanawiać
- Jak myślisz, jak smakują palone kości?
- Pewnie mają dość ciekawy smak.
- Chciałabym spróbować, kiedyś Twiggy palił kości.
Ruda z powrotem weszła do grobu, otworzyła trumnę i wyciągnęła dwie kości leżące na wierzchu sterty, jak jej się wydaje piszczelowe rąk, podała jedną Owcy, po czym wyszła z grobu i ponownie usiadła pod drzewem, podpaliła piszczele i obie zaczęły je palić.
- Wiesz co Owca, to chyba jednak nie był dobry pomysł, koda by była lepsza od tego, ekhu...
- Mnie coś też nie idzie.
- To czemu to dalej palisz?
- Sprawdzam czy ma działanie halucynogenne.

Siedziały na cmentarzu i paliły trupie kości, a obok nich ganiały się białe czekoladowe mutanckie misie, które wydawały się być tylko zbiorową halucynacją, kiedy Owca pobiegła za jednym z nich i tak go goniła po całym cmentarzu, aż w końcu go dopadła, halucynacja zaczęła bardzo smacznie smakować i przestała być jedynie halucynacją, tylko nowym mutanckim stworzeniem, biorącym się z fabryki słodyczy, którą dosięgnęło promieniowanie. Wróciła do Rudej z kawałkiem misia w łapie i podała go zjaranej już towarzyszce, ta ugryzła najpierw mały kawałek do spróbowania, posmakował jej, po czym wepchnęła sobie do gęby resztę, a był to sobie całkiem spory kawałek. Wzięła worek, pomogła wstać koleżance, zabrała swoją nadpaloną kość, znaczy dziadka Orzechowskiego, którą paliła jeszcze w drodze do domu, Owca z kością w ustach, którą z niesmakiem paliła, Rudą pod pachą i workiem w garści szła przez miasto, na szczęście było na tyle późno, że żadne z dziwnych stworzeń nocnych nie zwróciło na nią większej uwagi, w sumie nie jest pierwszą, która pali ludzkie kości, a nawet gdyby mało by ją to obchodziło. Posiałaby trochę zgorszenia jak zawsze, bo trochę zgorszenia jeszcze nikomu nie zaszkodziło, za to katolom, nie mylić z katolikami daje wiele do myślenia nad tym czego by tu jeszcze zabronić, zakazać i uznać za grzeszne oraz z rąk samego Szatana jako jego dzieło, Szatan się do większości i tak nie przyznaje. Rozmawiał z Owcą i powiedział jej, że nawet on nie jest takim geniuszem zła za jakiego się go uważa, ale kościół to już pod geniusza zła przypiąć by można. Takie to Owcze rozmowy z Szatanem przy partyjce szachów, jak to w niedziele.